Baribum
Blog Ewy Klajman-Gomolińskiej
czwartek, 17 lipca 2025
poniedziałek, 14 lipca 2025
Nawigator postpandemiczny
Ortodoksyjna Żydówka w wigilię
Pesach jeździ po kraju i opowiada jak to jest być Żydówką w Polsce. Ubrana w
sukienkę z sieciówki, matka gromadki dzieci, zostawia - przed najważniejszym
żydowskim świętem - dom i wybiera się w tournée promujące ją i jej publikację.
Temat Żydówki w Polsce brzmi dla mnie tak samo jak temat Araba z Nidzicy,
homoseksualisty w Działdowie czy islamisty z Grudziądza. Brzmi źle, nawet
bardzo źle, rasistowsko. Zakłada bowiem jakiś element ekscesu w normalności i
zwraca uwagę czymś, czym nie powinien. Sam fakt, że ktoś z racji swojej
przynależności etnicznej, pochodzenia czy religii robi event, jest wielce zastanawiający.
W tym samym niemalże czasie ortodoksyjny katolik przesyła zdjęcia chmury na
niebie ułożonej w kształcie serca z opisem, że 03.04.2023r. w Krakowie takie
zjawisko miało miejsce, co należy rozumieć, że Papież nas pozdrawia.
Ortodoksyjny katolik w Wielki Tydzień, a więc najważniejszy w religii
rzymsko-katolickiej tydzień męczeńskiej śmierci i zmartwychwstania Jezusa
Chrystusa, widzi w ułożeniu chmur na niebie MMS-a od Papieża.
Od 2020 roku tradycyjnie już
pierwszy kwartał jest mocnym apokaliptycznym uderzeniem w plecy zwykłego
człowieka. Chociaż być zwykłym człowiekiem to wyjątkowy przywilej, bo tacy
ludzie nie wzbudzają zainteresowania, a co za tym idzie nie są piętnowani
medialnie. Początek roku 2020 to pandemia koronawirusa i zakazy spacerów po
lesie, przymusowe lockdowny uziemiające
ludzi w ich własnych domach, które doprowadziły do bankructwa i upadłości wielu
firm. Kagańce w postaci maseczek obowiązkowe nawet w drodze do śmietnika,
polewanie spirytusem wyschniętej skóry rąk i liczenie członków rodziny przy
świątecznym stole.
Rok 2021 przyniósł długo wyczekiwaną
szczepionkę, która pojawiła się zdaniem niektórych naukowców zbyt szybko, a
czas potrzebny na jej raportowanie okazał się jednak za krótki, by z całkowitą
pewnością orzec co do jej bezpieczeństwa. W każdym razie jej dystrybucja wzbudziła
podejrzenia, że podawana jest osobom uprzywilejowanym a reszcie grozi wybicie
przez koronawirusa. Kiedy zostaliśmy utwierdzeni w przekonaniu, że szczepionki
wystarczy dla wszystkich i koronawirus nas nie wybije, wzniosły się liczne
głosy, że szczepionka jest zabójczą bronią i jej przyjęcie nas wybije, a sam
wirus to pikuś. Powstały dwa silne obozy szczepiących się i foliarzy szydzących
z tych szczepiących się. Foliarze snuli wizje małych osad, w których będą
mieszkać ze swoim poletkiem, które zapewni im plony ziemi niezbędne do
przeżycia. Szczepionkowcy otwarcie przestrzegali przeciwników o wykluczeniu ich
ze społeczności i obawach względem przywleczonego przez nich wirusa. Całkowicie
został pominięty wstęp, gdzie wspólnie węszono spisek uknuty przez celebrytów,
którzy potajemnie wyciągali odsłonięte przedramię do iniekcji. Znani aktorzy
bili się publicznie w piersi za przyjęcie pierwszej dawki i przepraszali, że
wzięli szczepionkę, która miała trafić do utylizacji. Z egoizmu zapomnieli
zadzwonić do reszty populacji i powiadomić o jednej wolnej dawce.
