sobota, 12 marca 2022
Strach. To nie będzie piękny koniec świata
Oświadczam, że liczba, użytego w tym tekście, wyrazu „strach” nie jest błędem powtórzeniowym, lecz zamierzonym efektem autorki.
Każdy człowiek powinien mieć własne zdanie na temat szczepionek przeciw Covid-19, Antka Królikowskiego i wojny u naszych sąsiadów.
Niewypowiadanie się na wyżej wymienione tematy spotyka się z oburzeniem społecznym, wypowiadanie się zaś stanowi zaczyn do słownych przepychanek.
Co do Antka to powiem jedynie tyle, że czasami największym sukcesem człowieka w życiu jest brak sukcesu i że zdecydowanie lepiej nie być znanym…
„Coś, o czym się nie mówi, nie istnieje. Tylko słowo, powiada Harry, nadaje rzeczom istnienie realne.” Oscar Wilde „Portret Doriana Graya”
Pandemia koronawirusa, po dwóch latach panowania, płynnie przeszła w wojnę za wschodnią granicą. Nikt się nie zdążył nawet obejrzeć, jak to mówią.
Kiedy nadciągnęła w 2020 roku, towarzyszyła jej zbiorowa, całkiem uzasadniona, panika. Nikt nie wiedział, czym to leczyć, nie było szczepionki a ówczesny Minister Zdrowia miał - z dnia na dzień - coraz mocniej podkrążone oczy. Pierwsze miesiące to był strach o to, czy kiedykolwiek naukowcy opracują szczepionkę i w jakim czasie zostanie ona wyprodukowana. Kiedy szczepionka się pojawiła, narodził się inny strach dotyczący realnej liczby szczepionek i jej dystrybucji. Po wylanej zawiści i zazdrości na osoby, które z różnych powodów - pierwsze otrzymały iniekcje - okazało się, że wystarczy dla wszystkich. Narodził się zatem strach, czy te szczepionki nie są po to, by nas zaczipować. Strach, że szczepionek jest zbyt mało zastąpił strach, że jest ich podejrzanie dużo i że służą depopulacji. Spolaryzowane społeczeństwo skakało sobie do gardeł, z czego nic nie wynikało, poza tym że zaszczepieni byli wyśmiewani przez foliarzy zaś obawiający się 5G wykpiwani przez szczepionkowców. Ale narodził się nowy strach, że zaszczepieni będą natychmiast umierać wskutek powikłań poszczepiennych a niezaszczepieni przywleką, niespotykany dotąd, wariant koronawirusa, którym zarażą zaszczepionych. W międzyczasie był jeszcze strach, że mnożą się coraz nowe mutacje i nie wiadomo, co działa a co nie działa. Nie działały dwie dawki szczepionki i zalecane było podanie trzeciej. De facto one, te dwie dawki, miały działać rok, ale jakoś przestały po pięciu miesiącach i nastał strach, że ci odporni zaszczepieni są już nieodporni, z miernym poziomem przeciwciał.
Przez dwa lata chodziliśmy w maskach i wcieraliśmy spirytus w przesuszoną skórę z bezpiecznej odległości. Strach przed drugim człowiekiem wyeliminował niedźwiedzia (powitalny gest), cmoki w policzek a nawet podanie ręki. Co prawda, potem już nie zamykali lasu (do dzisiaj nic z tego nie rozumiem), ale huśtawkę zmieniających się przepisów zafundowano nam na tyle znaczącą, że pojawił się strach o każdy najbliższy dzień. Otworzą szkoły, zamkną przedszkola, kiedy godziny seniora i kto nim jest, która knajpa już się zamknęła, tylko dzwonić do urzędów, liczenie ludzi przed sklepem, wyznaczone miejsca w komunikacji publicznej, etc. W styczniu 2022r. ogłosili pogrom na luty tego roku. Tsunami do 500 tys. zakażonych dziennie, niewydolny system opieki zdrowotnej (a był kiedyś wydolny?), miękki lockdown (jeżeli możesz, zostań w domu). Żeby miało to jakiś smaczek co dwa, trzy dni pojawiało się tzw. urwanie głowy w postaci dziwacznego wręcz wiatru kładącego słupy linii energetycznych i drzewa, zrywającego dachy i rzucającego samochodami. Z wiatrem przyszedł więc strach (alerty; jeśli możesz, zostań w domu), potęgujący się zwłaszcza wśród ciekawskich wyglądających przez okno. Minęło pół lutego i okazało się jednak, że Polacy to uparty naród i przekonać się do szczepień nie dał nawet wizją wszystkich zakażonych. No tak, tak było powiedziane i to nie przez jedną osobę. Przez luty nie przejdzie nikt w suchej skarpecie, nie ma takiej opcji. I nagle w sposób niewytłumaczalny, wręcz nielogiczny w stosunku do wykładni namnażania wirusa wg prof. Szumowskiego, dzienne statystyki zaczęły spadać, naukę zdalną odwołano, zamknięte urzędy otwarto. Nie ma czego się bać, znaczy znowu jest w odwrocie. Ludzie zaczęli wyglądać ze swojej jaskini, w nadziei na normalny spacer, spotkanie z innymi przedstawicielami tego samego gatunku, ale nie ma tak kurka wodna, bo jest wojna! Dramat Stanisława Ignacego Witkiewicza „Kurka wodna” zapowiedział nieuchronną rewolucję wynikającą z każdego rozpadu na wszystkich płaszczyznach (człowiek, rodzina, społeczeństwo).
