wtorek, 6 listopada 2018
Na wyspie jest źle
Tak w kontekście "Serca wyspy" olsztyńskiego BWA. Poziom abstrakcji sięgnął już levelu, na którym Westlife zaśpiewa "Mandy", a Królik - przyjaciel Kubusia Puchatka, znany z wybuchowego charakteru - posprząta ten cały bałagan. Rozumiem, że można odnieść wrażenie w czasach porażającego pudla, że odbiorca, nolens volens, karłowacieje. Jednak, idąc takim tropem myślowym, można się potknąć o gałęzie tudzież o złotem mieniącą się folię. Skonfundowana jestem. Bałam się, że w stresie założę kapcie i wyjdę. W geometrycznych kompilacjach wypadałoby odnaleźć dzieło sztuki. W drżeniu ręki, zanurzającej patyk w farbie, wrażliwość. Mogłam się przecież postarać, ale jakiś króliczyzm mnie ogarnął. I tak mnie minął egzotyzm domowego pantofla, mistyczna podróż wyspiarska i oko wizjonera. Ku pokrzepieniu serc na małej sali był sobie Połom i jego zdjęcia. Na tyle silne, by obraz wyspy rozmył się od razu.