Piasek. Gorący. Złoty.
Pieszczący ciało, bo tak mu każe słońce. Podległość, uległość. Ten spokój, bo
morze ma dziś dobry humor. Daje szum, daje muszle, daje bursztyny. Nie ma
czasu, więc go nie daje. Czas daje człowiek. Obwarowany organizerami odczuwa
rozkosz, gdy czas zostaje na talerzyku z croissantem. Nikt się nie zastanawia,
co się stanie z deszczem. Może deszcz się zgubił. Jest takie niebo, które
przejmuje gęsią skórkę, dotyk, drżenie. Kawałki chmur są zabezpieczeniem
ostatecznym, że po to się urodziliśmy i po to żyjemy. Powietrze takie czyste,
do zachłyśnięcia, do dna, za zdrowie nasze i wasze. Wtedy wiatr się wzrusza
lekkim muśnięciem włosów. Wiatr jest sprzymierzeńcem. Nie chce ogłaszać zmian,
bo wiatr też kocha ludzi. Spokój daje spokój. Cisza napełnia uszy, oddechy i
termosy. Mrożona herbata ma wzbogacony smak. Ziemia ma inny smak.
Mineralizowany obłędnie. Palce wyczuwają korzenie drzew, a ich energia spada w
ramiona bez ich obejmowania. Po moim języku krąży słowo, zaczyna brzęczeć,
początkowo słabo. Końcem języka chcę odsunąć sen na drugą stronę. Nie ma
drugiej strony. Powieki są zaskoczone niedzianiem się. Wciąż ten sam widok.
Jednak to prawda. Słowo się połknęło. Drzewa machają z daleka energią. Liście
spoglądają tęsknie za ludzką istotą. I z tego spokoju rodzi się furia…
Nigdy. Nigdy nie powrócimy już do życia
znajomego, rutynowego, tego sprzed epidemii. Im szybciej zdamy sobie z tego
sprawę, tym będzie mniej bolało. Trzeba uświadomić sobie, że żyjemy w czasie
epokowym, przełomowym i to, co się rozgrywa teraz na naszych oczach, bezpowrotnie
zmieni nasz świat i naszą cywilizację. To nie jest nic nowego, tak się już
działo, po prostu ten moment trafił na nas. Epidemia koronawirusa uświadomiła,
że nic nie możemy i nad niczym nie panujemy. Nasze plany okazały się nic nie
warte, a nasze zabezpieczenia złudne. Nic nigdy nie dostaje się na zawsze i nie
ma trwałego poczucia bezpieczeństwa. Arogancja została obalona na ziemię.
Jesteśmy, my ludzie na całym świecie, jednym wielkim organizmem. Systemem
naczyń połączonych poprzez splot różnych korzeni. Koronawirus zaraża ludzi
niezależnie od wieku, zatrudnienia i stanu konta w banku. Pandemia medyczna
jest odpowiedzią na pandemię społeczną, która wybuchła znacznie wcześniej. I
tak jak wobec tej straszliwej choroby jesteśmy równi, tak wszelkie podziały i
nierówności stały się niegodne człowieka już z samej definicji. Nikt nie jest
na tyle głupi, by mieszkać na ławce w parku i żywić się resztkami ze śmietnika
i nikt nie jest tak genialny, by latać własnym odrzutowcem pomiędzy swoimi
zamkami na różnych kontynentach. Nikt, z samej racji urodzenia jako dziecko
Boga, nie zasługuje na głód i łachmany. Skazywanie kogokolwiek na śmierć
głodową jest najwyższą formą okrucieństwa, a jednak po obejrzeniu w telewizji
dzieci z rozdętym brzuchem w etiopskiej wiosce, idziemy zrobić sobie kanapkę.
Bo co ja sama mogę? Myśli tak połowa świata. To dużo. Na myśleniu się kończy.
