Utkaj sobie mnie na pocieszenie
Na pokuszenie sprowadź po ciasnym powietrzu
Gdzieś między mądrością drzew
Odziej mnie w prostotę życia
By modlitwy odmieniły moje usta
Na zawsze już twoje
Jak doły najniższych dźwięków
Opadających trumien
Coś się kończy Coś się zaczyna
Moje życie pod tym drzewem twoje
Doskonal mnie Wyobrażaj w alejkach
Na moście powietrza Na skrzydłach
Które nigdy ci się nie ukażą Z ich piór
Oznacz moją drogę Pod runą Której nikt
Nie wydobył z kory naszej nauczycielki
Naszej zmarszczki Naszej starości
Stolicy naszej mądrości Powietrza wciąż brakuje
Moje serce skrusz na białej kartce i zapisze
Słowa którymi się przestraszyłam że są ostatnie
A one tylko tu były ostatnie a tam nie były
Tam targał wiatr stary fortepian
On usypiał drzewa i one stawały się tak dobre
Że po nich wchodziłam wprost w upalną zmysłową
Cichą klawiaturę powietrza stawiającą warunki
I wróciłam Pokonałam trasę Narodziny.