Mój ojciec stoi na
przystanku autobusowym
Jest zima Mróz Płatki śniegu
wpadają mu prosto w oddech
Jakby ta cała dookolność
wywołała zasinienie wokół ust
Martwą twarz której nie
ruszają nawoływania syren
Płyń do mnie Płyń do nas
Płyń
Ojca sen trwa już wiele lat
Mamy tak samo On też jest obok
w moim śnie
Na zdjęciach jego oczy mówią
do mnie
Słyszę cię jak ciągle
płaczesz Nie ma takiego snu
Po którym mogłabyś zapłakać
Twój płacz nie pozwala mi
usłyszeć wyraźnie syren
Duchy przeszłości mówią że
to dobrze
Moja podróż wciąż urywa się
po pierwszym kręgu
Czekam na autobus Będę mógł
wyprostować sztywne nogi
Poruszyć osocze Spróbuj ty
zacząć od prawej nogi
Zorganizuj jakoś swoje życie
byś oddzieliła mowę od milczenia
Moje słabe nawoływania byś
nie stała się zwiotczała
Zupełnie nie wiem kiedy
kłaść cię spać
Żyjesz inaczej niż cię
wychowałem
Żyję jak chcę
Nie Żyjesz jak ci każą Nie
poruszasz głową gdy coś ci się nie podoba
Udajesz chowasz się i
zaklinasz rzeczywistość
A ona i tak się wypełni
twoje wróżby Kurczowo się trzymasz
Przypadku który miał
nastąpić Przypadku który nie był przypadkowy
Poznaj bezpłatnie swoją
przyszłość rozkładem jednej talii
Nie ponawiaj po nieudanych
przepowiedniach
Trwonisz się na uzyskanie
odpowiedzi a ona przyjdzie
Nie wypatruj jej ale czekaj
Nie umiem pielęgnować
kwiatów Przerażają mnie
Rośliny są okrutniejsze od
zwierząt Ich miłość słabsza
Nie ma słabych miłości On
cię nigdy nie kochał
Po co mi to mówisz teraz
Niepotrzebne zupełnie
Nie ma w życiu
niepotrzebnych rzeczy tylko ty się martwisz
Niepotrzebnie
Nie chcę nosić maseczki w
monsterę dziurawą
Wolę nosić bransoletki Najlepiej
fioletowe
Muszę iść na autobus bo
dzisiaj nie przyjedzie
Dlatego ważne jest bym był
bym czekał
Obecność jest zawsze
najważniejsza reszta mniej.