Po
zgonach w wyniku zakażenia koronawirusem, przyszły niewyjaśnione zgony, które
zdaniem wielu osób pod patronatem folii, były następstwem przyjętej
szczepionki. Pojawiły się dywagacje, który ze zgonów jest słuszniejszy a która
śmierć lżejsza. Pandemia trwała dalej, uczniowie w domach próbowali zdalnie
skakać przez kozła i obserwować komórkę łodygi pod mikroskopem.
Nastał rok 2022 i wielu
twierdziło, że co nas nie zabije to nas wzmocni i czas wracać do normalnego
życia ze szczepionką lub bez. Kontrowersje się nasilały, bo dawki broni na
wirusa zwiększały się o przypominające, a z nimi szanse na zakrzepy i inne
poszczepienne powikłania. Jednak apokaliptyczny ząb wbił się w historię z
drugiej strony i wybuchła wojna. Zdaniem niektórych, w tym samego Papieża
Franciszka, III wojna światowa. Strach i destabilizacja ogarnęły zaszczepionych
i niezaszczepionych. Niedotleniony przez maseczki i osłabiony Covidem bądź
szczepieniem naród, mimo znacznego wyczerpania portfela przez lockdowny, pędził
z odsieczą swoim braciom na Ukrainie. Pieniądze, środki czystości, żywność,
leki, mieszkania, miejsce w pokoju, wszystko, co mogło tylko pomóc. Przyjęliśmy
miliony uchodźców i jakoś nie było sposobności, by restrykcyjnie traktować
paszporty covidowe i egzekwować noszenie maseczek. Koronawirus stawał się coraz
bledszy, w miarę gdy prawdopodobieństwo uderzenia nuklearnego rosło. W aptekach
topniały lawinowo ilości jodku potasu, który społeczeństwo kupowało na wszelki
wypad i czarniejszą czarną godzinę. W punktach zbiórek pomocy dla Ukrainy panie
żądały tylko nowej odzieży z metką, podczas gdy w nawiązaniu do eko i samego portfela,
społeczeństwo ubiera się w lumpeksach. Nie wiem, czy przez te metki, czy ad
hoc, ale na granicy w zbiórkach odzieży królowały stroje plażowe i sylwestrowe
suknie, przypominam, przeznaczone dla ludzi dotkniętych wojną. Niektórym myliła
się pomoc z czyszczeniem szaf na tzw.
wiosenne porządki. Dużo było dymu, że ktoś nie dostał pracy, bo zatrudniali w
pierwszym rzędzie Ukraińców. Jakby pierwsze uniesienia i zryw powstańczy do
niesienia pomocy przeszedł w rozczarowanie, że wszystko ma iść z kieszeni
Kowalskiego.
Wojna trwa nadal i obrazy, nie do wyobrażenia
jeszcze nie tak dawno, już się zacierają
z codziennością, bo żyć trzeba dalej, a żyć jest coraz ciężej. Kiedy dzielny
naród oddał już ostatnie konserwy oraz ibuprofen a świnka skarbonka pokazała
różowe denko, nadeszła inflacja z chichotem szatana. Żarty z lat ubiegłych o
windującej cenie pietruszki stały się czerstwe, bo ceny czynszowe, benzyny, no
i samej żywności są, realnym progiem dla większości, nie do przeskoczenia.
Kombinacje jak ukręcić z mąki i wody zupę, drugie danie i deser są za trudne
dla udręczonej rodziny. Porady typu: jedz mniej a więcej oddychaj, żuj dłużej,
delektuj się plasterkiem ziemniaka, nie przekonują żołądka. W tle 15-minutowe
miasta dla naszego dobra, by wszystko za mordę trzymać, tzn. żeby każdy miał
kino w bloku i filharmonię na osiedlu. Szarańcza, tym razem nie jako plaga,
tylko źródło pożywienia. Mamy jeść jak ptaki i gady, i ma się stać cud, i kwas
solny w naszym żołądku rozpuści chitynowe pancerze. Logicznym jest, że
społeczeństwo drapieżników eko oraz wege zamiast zjadać ptactwo i ryby, będzie
jeść robale i owady. A co na to ekosystem i jego biorównowaga? Dlaczego życie kurczaka
trzeba chronić a życiem świerszcza pomiatać?
