Wygłodniałe łoże domaga się ilustracji do bajki
Już nie skrzypi ale chrapie
Cały dzień na nogach Stare łóżko
Zaczynam ulegać ulicy Szklance Szybie
Co się ze mną dzieje że odchodzę od lustra
Niewidomy wyraża myśl jak chciałby wyglądać
Kończę rysunek Językiem wyrażam siebie
Na płaskim stole Rano zetrę jak zawsze
Siebie mokrą gąbką Pociągnę tuszem lekko zwilżonym palcem
Dotknę jednowymiarowej nicości Płaskiego nie ma mnie
Nie wyjdę na schody
Ciągnie tam bagnem bez pasji i przekonania
Twoje wiersze układają się w loki Zauważa z grzeczności niewidomy
Bóg mnie kocha odpowiadam
I kieruję papierowy statek do brzegu wanny.