Jak to wojna?! A co z hasłami „Nigdy więcej wojny!”, a co z teoriami, że współczesna wojna nie będzie nigdy wyglądać jak II wojna światowa?
Ostrzeliwani są cywile w utworzonych korytarzach humanitarnych, bomby spadają na domy a uciekający przed nimi mieszkańcy do piwnic, wyciągani przez agresora. Giną mężczyźni, kobiety i dzieci w mordzie bezpośrednim, a także z odwodnienia, głodu, wycieńczenia i gwałtów. Oblężenie miasta Mariupol do złudzenia przypomina blokadę Leningradu. Dokładnie to, co znamy z książek i filmów okresu II wojny światowej, a starsze pokolenie jeszcze z własnego doświadczenia, rozgrywa się za naszą granicą. Strach, ale już paraliżujący, bo to co nie miało najmniejszego prawa się zdarzyć, stało się faktem. Jest jak koszmarny sen, z którego człowiek budzi się zlany potem. Tyle że to nie jest sen, to jest całkowita zmiana świata, jaki znamy i na naszych oczach dzieje się nowa historia powszechna, która nigdy nie miała zaistnieć i która zmieni już wszystko na zawsze. Bezradność i bezsilność włodarzy potęguje… tak, znowu strach. Okazuje się, bowiem, że nikt nie przyjął makabrycznego scenariusza na tyle poważnie, by skutecznie i natychmiastowo zareagować. Natychmiast to nie jest żadna hiperbolizacja, bo w każdej chwili kolejne życie się kończy. Idąc głosem narracji „Zgromadzenia” Briana Gilberta ludzie, którzy oglądali ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa, ponoszą odpowiedzialność na równi ze skazującymi na śmierć i wykonującymi wyrok. Grzech zaniechania to inaczej przyzwolenie na coś poprzez nieudzielenie pomocy.
Świat, póki co, pozbawił agresora (nazwisko nie przechodzi mi przez klawiaturę) kieszonkowego, być może zabierze mu też prezenty komunijne od cioci Kazi. A cóż to jest innego? Wyobraźmy sobie bogatych rodziców, którzy są wezwani do szkoły z powodu swojego rozwydrzonego jedynaka, który znęca się nad słabszymi. Zakręcają mu kurek z cotygodniowym szmalem i to na tyle. Chłopak nie przestaje być od tego przemocowy, tylko szuka innych źródeł finansowania. Sankcje uderzą głównie w biedny kraj, w zwykłych ludzi a nie w ich przywódcę, bo on już od dawna jest, jak to mawiają, ciepły. Całą zaś pomoc, która napływa od dobrych serc, porównałabym do takiej życiowej lekcji. W jednym z mieszkań na klatce wybucha wojna sąsiadów. Za zamkniętymi drzwiami rozgrywa się seria filmowych horrorów „Teksańska masakra piłą mechaniczną”. Sąsiedzi zgodnie kupują drabinę, po której wdrapują się, by wrzucać przez uchylony lufcik batony proteinowe. Śledzą przez zalane krwią okna sytuację i adekwatnie reagują dorzucając bandaże i wodę utlenioną.
Na naszych oczach umierają niewinni ludzie. Bestia się obudziła, machina uruchomiła i to ona jest przyczyną, cała reszta skutkiem. Niezależnie, ile wrzucimy kartonów kabanosów i worków majtek, ci ludzie żyją w niewyobrażalnym strachu, czy bestia dzisiaj po nich nie przyjdzie. Najgorszym atakującym jest ten, który nie ma nic do stracenia; siedemdziesięcioletni cynik z wybujałym ego, którego największym demonem jest kompromitacja. Ile zaś może wytrzymać opór jednostki przed zmasowanym strachem? Nie wiem, ale to zakrawa na eksperyment. Przyjmując, że na wzór dreszczowca „Piła”, za ekranem głównym dowodzenia siedzi siwowłosy gość, który tym steruje. Foliarze mówią o złudzeniu. Zbieg różnych dziwnych i nadnaturalnych przypadków, tutaj połączone echo hiszpanki z 1939 rokiem. Strach działa wieloaspektowo, może zaatakować fizycznie własny organizm. Obniża skutecznie wibracje jednostki, tym samym obniżając wibracje planety. Ziemia tworzy z człowiekiem system naczyń połączonych poprzez jego uziemienie; obniżenie wibracji powoduje obniżenie naturalnej bariery odporności i osłabienie. Zatem atak staje się łatwiejszy a obrona trudniejsza.
