https://www.facebook.com/EwaKlajmanGomolinska
Zapraszam na mój Fanpage. Tam również zatrzęsło 😉
Trzęsienie ludzi 2020
To był rok największej
nienawiści, jaką może sobie wyobrazić człowiek. Rok balansowania po najbardziej
napiętych strunach ludzkich emocji. Całkowite zatracenie wachlarza barw i
odcieni, wyłączenie z uzusu społecznego pokaźnej części słownika. Niezależnie
od sytuacji, problemu, zjawiska; następuje taka sama reakcja czyli skrajność.
W moim odczuciu pojawiła się jakaś
patologiczna zupełnie relacja polegająca na oczekiwaniu tłumu na temat, hasło,
które uruchamia lawinę podobnych
odpowiedzi, w zbliżonym tonie i dźwięku. Dzika, nieokiełznana agresja,
szyderstwo, wulgaryzmy i złorzeczenie. Przeciwieństwo błogosławieństwa,
rozmowy, dobra i życzliwości. Erystyka jest sztuką istniejącą już tylko na
kartach książki Schopenhauera. Nie ma sensu przytaczać nawet jej passusów, bo
traktuje o rzeczach, już niestety, tajemnych i niedostępnych. W kraju, w którym
ok. 90% społeczeństwa deklaruje wyznanie rzymskokatolickie, ludzie ludziom
życzą śmierci, przedrzeźniają się i upokarzają, nie widząc że tracą przy tym
własną godność, dumę i cześć. Przerażające jest to, że nie pomoże żadna
szczepionka, bo zło rodzi zło, a na przemoc reaguje się przemocą. Życie pod
ciągłą presją wywołuje nadczynność zachowań, błędy i permanentny stres. Krąg
zła, w jakim znaleźli się wszyscy, obraca się coraz szybciej i nikt już nie
jest w stanie obiektywnie i racjonalnie ocenić, wyjaśnić, zdefiniować. To jest
zjawisko, jakiego nigdy nie było i brakuje skali, by je zmierzyć. Nasz piękny
język, o który nasze całe pokolenia walczyły z narażeniem życia, za który
oddawały życie, brukamy słowami niegodnymi cywilizowanego człowieka. Tłumacząc
się, że w ten sposób szybciej ktoś zrozumie, szybciej do kogoś trafi.
Niewątpliwie, tzw. łacina kuchenna będzie niebawem jedynym środkiem
komunikacji, bo analfabetyzm wtórny jest wielce prawdopodobny a język
nieużywany, tak jak nieużywany narząd, zamiera.
W dużym napięciu oczekujemy na komentarz, z
misją zaatakowania autora komentarza albo podłączenia go pod naszą drużynę.
Uważam, że najsensowniejszą rzeczą, jaką można zrobić w owych czasach to
przestać komentować. Dzisiaj komentują wszyscy znani i wszyscy nieznani, którzy
chcą być znani. Nie ma już żadnej odpowiedzialności za wypowiadane słowa, za
ich materializację i szkodę, jaką czynią. Jedno wydarzenie, które powinno być
jednym wydarzeniem dnia, staje się wydarzeniem tygodni, ponieważ każdy musi się
odnieść a potem dodać coś do pozostałych odniesionych i wniesionych. Nie robimy
w ten sposób nic wartościowego, nikogo i niczego nie ratujemy. Ba, nawet
niczego nie zmieniamy, ale gardłujemy, wyczerpujemy się, tracimy energię na
coś, co jest wczorajszym kurzem zaledwie. Sprawą tak nieistotną, że za miesiąc
nikt nie będzie o tym pamiętał, nastaną nowe atrakcje do przepracowania na polu
walki brata z bratem. Jest takie stare przysłowie „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” i
obyśmy nigdy nie stali się naocznymi świadkami historycznej tragedii. Jednak
nie dbamy o siebie, nie chronimy się, nie szanujemy naszej przestrzeni.
Przestrzeni indywidualnej ani przestrzeni zbiorowej. Nie jestem przekonana, czy
jest to kwestia polityki, ekonomii, koronawirusa, czy po prostu opętania
narodu. Może potrzebujemy zbiorowego egzorcyzmu, choćby rytualnego
oczyszczenia, naturalnej detoksykacji, zwłaszcza obserwując skandale w Kościele.
Nie wyobrażam sobie, by Kościół mógł nadal nic nie robić przy takim upadku jego
autorytetu. Dziewięćdziesiąt procent, więc chyba jest o kogo i o co walczyć?
Kto zapanuje nad hejtem kończącym się na tyle, na ile przeciwnik sobie pozwoli?
Tu już nie ma żadnego braterstwa, na każdego przychodzi czas bycia
przeciwnikiem. Równość nie istnieje, bo
równość nie polega na siłowej perswazji słowa, które trwalsze niż kamień.
