Każde słowo powtarzane wiele
razy staje się mantrą. Materializuje się i urzeczywistnia. Mebluje świat. Po
latach nie pamięta się już, skąd szafka z napisem „feminizm” się wzięła. Jest i
już. Znaczy, że tak ma być… Zaczęło się, jak wszystko, od początku. Bóg
stworzył świat, a w nim mężczyznę. Nie kobietę. Ją później. I stworzył ją dla
niego, dla mężczyzny. Pierwszy był on. Bóg wyobraził sobie człowieka jako
mężczyznę i z miłości do niego stworzył mu towarzyszkę jako ochronę przed
samotnością i jako dopełnienie jego ciała, dla uzyskania ideału pełni, całości.
Jakaś ukryta zazdrość kobiety o Bożą miłość, dąsy, że Adaś był pierwszy i
pierwszym zostanie. Nic tego nie zmieni. Zakwasy, frustracje, bo każdy chce być
tym pierwszym i choć ona z nim stworzyli razem dopiero jedno ciało i są tymi
dwiema połówkami jabłka czy innego smacznego owocu, to jednak stąd poszedł
impuls. Bo jak inaczej wyjaśnić spekulacje nad płcią? Czemu niektórym tak
trudno zaakceptować męski rodzajnik w odniesieniu do Jego Wszechmocy? Piszę o
frustracjach i kompleksach, bo tylko takie kobiety chwytają za oręż feminizmu.
Te, które czują się poniżane, wykorzystywane, tłamszone, ograniczane,
zniewolone. Te, które czują się człowiekiem drugiego stopnia, człowiekiem
drugiej kategorii. Te, piętnowane z racji posiadania waginy, podobnie jak na
tle rasistowskim Murzyn traktowany inaczej z powodu koloru skóry. I choć czasy
„Emancypantek” Bolesława Prusa, „Marty” Elizy Orzeszkowej czy „Siłaczki”
Stefana Żeromskiego mamy już dawno za sobą, nadal istnieje słowo „feminizm”,
więc nadal funkcjonuje magia przyciągania jądra jego znaczeń, wewnętrzna
grawitacja potęgi słowa. Mamy teraz czasy Sagi „Zmierzch” („Zmierzch”, „Księżyc
w nowiu”, „Zaćmienie”, „Przed świtem” autorstwa Stephenie Meyer), gdzie kobieta
– główna bohaterka Izabella Swan (Kristen Stewart) – posiada tak niezwykły
waginalny czar, że bez trudu zdobywa serca wampira oraz wilkołaka. Bestie pod
jej niewieścim urokiem tracą jaja jako potwory i stają się niegroźnymi
krwiopijcami i łowcami. Belli nie tylko nie grozi nic złego z ich strony, ale
ma w ich osobach dzielnych rycerzy gotowych dla niej zginąć. Dziewczynisko jest
na tyle sympatyczne, że spotyka się z akceptacją zarówno wampirzej rodziny jak
i wilkołaczej. Edward Cullen (Robert Pattinson) i Jacob Black (Taylor Lautner)
konkurują ze sobą ostro o względy Belli – kobiety, która oczarowała sobą istoty
z innych światów. Jej osoba, jej zdanie, jej spojrzenie i jej względy to
absolutny priorytet dla męskich osobników z ciemnej strony, z krainy cienia.
Wiele
osób po obejrzeniu filmu Jamesa Camerona „Avatar” odczuło depresyjne nastroje z
racji nieistnienia w rzeczywistości Pandory. Pandora - z żeńskim rodzajnikiem
księżyc, na której roi się od szczęścia pod czujną opieką wielkiej bogini Eywy.
Tu właśnie główny bohater odzyskuje w pełni władzę nad swym sparaliżowanym
ciałem i tu zakochuje się bez pamięci w trzymetrowej istocie humanoidalnej Navi,
która ma to coś. Jej kobiecość jest ważniejsza od jej rozmiarów i niebieskawego koloru skóry. Wagina Neytiri
zwycięża przy decyzji o wyborze światów.
„Kobiety
pragną bardziej” (a są takie?), jakieś produkcje z „ladies” w tytule bądź jego
tle, czy wreszcie film z Jenifer Aniston „Tak to się teraz robi” kreują silne i
niezależne kobiety mające w sobie tyle mocy, że odnajdują klucze do
najcięższych neurotycznych męskich przypadków. I choć kolorowe poradniki
matkują wszystkim feminom w zrzuceniu zbędnych kilogramów i siatki zmarszczek z
twarzy, to i tak wagina zawsze zatryumfuje jak w przypadku Bridget Jones i jej
dzienników czy głównej bohaterki z „Odwagi Kate” Carrie Kabak z mottem „Życie
można zawsze zacząć od nowa, bo nie wiek się liczy, ale siła ducha”. A jeśli
nie chodzi o relacje najważniejsze w życiu, czyli damsko-męskie, to i tak
idealny typ inteligencji i siły odnajdzie się jak Sigourney Weaver w słynnej
produkcji „Obcy”.