Wojna w Polce jest, niestety, prawdopodobna. Bestia poczuła już smak krwi, adrenalina wydzieliła się w nieznanych dawkach, uaktywniły się zakurzone strony osobowości. Doskonale pokazuje to „Czerwony pająk”, film sprzed kilku lat, gdy jedno – przypadkowe - wydarzenie zmienia z pozoru normalnego człowieka w potwora. Zmienia go na tyle, że zostaje w konsekwencji skazany na karę śmierci przez powieszenie. Przekraczanie granic, własnych granic, jest bardzo niebezpieczne, bo odkrywa mrok, o jaki człowiek nigdy by siebie nie podejrzewał. Jeśli ciemne moce przechwycą duszę, to taki człowiek nigdy już się nie powstrzyma. Strach, naturalny stan instynktu przetrwania, uruchamia się w sytuacjach zagrożenia. Prowadzi do ataku albo ucieczki…
„Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a wiec musisz minąć.
Miniesz – a więc to jest piękne.”
Wisława Szymborska „Nic dwa razy”
Z jakości dodanych – zniknął strach przed uchodźcami i pandemią na tyle, że DDM (dystans, dezynfekcja, maseczka) w ogóle nie jest respektowany.
Pojawił się też nowy rodzaj ostracyzmu, a mianowicie nie można wychylić się z żadną prognozą. Każdy szukający pracy już wie, że teraz nie znajdzie jej na pewno. Ale nie może tego głośno powiedzieć, bo zostanie uznany za rosyjskiego trolla. Niby takie logiczne, że państwo nieradzące sobie ze swoimi obywatelami w kwestiach ekonomicznych, bytowych, mieszkaniowych i zatrudnienia, nie ogarnie nagle miliona ludzi więcej. Rząd nie ma, jak niektórzy – wychowani na „Zaczarowanym ołówku” – naiwnie wierzą, worka z pieniędzmi. Ale nie można powiedzieć, że ogarnął strach przed długotrwałym bezrobociem a nawet utratą pracy. W naturalny dość sposób zmanipulowany emocjami człowiek z własnej i nieprzymuszonej woli oddaje swoje mieszkania, zasoby, chociaż utracił wiele przez dwa lata pandemii. Nie trzeba zabierać, wystarczy postawić człowieka pod ścianą ostateczności. Wystarczy go przestraszyć na tyle silnie, że oczami wyobraźni zobaczy siebie uciekającego przed demonem wojny. Sam odda wszystko. Grosz po groszu. Oczywiście, serce pełne miłosierdzia, bo wiadomości z Ukrainy rozmiękczają nawet beton. Redundancja warstw emocjonalnych powoduje zanik rozumowego stosunku do istoty rzeczy oraz brak rozróżnienia semantycznego „chcieć” i „móc”. Lepiej nie dać niż zabrać. Pomyślałam tak właśnie, czytając o facecie, który przyjął do jednopokojowego mieszkania cztery osoby. Zero intymności, słabo z powietrzem, już narzeka. Jest taka grupa mężczyzn, która w czasie wytrysku krzyczy, że się ożeni, bo partnerka o to pyta, gdy on dochodzi. Po samym akcie samiec ucieka trzymając garnitur w zębach. Niestosowne porównanie, ale dosadne – emocje nie zawsze są dobrym doradcą. W „Pięćdziesięciu twarzach Greya” E.L. James Christian mówi często „… bo mogę”, gdy Anastasia pyta, czemu to czy tamto dla niej zrobił… Odpowiedź godna milionera.
Przywołanie w tym miejscu utworu „All I need is a miracle” staje się dość ryzykowne z uwagi na rys potencjalnego odbiorcy. Psychopata mógłby wziąć słowa soundtracka z filmu „Spencer” za bardzo do siebie… Wszakże psychopaci są uzależnieni od ośrodka w mózgu odpowiedzialnego za uczucie przyjemności, pojawiające się u nich w sytuacjach, które normalnego człowieka przerażają. Trawestując; wszystko, czego potrzebuję to cud, ale wszystko, czego potrzebuję to nie ty…
Jednak i w tym momencie pojawia się strach, że te dywagacje nie mają większego znaczenia, bo stary ktoś (nazwisko nie przechodzi mi przez klawiaturę) ma przy sobie czerwony guzik. Jeżeli wciśnie ten guzik, to nie będzie niczego jak mawiał klasyk kandydujący na urząd prezydenta. Pamiętacie „Melancholię” Larsa von Triera? Film kończy zdanie „To będzie piękny koniec świata”… W naszej sytuacji to będzie słaby koniec świata. Ludzkość przestanie istnieć, bo on nie umie przegrać. A to jest wielka sztuka umieć przegrać i mieć odwagę się do tego przyznać ponosząc wszelkie konsekwencje. W każdym momencie i bez zapowiedzi nasze istnienie może przeobrazić się w tytuł noweli Marii Konopnickiej („Dym”). Jeszcze nigdy życie tak wielu nie zależało od decyzji jednego człowieka. Jeszcze nigdy cała świadoma ludzkość nie została zalana oceanem strachu.
„A ci, którzy tańczyli, zostali uznani za szalonych przez tych, którzy nie słyszeli muzyki.” Friedrich Nietzsche
Siłą wspólnej modlitwy jest to, że ustaje ryk demonów. Módlmy się wszyscy.