piątek, 2 czerwca 2017

Rozmowy w taksówce

Wsiadam do taksówki w Poznaniu. Podaję nazwę hotelu. Potem grzebię w papierach i znajduję ulicę.
- Po co ulica? Ulica jest niepotrzebna. Jeden jest taki hotel w Poznaniu i każdy taksówkarz go zna. To, że pani nie wie nie oznacza, że ja nie wiem. Ja wiem, bo ja jestem z Poznania i jeżdżę na taksówce. Takie rzeczy są wpisane w mój zawód. Wystarczy hasło - nazwa hotelu, a moim obowiązkiem jest wiedzieć, gdzie to jest.
Czuję się niemalże winna; chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze. Wypatroszyłam torebkę, by znaleźć adres hotelu. Teraz taksówkarz gada, a ja zbieram szminki, klucze, telefon, karty kredytowe i wizytówki znajomych, do których powinnam zadzwonić, że jestem. Jeżeli nie zadzwonię, a dowiedzą się o moim pobycie, usuną mnie ze znajomych na niebieskim portalu a potem zaproszą jeszcze raz. Na drugi dzień wzbogacona o cenne doświadczenie wsiadam do taksówki i podaję nazwę hotelu. Taksówkarz nie rusza.
- Co pani myśli, że ja encyklopedia jestem? Co mi z jakiejś nazwy? Ulicę pani poda. Dla taksówkarza najważniejsza jest ulica, a potem obiekt się znajdzie. Pani myśli, że po nazwie w głowie mi mapa wyskoczy? Musi pani wiedzieć, o co pani chodzi. A pani nie wie. 
Wyrzucam z torby brak moich gadżetów i szukam małego papierka z adresem hotelu.
- Nieprzygotowana pani jest, a zamawia pani taksówkę. Nie zna pani adresu, a chce się wozić. Co mi tam, to pani płaci. 
Jest wiosna. Po śpiewie ptaków wiem, że mamy gości z lasu. Nie wiem, czemu przyleciały do miasta. Ale mam nadzieję, że znają drogę powrotną i nie będą korzystać z taksówek.