Ale mamy 2023 rok i brat
wystąpił przeciw bratu. Podniesiona łapa na osobę świętą doprowadziła do
niespotykanej eskalacji hejtu, ale i wzajemnego oddalenia. Ten konflikt wzniósł
podziały nawet w najmniejszej społecznej komórce, jaką stanowi najbliższa
rodzina. Występując przeciw Janowi Pawłowi II burzymy swój własny dach i
stajemy się łatwym, bo odkrytym celem. Ktoś, kto wymyślił w ogóle sam ten temat,
jest bardzo przebiegłym taktykiem i strategiem. Nic z taką zręcznością nie
osłabia organizmu, jakim jest naród, jak pozbawienie go tego, co go scala. To
fenomen, który ma swojego demona. Stajemy się pozbawieni ojca, jego opieki a
nade wszystko poczucia, że on jest nasz. To nas rozdziela i rozdziera, a
cementowało kilkadziesiąt lat oraz dało nadzieję i siłę do działań, których
nigdy byśmy się nie podjęli. Oczekiwanie na tzw. „prawdę” jest naiwne i wynikające
ze słabego rozeznania. Światem rządzi tak naprawdę garstka ludzi. Ci ludzie
popełniają codziennie różne błędy, o których nie jesteśmy informowani, ponieważ
jako społeczeństwo mamy mieć poczucie jakiejś stabilności. Gdybyśmy mieli pełną
świadomość, co dzieje się na górze, nie bylibyśmy w stanie normalnie żyć. Ta
garstka ludzi decyduje o tym, czego się dowiemy a czego się nigdy nie dowiemy,
a przynajmniej nie w naszej epoce. To wyższa konieczność. Konieczność ich czy
nasza? Jakby na to nie patrzeć rytm naszego życia określają media. Media
stymulują poziomy zagrożenia, konfliktu, spekulacji. Media to władza; są w
stanie wywołać burzę w szklance wody i nie podejmować tematu z im tylko
wiadomych względów. Ich wiedza spływa od tych, którzy kierują światem i chcą
mieć akurat taki jego obraz. Jan Paweł II był papieżem i był człowiekiem. Jako
papież znajdował się w najbardziej zawiłych strukturach kościoła, rządów i
polityki. Podejmował decyzje, które były uwikłane w taki stopień komplikacji,
że potrzebowalibyśmy całego kontekstu różnych ram czasowych i wiedzy, by
cokolwiek pojąć albo i nie. Karol Wojtyła nie żyje i nie może wypowiedzieć się
w temacie, który zna najpełniej i najlepiej. Znikające i pojawiające się
dokumenty nie sprawią, bym wyparła się zdania, że o zmarłych mówi się dobrze
albo w ogóle. A jeśli zmarły jest święty to jakim prawem można mu tę świętość
podbierać a zasługi podkradać? Rzucając kamieniem w Św. Jana Pawła II rzucamy w
siebie, bo na oczach całego świata odbieramy sobie to, czego ten właśnie świat
nam zazdrościł.