Myślę, że najwyższy czas uświadomić sobie, że problem każdego z nas jest
problemem całego świata. Dokładnie jest tak jak się Państwu wydaje, czyli jak z
koronawirusem. Bieda, niedostatek, ubóstwo, zdrada, kłamstwo, gwałt, ból,
przemoc, etc. są zaraźliwe. Na początku tej pandemii ludzie wykupowali
wszystko, może teraz jest trochę lepiej, ale to był błąd. Jeżeli ja wykupię
cały papier toaletowy i całe mydło, to moja sąsiadka będzie brudna. Nie będzie
fizycznie w stanie przestrzegać zasad higieny, stanie się bardziej podatna na
wirusa, a wraz z nią wrośnie liczba zakażonych i tym samym zwiększy się
prawdopodobieństwo zarażenia. Jeżeli zaś wykupię całą mąkę to ktoś inny nie
doje, stanie się osłabiony, jego system odpornościowy popsuje się z
niedożywienia i nie poradzi sobie przy ewentualnym zakażeniu. Takich przykładów
można mnożyć więcej, ale wniosek jest jeden. Jesteśmy odpowiedzialni za nas
nawzajem. Jesteśmy jedną wielką rodziną w tej globalnej wiosce i powinno nas
obchodzić, by każdy był najedzony z dachem nad głową. Nie dopuszczać do
sytuacji, w której gówniarz wciąga dwa samochody do każdego otworu nosowego, bo
ma takie pieniądze na narkotyki. „To nie mój problem. To nie moja sprawa”.
Dokładnie odwrotnie; twój problem i twoja sprawa. Każdy tracący pracę nie
zasila państwa, nie pompuje pieniędzy w gospodarkę i dokłada się do kryzysu.
Wszyscy bez dochodów stają się potencjalnie niebezpieczni dla społeczeństwa, bo
instynkt samozachowawczy popchnie, by przeżyć, by przeżyli ich rodzice czy
dzieci. To żaden wstyd potknąć się i upaść. Wstyd to przejść obok takiego i nie
podać ręki. Wstyd jest mieć stan posiadania, którego nie można nabyć pracą
własnych rąk. Jedno i drugie nie mieści się w zakresie słowa „człowieczeństwo”.
Natomiast ten przeciętny, nie obciążony nędzą ani willą na Majorce wielkości
mniejszego osiedla, to człowiek pracujący kilkanaście godzin na dobę, bez
wyjazdów na plażę z mizernym zasilaniem witaminy D3, blady aż przezroczysty,
karmiący się fast foodami i słodyczami, pogrążony w wiecznym stresie. Odporność
żadna, zaś nowe technologie zawiodły i w czasach - gdy wydawałoby się, że taki
wirus nie ma szans - okazało się, że zachwiał potęgą świata. A przecież nie ma
takich pieniędzy, które nie zasiliły pracy najznamienitszych naukowców
wszystkich krajów, jednak po upływie kilku miesięcy sytuacja jest katasrofalna.
Jak to możliwe, że przy takim poziomie wiedzy, badań, możliwości, doświadczenia nie ma skutecznego leku? Jak to możliwe, że
laboratoria nie robiły wcześniej symulacji na potencjalne zagrożenia, że nikomu
nie udało się wyizolować genu koronawirusa (na ile więc stuprocentowe są owe
testy)? Bezradność i bezsilność człowieka XXI wieku jest podobna do tego sprzed
kilkudziesięciu lat. Wygrywa higiena oraz izolacja na tej naszej
nieszczęśliwej, brudnej i zaniedbanej planecie. Nasza Ziemia jest chora, przez
nas. To żywy organizm odczuwający nasz niekończący się wrzask i oceany wylanych
łez. Ta Ziemia jest taka dobra, kochana, piękna, ale zaśmieciliśmy ją,
zatruliśmy jej piękne korytarze wodne wylewając trucizny z fabryk. Nie umiemy
nawet wyrzucać śmieci. Za to są kary finansowe. Absurd. Bogaty zapłaci i nadal
będzie śmiecił. Człowiekowi w każdej sytuacji trzeba poświęcić czas, pochylić
się nad jego problemem, wytłumaczyć. Dużo skuteczniejsza będzie obowiązkowa edukacja,
żeby poczuć aż fizycznie ból Ziemi, która jest domem nas wszystkich. Jeżeli w
jednym mieszkaniu zalęgnie się robactwo, po jakimś czasie to właśnie robactwo
opanuje cały blok. Tak jest ze wszystkim. Bez wyższej filozofii. Bardzo wiele
osób ma po kilka fakultetów i informacje o stringach celebrytki z codziennych
wiadomości na Pudlu, ale nie ma elementarnej wiedzy o życiu i to trzeba
zmienić.
