I wtedy
Stary Żyd wyszedł z późnym Synem pod rozłożyste pinie
Mały wrzucał mu do kosza dorodne szyszki A Stary charczał mówiąc do niego czule
Szli prostą drogą na końcu której czekały irysy uosabiające tęczę
Syn wyprzedził Ojca Odłączył gen od przeznaczenia Połączył wolę ducha z wolą ciała
Stary dusząc się upadł w poprzek prostej drogi Jego byt ucałował ziemię Jego duch Syna
Animus odłączony od materii Wysypały się szyszki i odłączyły od kosza
Nikt później już nie widział żydowskiego Syna
Tylko żółte akacje ugryzione zębami bólu
Stały się gorzkie na wieczność
A sodomskie jabłka zamieniły się w popiół
Tak przynajmniej szumią dębowe lasy
On to, gdy dobrowolnie wydał się na mękę, wziął chleb i dzięki Tobie składając, łamał i rozdawał swoim uczniom, mówiąc:
Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy:
To jest bowiem ciało moje,
Które za was będzie wydane.
Od tamtej pory Człowiek obłaskawia samotność
Ona stając się krzyżem zrasta się z plecami I wszędzie już chadzają razem
Aż do ostatniej alejki gdzie pinie zrzucają ostatnie szyszki
Dromadery noszą ze sobą swoją własną wolność
Wiecznie zielone cyprysy udają mimozy A w kielichach odbijają się apostolskie szaty.