Potrzebujemy
zjednoczenia. Wszyscy. Bez wyjątku. Człowieka gubi lęk, który przesłania cały
kontekst. Dostęp do wiadomości, opinii i komentarzy spotęgował lęk o
niespotykanej dotąd skali. Boimy się wojny, zarazy, głodu, bezrobocia, biedy,
etc. Kiedyś człowiek wracał z pracy, zjadał obiad i szedł na działkę. Jak
padało to na kawę do sąsiadki. Robił różne rzeczy, ale telewizor włączał o
19.30 na „Wiadomości”. Nie do pomyślenia a było to tak niedawno. Dzisiaj
wiadomości pchają się same chciane czy niechciane, działki są w odwrocie a
sąsiedzi niedostępni. Jesteśmy bardzo samotną populacją, niepoukładaną bez
komputera i telefonu. A to sieć nas właśnie niszczy, to co układa dzień,
alertuje go w jakimś stopniu odwracając uwagę od kogoś/czegoś obok. Dostajemy
ostrzeżenia. że sypnie śnieg albo zagrzmi. To jest naturalne, ale przedstawia
się naturę w taki sposób, by zburzyć nasz spokój. Najskuteczniejszym
antidotum na lęk jest agresja, gdy
zwierzę atakuje przestaje się bać, koncentruje się na ataku. W sieci atakuje
się już wszystko. Łatwiej przyjmuje się złe słowa o kimś niż dobre, łatwiej
znosi się porażkę kogoś niż jego szczęście, łatwiej plotkuje się rozładowując
swoją zazdrość niż budując szacunek wobec obiektu plotek. To się staje zakaźne,
rozmnaża się, pomału zaczyna brakować dobrych słów. A jeśli nawet? Niedawno
natknęłam się na zdjęcie naszego uznanego, wiekowego już, aktora z jego piękną,
o wiele młodszą, żoną. Pod zdjęciem komentarz „piękna para, w ogóle nie widać
różnicy wieku”.
Hologramy
i portale, które można otworzyć znając odpowiednie systemy, inteligentne
jaszczury kryjące się w kotach i powszechnie znanych osobistościach, cywilizacje,
które nas inwigilują i czerpią naszą energię. Nie bardzo rozumiem jednak
omnipotencyjne zapewnienia, że nie było nikogo w pojeździe kosmicznym
odnalezionym tu czy tam. Mamy tyle zmysłów, ile mamy i określoną optykę oka,
więc pusty pojazd dla człowieka może oznaczać pojazd pełen istot według optyki
kogoś z ogonem, na przykład.
Rok
2024 według numerologów jako ósemka miał przynieść obfitość, równowagę i
sukces. Przyniósł Trumpa, jak się później okazało, w pakiecie z Muskiem i
wszczepieniem pierwszego czipa do mózgu
człowieka. To tak dla lepszego zaznajomienia i zbliżenia człowieka ze sztuczną
inteligencją. O Izraelu nie powiem nic, bo cokolwiek nie powiem, zostanie użyte
przeciwko mnie. Izrael jest jednym z niewielu tematów na świecie, który nie
nadaje się do żadnej dyskusji, każdy tok rozumowania jest błędny, każdy pogląd
nieodpowiedni i nie ma się racji na 100% w każdym wyartykułowanym wyrazie.
Ale
są efekty, są! Plony popandemiczne bardzo urodzajne. Jeszcze nigdy ludzie
nienawidzili siebie tak bardzo, jeszcze nigdy zazdrość nie stała się większą
namiętnością niż przez wieki miłość, jeszcze nigdy nagość nie stała się
obowiązkową codziennością. Pozbawieni wstydu, tajemnicy, ochrony intymności
wywlekamy wszystko, co mamy dla siebie i bliskich – dla wszystkich. Powikłania
w słabej odporności i rozmaitych niewydolnościach to także brak odporności
psychicznej i niewyróbka przy zieleńszej trawie sąsiada. Ludzkość nauczyła się
czerpać z upokorzenia, rzucenia na kolana i szydery. Ludzkość oczyszcza się
publiczną spowiedzią ze swojego życia przed gronem obserwujących, których
zasadniczo nawet nie zna.
W
rok 2025 weszliśmy z całkowitą pewnością, jaką ma się tylko raz w życiu, że nie
da się w ciągu 24 godzin zakończyć wojny… Żadnej.