A teraz po świętach czas
wygospodarować miejsce w szufladzie na maseczki. One staną się częścią naszej
garderoby już na stałe. W bieliźnie będziemy mieć teraz gacie, skarpety i
maseczki. Zawsze będzie jakieś zagrożenie uwolnienia nowego patogenu z topniejącego
lodowca, smoga gęstego jak ściana albo remisji koronawirusa bądź jego mutacji.
Pewne zawody zanikną. Rozwinie się gospodarka zdalna. Ludzie zaczną być
bezdotykowi. Myślę, że nawet AIDS nie wystraszyło populacji tak bardzo jak
Corona i Covid. Człowiek będzie obecny wirtualnie, wyobrażenie o nim stworzy
nowy portret wrażeniowy. Zmieni się dynamika zmysłów i kanały doznań. Z czasem
również kształt twarzy, skorygują powieki, wydłużą palce a masa mięśniowa,
zwłaszcza nóg, zwaliłaby dzisiaj z nóg. Człowiek po pandemii koronawirusa
przejdzie do epoki Człowieka Siedzącego, którego esencją życia stanie się
ekran. Ten według naszego stanu wiedzy teraz, zapewnia bezpieczeństwo, nie ma
ryzyka zarażenia. Tak będzie funkcjonować cały trzon gospodarki i rodzin. Córy
Koryntu czeka konieczność podniesienia kwalifikacji w zakresie obsługi różnych
programów, które będą potrafiły rozpalić żądzę Siedzącego i poruszyć jego
niedotlenione tkanki. Internetowe swaty i randki zaowocują może sztucznym zapłodnieniem, a młody tatuś
będzie asystował przed laptopem w narodzinach swego pierworodnego. Może być
fajnie, jakieś wzorki, kolorki, maseczki w zwierzaczki, rękawiczki future
obsługujące sprawniej niż własne ręce. Siedzący czasami obejrzy film o
człowieku bez maseczki, jedzącego loda włoskiego w parku, roześmianego, z grupą
przyjaciół. Może nawet zakręci mu się łezka w oku jak nam, oglądającym „Walkę o
ogień”, ale film się skończy i głos z telefonu przypomni o połknięciu sterylnych
tabletek na wieczorny posiłek i zdezynfekowaniu samego siebie. Czas wielkich zakupów,
wielkiego żarcia stanie się historią, bo któż dostarczy w epoce Siedzącego tyle
kilogramów?
Psychologia zakłada, że po
owej narodowej kwarantannie będzie więcej rozwodów i dzieci. Dwie opcje; albo
się rozpadnie coś, co już normalnie nie funkcjonowało, albo ludzie się do
siebie zbliżą. Mówiąc skrótem; miłość zwycięży i wyjdzie na jaw, co się działo
pod każdym dachem naprawdę. Eskalacja przemocy fizycznej i psychicznej
doprowadziła do prawdziwego piekła wiele rodzin zamkniętych z oprawcą. Ja się
jednak z jednym nie zgadzam. Nie wszystkie gładkie pary, byłyby tymi gładkimi w
czasach pokoju. Panika, strach, względy ekonomiczne i zwyczajna wygoda mogą
sprawić, że ludziom będzie się wydawać, poprzez tworzenie iluzji dla dobrego
samopoczucia, że ta pandemia potwierdziła siłę ich związku. Pandemia jest
anomalią życia. Człowiek uwiązany do
jednej osoby, jednego łóżka i metra kwadratowego nie funkcjonuje według wolnej
woli i ogromnego poczucia wolności. Wybór partnera życiowego nie może być
wyborem pandemicznym. Świat nie jest bezludną wyspą, na której jest jedna para.
Jakby z samego założenia nie można się zgodzić, że Robinson i Piętaszek byliby
świetnymi kumplami, spotykającymi się w każdy piątek w pubie. Poza
umiejętnością radzenia sobie z pokusami, wolnym wyborem, pozostaje jeszcze
odmienność funkcjonowania w stanie zagrożenia. Miłości powstańcze i przyjaźnie
obozowe nie zawsze odnajdywały się w powojennym życiu. Mocny przykład, ale
myślę, że właściwy.
A teraz jak jest? Trochę jak
z późną starością, w której wyostrzają się najsilniejsze cechy. Ludzie dobrzy
stali się lepsi, a ludzie źli kompletnie do dupy. Gęsta frustracja i wzmocniona
drażliwość. Tyle. Obyśmy wszyscy zdrowi byli. Całym sercem.