Jadą do Auschwitz
Pociągiem pełnym sekretów
Co stanie się z tą cudowną
energią
Bo oni wiedzą ale nie
powiedzą
Na dachu inkarnuje się
czarodziej od czterech strun
Wiąże siedem supełków na
czerwonej nitce
Zaklinając rzeczywistość by
świat przyjął talizman
Bo karma wróci
Ktoś rzucił klątwę zły urok
złe oko
Niezgodne a przecież
skuteczne
Dla bezpieczeństwa lepiej
umierać w wyznaczonym miejscu
Długie palce mrozu układają
Zawszone włosy w symetryczne
sople
Kości kruche jak wyschnięte
gałęzie
Łamią się z trzaskiem
Niektórzy nigdy już nie wstaną
W parze z głodnych ust
rysują niebieski domek na ciepłej plaży wciąż dzikiej
Czarne suknie pań w
chałatach panowie
Wagony pełne śmierdzącego
strachu krwistej uryny bolesnych spotkań
Oczu w których widać śmierć
Każdy jest lustrem każdego
Modlącego się by jutro nie
nadeszło
Zdążyć napisać kartkę list
słowo
Zostawić po sobie By na
końcu było słowo
By mózg zechciał przypomnieć
sobie rysy twojej twarzy
Wrażeniowy portret tych których
nie ma
Po których nie płaczemy już
bo łez nie ma
Czarne suknie pań w
chałatach panowie
Skrzypek gra przechodząc
wagonami
Z jadącymi na śmierć
Pozdrawiają Boga.