21
kwietnia 2025 roku zmarł Papież Franciszek. Wymodlił dla całego świata
uwolnienie od zarazy. Poprzez media modliliśmy się razem z samotnym Papieżem na
Placu św. Piotra. Stał się kimś więcej niż urzędującym Papieżem. Symboliczna
scena Ojca Świętego idącego przez pusty Rzym, jego peregrynacja w intencji ułaskawienia
owieczek od zarazy to najlepszy kadr z filmu, na którym by wszyscy płakali,
gdyby powstał. To fragment powieści wszech czasów omawiany na lekcjach. Klucz
otwierający wrota bezkresnej i bezgranicznej miłości. jaką darzył nas Papież
Franciszek. Oddał ogrom uzdrawiającej energii światu i wszystkie swoje siły na
ratowanie naszej planety, a potem zaczął gasnąć i zgasł. Jego śmiercią żył
świat od kilku godzin do kilku dni. Epoka silnych bodźców i codziennych kopów,
podarowała nam człowieka niezdolnego do analizy i refleksji, bez czasu na
celebrowanie ważnych momentów dobrych i niedobrych, ale ważnych. Jeżeli tylko
zaczynamy myśleć, zastanawiać się, rozmawiać, jak mamy z kim, to na ekranie
telefonu pojawi się rządek rozmaitych wiadomości, powiadomień, a media znów
wybiorą gorący temat dnia, godziny, by odwrócić naszą uwagę. Jesteśmy bowiem
odwróconym społeczeństwem. Odwróconym od prawdy a przywołanym do porządku.
Porządek stał się najistotniejszym kierunkowskazem. Prawda podana przestała być
jedna a stała się zmienna. Zależy od kanału przekazu. Trzęsienie ziemi w
naszych emocjach sprawia, że nie potrafimy reagować właściwie czyli
długofalowo. Nie czerpiemy z doświadczenia i nie sumujemy tych doświadczeń.
Konflikty rozwiązujemy blokowaniem znajomych, brakuje nam czasu i chęci na
konstruktywną krytykę i rozmowę. Naszym podwórkiem jest plansza, na której
zmiatamy niepasujące nam nazwiska. Internet jest całym naszym światem, który
odbiera nam życie.
piątek, 11 lipca 2025
Nieznajoma
Gotyckie Osadzone na czerwonej glinie
Z lampką czerwonego wina BardzoStyl w architekturze Domy mające kilkaset lat
Jęczą jak wiatr schwytany za gardło
Nie mieszkasz tu To mój dom
Podnoszę do ust i czuwam Starzeje się lustro
W którym obca twarz Zimny brzeg Ziemia nieznajoma Pamięć czarno-biała
Przez atom drzwi marsz pokoleń
Odbiera zamarznięte dzieci z balkonu
Przyjdą rodziny pojedyncze osoby
Zapisy miejscowo ograniczone
Specjalne godziny Nie można czerpać energii ze Słońca
Ranek nadłamał się kawałkiem herbatnika
Kiedy miałam siedem lat gotyk dotknął nieba
Na ślubnym kobiercu malowanej łąki tej jedynej planety
Rysowanej czterema połamanymi kredkami bez pierwszego planu
Ponoć na rachunku był spory napiwek ale zagłuszyła go muzyka
Prokuratura wyjaśniła że barwa czerwonej gliny zależy
Od stopnia utlenienia tlenków żelaza Sztuka sepulkralna
Zjedz trochę razem z nami.
