Znajomy korytarz schody drzwi
Czas znajomy z wyrwami otrębami i drwiną
Czas zeszły czerstwy z dniem niezmordowanym
I tylko ten dywan owalny z błyszczącej czerwonej przędzy
Po którym boso marzyłam po którym boso płakałam
I tylko te firany fuksjowe zawstydzone też błyszczące
Przez które serce mi waliło przez które ptak nie odleciał
z parapetu
Lśnienie Bardzo jasne światło energooszczędne
Lewitacja Szybkie kołysanie
I gdyby nie ta z orzecha poręcz
Której chwyciłam się by głosów do siebie nie wpuścić
Dzięki której niczego nie odkryłam
Choć ciemność pokryła nawet mrok ziemi
I gdyby nie białe posągi Pitagorasa i Platona można by
było połknąć czyjąś duszę
Przyjąć matematyczny ciąg na nieistnienie istnienia
Szklana niemal przezroczysta podłoga
Na której ochoczo bawiły się odczepione od czaszek myśli
Po prostu nie goń tak i nie pędź
Zatrzymaj się na chwilę bo ja Cię o to proszę
I pozwól mi wyprostować się w ten kolejny dzień
Panie Boże.