Zastanawiam
się, czy podając te wszystkie przykłady – feministyczne, nie doczekam się
etykiety „antyfeministki”, bo my wciąż żyjemy w takim intelektualnym
przedszkolu, gdzie każde stworzonko musi mieć swoja nazwę. Łatwiej jest nazwać
niż opisać zjawisko; coś, co nie jest nazwane, nie ma swojego punktu
odniesienia. Polemika rozpoczyna się od nazw, które powielane stają się
symboliką zjawiska, procesu , środowiska, epoki. Nie może być prosto, że na
świecie jest chłopiec i dziewczynka i ich koszulki mają guziczki po różnych
stronach. Oboje są dziećmi tego samego Boga i są dla Niego, dla siebie nawzajem
i dla siebie samych, tak samo ważni. Nie, tak nie może być, bo życie byłoby za
proste i zabrakłoby ujścia dla emocji. Tak naprawdę chodzi o emocje
niekoniecznie związane ze sprawą, jak w przypadku krzyża spod Prezydenckiego
Pałacu, który rozpalił miliony Polaków nie z racji swego symbolu i miejsca, ale
okazji do wypłynięcia na powierzchnię skrywanych pretensji, animozji, różnic.
Niezależnie
od sytuacji rodzinnej, społecznej czy też stanu emocjonalnego, fizycznego i
mentalnego; człowiek jako istota o najwyższej inteligencji obdarzona przez
kochającego Stwórcę sumieniem, zdolnością podejmowania decyzji i wolną wolą w
swojej świadomości, niejednokrotnie błądzi, czy są to przywileje różniące ją od
anakondy czy tygrysa szablasto zębnego, czy ograniczające konstrukcje
prowadzące w prostej drodze do samotności lub alienacji terminalnej. Stan ten,
niestety właściwy, dla każdego, wahający się jedynie szerokością adekwatną do
rozmiarów sumienia nie ma protekcji żadnej dla płci. Płeć jest równa w obliczu
pustki mentalnej i uczuciowej, w obliczu bezludnej wyspy pełnej ludzkich
istnień, w obliczu śmierci i podatków jak to zręcznie ujął Benjamin Franklin,
tak samo poszukuje swojego miejsca na ziemi i tak samo ulega prawu przyciągania
do drugiej płci. Odpychania także. A jakże inaczej miałoby iskrzyć? Brak
zaspokojenia podstawowych potrzeb fizjologicznych, emocjonalnych,
egzystencjalnych, ekonomicznych, edukacyjnych i innych człowieka nie jest w
stanie wykrzesać z niego determinacji w działaniu w takim stopniu jak
niespełnione namiętności. Człowiek nie targa się na swoje życie, np. z powodu
niezaspokojonych potrzeb seksualnych mimo że są one źródłem frustracji i złego
stanu psychofizycznego, ale popełnia samobójstwo z powodu niespełnionej
miłości, która jest największą namiętnością. To oczywiście skrajny przykład,
ale potwierdzający istnienie wielkiej namiętności pomiędzy kobietą a mężczyzną,
której powikłaniem jest między innymi szaleństwo feminizmu. Powikłanie to może
być bardzo niegroźne, wręcz twórcze w przypadku sztuki; cenne źródło inspiracji
dla artystów, wdzięczny temat dla scenarzystów i reżyserów. Terapeutyczne dla
kobiet po przejściach. Choć w określonych granicach… Sherry Argov, autorka
książki „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy” – poradnika psychologicznego, nówki
nieśmiganej naszej generacji, dla superbabek. Argov mówi „precz” kobietom –
popychadłom i podaje instrukcje do przemiany kobiety w superbabkę ze
szczegółami nawet dotyczącymi udawania orgazmu. Wyczytałam, że najlepiej wygiąć
się w pałąk i dyszeć jak pies… Nie skomentuję tego, natomiast traktowanie
mężczyzny jak bezmózgowej maszyny kopulacyjnej jest tu na każdej stronie… I tak
na przykład, gdy mężczyzna krzywo zawiesi półkę i wszystko z niej spada, to i
tak nie wolno mu nic powiedzieć, tylko za jego plecami należy zawiesić półkę
prawidłowo, a on i tak się nie zorientuje… Zastanawiam się poważnie, czy to jeszcze
feminizm czy już mizoandria. Wreszcie,
szczypta feminizmu, zwłaszcza w kategorii tajemnicy – kobieta silna i krucha
zarazem, seksbomba z męskim umysłem, uzależniona od erotyki kocica, która jak
kot może się czasami wymknąć, jest pociągająca
i dla samczych samców. Zakładając nawet utopijną wizję życia na ziemi w
całkowitej zgodzie z naturą na wzór Pandory można dopuścić odrobinę feminizmu,
bo mała nuta szaleństwa podziała równie pozytywnie jak zmysłowy zapach piżma.