środa, 2 lipca 2025
niedziela, 22 czerwca 2025
Dzień Ojca
wtorek, 17 czerwca 2025
Jesteś więc powróć
Kiedy zasypia dzień
Jak zmęczeni podróżni
Na mocno opóźnionym peronie
Zagarniam czas by nie stygł
Przestaje oddychać wilgoć w wannie
Mój los spływa w lustrze gubię pamięć
Porzucam wspomnienia zjadam fotografie wrażeniowe
Jestem królową letniej kąpieli w przeciętnej łazience
Przyciągam siłą woli odległe piramidy jak kiedyś
Twoją miłość zjadły robale
Noc nastaje trwa i porywa niegrzeczne dzieci
Wróżki zębuszki upiory z szafy to moi niewolnicy
Ściągam magią kilograma białej szałwii w dół
I jej prawem stwierdzam że cię nie ma nas nie ma was
Pradawne siły ryczą wzburzonym morzem
Pod biurkiem z płyty mdf
Mam aplikację z frytkami
Czuję się najedzona
A głodny tłum bez aplikacji krzywi własne odbicie
W siódmym kręgu piekła Dante chodzi z kluczami
Do drzwi gerdowskich prawdopodobieństwo włamu
Maleje grozi że jest piekło dla tych którzy nie radzą
Sobie bez mamy i taty jakoś
On cię tylko tak straszy mówi moja matka
Martwa nie wzbudza większego zaufania
W czerwonej atłasowej sukni
Nie widziałam jej nigdy
Onieśmiela mnie matka
Bo pamiętam ją lepiącą pierogi
Gdy żyła zakładała fartuch
Teraz egipscy niewolnicy niosą ją na fotelu
Który poszedł na śmieci jako pierwszy mebel
I stał się w drugim życiu tronem
Moja matka jest faraonem
Mój ojciec jest świadkiem
Ja też widziałam ich na brzegu pili grzane wino
Napisz o nas wiersz Dantego pomiń zakręć kran
Jesteś więc powróć.
piątek, 13 czerwca 2025
Nie wypatruj ale czekaj
Mój ojciec stoi na przystanku autobusowym
Jest zima Mróz Płatki śniegu wpadają mu prosto w oddechJakby ta cała dookolność wywołała zasinienie wokół ust
Martwą twarz której nie ruszają nawoływania syren
Płyń do mnie Płyń do nas Płyń
Ojca sen trwa już wiele lat
Mamy tak samo On też jest obok w moim śnie
Na zdjęciach jego oczy mówią do mnie
Słyszę cię jak ciągle płaczesz Nie ma takiego snu
Po którym mogłabyś zapłakać
Twój płacz nie pozwala mi usłyszeć wyraźnie syren
Duchy przeszłości mówią że to dobrze
Moja podróż wciąż urywa się po pierwszym kręgu
Czekam na autobus Będę mógł wyprostować sztywne nogi
Poruszyć osocze Spróbuj ty zacząć od prawej nogi
Zorganizuj jakoś swoje życie byś oddzieliła mowę od milczenia
Moje słabe nawoływania byś nie stała się zwiotczała
Zupełnie nie wiem kiedy kłaść cię spać
Żyjesz inaczej niż cię wychowałem
Żyję jak chcę
Nie Żyjesz jak ci każą Nie poruszasz głową gdy coś ci się nie podoba
Udajesz chowasz się i zaklinasz rzeczywistość
A ona i tak się wypełni twoje wróżby Kurczowo się trzymasz
Przypadku który miał nastąpić Przypadku który nie był przypadkowy
Poznaj bezpłatnie swoją przyszłość rozkładem jednej talii
Nie ponawiaj po nieudanych przepowiedniach
Trwonisz się na uzyskanie odpowiedzi a ona przyjdzie
Nie wypatruj jej ale czekaj
Nie umiem pielęgnować kwiatów Przerażają mnie
Rośliny są okrutniejsze od zwierząt Ich miłość słabsza
Nie ma słabych miłości On cię nigdy nie kochał
Po co mi to mówisz teraz Niepotrzebne zupełnie
Nie ma w życiu niepotrzebnych rzeczy tylko ty się martwisz
Niepotrzebnie
Nie chcę nosić maseczki w monsterę dziurawą
Wolę nosić bransoletki Najlepiej fioletowe
Muszę iść na autobus bo dzisiaj nie przyjedzie
Dlatego ważne jest bym był bym czekał
Obecność jest zawsze najważniejsza reszta mniej.