środa, 25 października 2017
Szymon
Dostajemy to, co dajemy. Każdy nasz uczynek ma bezpośredni zwrot do nadawcy, ale nie bezpośrednią drogą. Może stąd te rozczarowania, że podziękowania są słabe albo żadne. Po uderzeniu w stół, odzywają się nożyce a nie stół. Pomagamy, bo chcemy, bo tak wypada, bo szkoda kogoś lub czegoś, bo jest to wynikiem norm społecznych, którym podlegamy. Gorzej, jeśli pomagamy na pokaz. Moda dzisiejszych czasów; kiedyś ktoś miał więcej i dawał temu, co nie ma nic. Teraz ktoś ma bardzo dużo i daje komuś, kto miał kiedyś coś i robi z tego show. Rozpowiada o swojej hojności, jednocześnie podpierając się wizerunkiem nieszczęśnika. Odziera go z prywatności i zabiera to, co jedynie ma własne - jego terytorium. Ile trzeba pomagać? Ile można, a jeśli nie można to trzeba robić minimum - nie krzywdzić, nie budować swego losu na łzach, nie deptać innych i po ich ziemi. Zdarza się, że sama pomoc nie wypływa jednocześnie z pozytywnymi uczuciami, bo z różnych przyczyn ich nie ma, jeszcze nie ma. Ale my tak naprawdę nigdy nie wiemy, czyj los jest szczególnie błogosławiony i za każdym razem może się zdarzyć, że pomocy potrzebuje anioł. Oczywiście, można schować się w bramie i udać, że się nie widzi wyciągniętych rąk, ale skąd pewność, że ten widok nie będzie podążał za nami? Najłatwiej jest pomóc nieść krzyż w wolnej chwili, bez zaplątania w kłopoty, z pełnym brzuchem, portfelem i zasilonym mocną perspektywą kontem. Super dzionek, biegając z Chodakowską w słuchawkach, łączę obowiązkowy pęd do wieńca "kilo mniej" z dobrym uczynkiem na mojej trasie i wracam z przekonaniem dobrze rozpoczętego dnia do domu. Każdy na swej drodze spotyka Szymona. On przez chwilę małą lub dużą unosi nasze życie, byśmy dali radę pójść dalej, by przez chwilę zrobiło się lżej. Kierowca, który zatrzyma samochód, gdy idziemy w deszczu. Przyjaciel z obiadem, gdy skończyła się wypłata 28 dni przed końcem miesiąca. Znajoma, która wysłucha naszych 102 problemów, bo sama ma tylko 99. Każdy niesie swój krzyż i bele tego krzyża są inne, choć ciężar jednak do udźwignięcia z przestojami. Dla Szymona krzyż Chrystusa nie był zarżnięciem się, to nie był gest wymagający nieludzkiego dla niego wysiłku i wielkich wyrzeczeń. Ale był potrzebny i niezbędny, by wstać i iść dalej. Wiele razy na swej drodze spotykamy Chrystusa, a potem nie łączymy nieoczekiwanej odmiany losu tudzież zapłaty z jakimś swoim gestem wobec kogoś niezapamiętanego. Chrystus z krzyżem, upadający z bólu i cierpienia Mesjasz, może pozostać w naszej pamięci bez twarzy. Jedynie zarysem postaci albo nawet nie to. Ale każdy grosz wrzucony do słoika po koncentracie pomidorowym i każda bułka kupiona matce z dziećmi w piekarni to takie żywe łącze z Panem Bogiem. Pomoc nie zawsze jest w różowym pudełku przewiązanym kokardą w kropki. Pomoc może cuchnąć i uwierać a wyświadczenie jej koliduje z naszym wyobrażeniem o życiu. Jeśli pomagasz to nie oceniaj i nie dawaj rad, którymi ponoć wybrukowane jest piekło. Pomóż i idź dalej. Kamera to zarejestrowała. Jesteś w kadrze. Bóg Cię zobaczył, Szymonie.