Sam mistrz przedstawił ocalone
Ciało bezradnie opuszczające
Ramiona jak wstążki po występie
Gdzie akompaniamentem były jego
Własne jęki syntetyczne jak plastik
Spojrzenie błądzące gdzieś za spokojem duszy
W koszmarze bestialskich upiorów
Tylko tło udało ozdobić się falbanką
Krwistoczerwonego stęchłego płótna
Mistrz w artystycznym spazmie tworzenia
Zapomniał okien przymknąć
I trochę powpadało i podoczepiało się do niego
Muzyki techno
Więc zaciekawione rytmem kikuty podrygują
Jak najprędzej by zdążyć przed snem mistrza
A nie podejrzewam by pracował do rana
Ma na to zbyt trzeźwe serce
Odmówi prawa kłapania zębichami
Nawet demonom
Bo jemu chodzi tylko o akt ciała
Dzierżącego życie w drżących trzewiach
Uśmiechającego się charkotem i bełkotem
Całe lata świetlne dzielącego go od ciała mistrza.