Media karmią nas codziennie
tak spreparowaną papką, byśmy nie poczuli się deczko lepiej. Nie było
szczepionki, źle. Jest szczepionka też źle, bo asteroida zmierza w naszym
kierunku i umrzemy, wojna światowa wisi na włosku i umrzemy, koronawirus się
zmutował i umrzemy. Reptilianie przejęli szczepionki i zeżrą nasze mózgi, w
wyniku czego umrzemy. Umrzemy, bo nie starczy szczepionek i ustawieni oraz
wpływowi wezmą po kilka dawek na zapas. Umrzemy, bo już się kroi nowa choroba,
zaraz znajdzie się koleś, który przytacha ją z Afryki. Globalne ocieplenie,
umrzemy zanim się zaszczepimy. Awaria lodówek spowoduje rozmrożenie szczepionek
i umrzemy. A w ogóle to susza i powódź spowodują głód a na Coca-Colę nikt nie
będzie miał pieniędzy i umrzemy. Media czuwają, byśmy nie uśmiechnęli się
czytając poranną prasę. Mamy być zawsze w golfie (zespół zaciśniętego gardła),
kiedy czytamy, słuchamy lub oglądamy wiadomości. Do tego dochodzą jeszcze
przepowiednie i jasnowidztwo, z którego wynika w prostym przekazie, że umrzemy.
Czy to się przekłada na codzienną agresję ludzi, którzy podskórnie boją się, że
umrą? Tak, przekłada się, bo oddajemy zawsze to, co dostajemy.
Pamiętam, że w marcu 2020r. sporo
naiwnych wierzyło, że pandemia odmieni oblicze sąsiada, że ludzie będą inni, że
wszyscy będą się kochać. Pandemia jako kara za grzechy a wysokie ryzyko utraty
życia sprawia, że ludzie się jednoczą. Jedyną zmianą, jaką zaobserwowałam od
marca, jest zbiorowe tycie i rozłażenie się portek w szwach. Masowe
przybieranie na wadze od kwarantanny, izolacji i braku odczuwania przyjemności
ze spaceru w ubranej twarzy zwiększyło ciężar społeczny. Czy to się przełożyło
na wzrost agresji? Tak, bo ludzie irytują się, że tyją i muszą kupować większe rozmiary
odzieży albo duże agrafki, które sczepią odległe bieguny spodni. Ludzie
preferują teraz dresy, partnerzy stają się dla siebie atrakcyjni inaczej (w
dresie) i przyjmują na co dzień dresiarski styl życia i dresiarski język.
Niedbałość rodzi niedbałość, a starać się trzeba przez całe życie.
Odklejamy się też od naszego obrazu
człowieczego. Jakieś zdziwko, że ktoś, kto się szczepił, doprowadził też do
zaszczepienia swojego dużego, ale dziecka. Co w tym jest takiego nam wszystkim
obcego? Dziwne to by było, gdyby załatwił zaszczepienie dziecka sąsiada a nie
zaszczepił własnego. A tak z innej beczki; można się zaszczepić, czymś co nie
jest szczepem tylko konstrukcją genetyczną? To badajże twór bez precedensu,
podany człowiekowi przez iniekcję prowadzącą do powstania przeciwciał i to
chyba jedyny wspólny mianownik. Przynajmniej ja nie przypominam sobie, bym
jakiś produkt inżynierii genetycznej miała kiedyś zaaplikowany a szczepiona,
zgodnie z tzw. kalendarzem szczepień, byłam na wszystko.
I jeszcze jedno bardzo ważne
to strach przed nieznanym. Każdy ogarnięty na miarę starszej podstawówki wie,
że nowa rzeczywistość po wojnie z koronawirusem, będzie bardziej niż twarda i
ostrzejsza niż brzytwa. Gdy skończą się tarcze, płaszcze i parasole, nastanie
czas spokoju, który ze spokojem może mieć niewiele wspólnego. Populacja
osłabiona i niedotleniona, wydychająca dwutlenek węgla w maseczkę wielorazowego
użytku, wyjałowiona ciągłym odkażaniem, prosto z zaduszonych blokowisk wraz ze
stęchlizną i rozmaitymi stratami wyjdzie na ziemię boleśnie doświadczoną. Może
rany się zagoją, ale blizny pozostaną wraz z człowiekiem zupełnie bezradnym w
nowym realu, z zerwanymi kontaktami przez nieporozumienia, hejt i trzęsienie
ludzkości.
Powinnam spuentować;
zacznijmy na początek od drobnych zmian, uśmiechajmy się do siebie. Totalny
niewypał, bo u zamaskowanych uśmiechu nie widać. No to trzeba szukać gdzie
indziej, żeby ten uśmiech mimowolnie się pojawił. Ludzie mówią na mieście
(wirtualnym oczywiście, pandemia, stop przemocy i nienawiści), że jak się
dobrze sprzeda kawalerkę w centrum Olsztyna to wystarczy na cały bagażnik Coli.
Jest promyczek. Wszystkiego zdrowego!