czwartek, 25 stycznia 2018

Likwidacja GG

Szanowni Państwo,

uprzejmie informuję, iż kontakt ze mną jest możliwy od dzisiaj pod adresem ewa.klajman@gmail.com
Każdy Państwa mail zostanie przeze mnie odczytany i na każdy odpowiem, w miarę możliwości, jak najszybciej.
Dotychczasowy kontakt ze mną na GG jest już nieaktualny. Dzisiaj zlikwidowałam moje konto, więc wiadomości wysłane na dotychczasowy numer nie będą już do mnie docierać.
Mam nadzieję, że powyższa zmiana nie będzie dla Państwa uciążliwa. Wasze listy, opinie i komentarze są dla mnie niezwykle ważne. 

Pozdrawiam serdecznie,
Ewa Klajman-Gomolińska

wtorek, 23 stycznia 2018

Ruah

Podniosła krzyk garścią słów
Rzuciła w twarz nieba Po nagim bladym
Ciele Spływała zagadka jej życia i umierania
Zostawiła kod genetyczny
Jedyną spuściznę siebie po sobie
Oddając przodkom przysługę
Jesteś bólem Cudem który boli
Spod przymkniętych powiek
Wydostawała się karma powrót zła
Wyrządzonego grzechu pierworodnego
Niedomytego chrztem Ręką mało świętą
Karą z Bożych Ogrodów Owoców zakazanych i przyzwolonych
Poznania których nigdy nie dostąpiła
Bolisz mnie światłem i ciemnością
Zwątpieniem i ufnością Rozwidleniem i wyboistą prostą
Drogą mi tak drogą
Że brakowało czasu
Na doskonałość dźwięków żył pompujących
Ruah dla mnie świata anielskich piór
Dlaczego bolisz cierpieniem terminalnym szczęściem
Umykającym jasnym spełnieniem raną której
Nie dajesz się zamknąć miłością którą
Kochasz mnie jak chcesz ja Ciebie jak mogę
Mój genetyczny kod Materiał kości i mięsa
Wypełniającego tchnienia Przestrzeni moich
Skrętów i powstań Powłoka którą nie jestem
Nie byłam i nie będę
Trwałość ciągłość podstawa czegoś
Co stało się własną legendą punktem jedynym
Odniesieniem startem i lądowaniem i katastrofą
Marszem pokoleń jednego ja
Tylko drzewa pamiętają
Poznanie zaklęte w drzewo.


poniedziałek, 22 stycznia 2018

Moje Pompeje

Nim zgasną ostatnie Pompeje
Ostanie słowa zastygną
Na następne tysiąc lat
Nim miecz ostatnich słów
Rozetnie kręgosłupy łzy nadzieje
Idących na śmierć gladiatorów
Z biletem sieciowym dostępem bezpłatnym bonusowym karnetem
Nim polegną ostatnie Pompeje
A jeździec Madame Lenormand znaczyć będzie
Młodego mężczyznę koniczynę klucz niedźwiedzia
Na szachownicy dziwnego rozdania życia
Tlącego się w bezwietrzny dzień bezwietrznej próżni
Ze zdartym ptasim mlekiem
Zajrzę w przyszłość z krzykiem rozpaczy nawiedzonych ścian nocą
Ich zimnem pustym obcym niczyim
Pochylę się nad tragedią lwów morskich i otulę ziemskim kolorem
Mojego płaszcza ale nie uratuję ich serc nie potrafię
Moje współczucie nie pokieruje ich na bal życia
Nie poczują się wyjątkowo
A ja nie wzruszę losem by Pompeje odparły popiół
Więc nim to nastąpi niech zaklinacz koni
Zatrzyma jednego z tych idących na śmierć.

niedziela, 21 stycznia 2018

Dandys rozmawia z Pigmalionem


Pigmalion jest głuchoniemy
Ma wielki dom i dorobek
Oglądam jego rzeźby mniejsze i większe terytorium
Własności odrębności dwa razy więcej świata
Zatopione wyprawy książeczki czekowe oczekiwania
W kamieniu drewnie komplikacjach
Żyły w jego dłoniach Żyją we wspaniałomyślnej Andromedzie
Pigmalion jest głuchoniemy
Uśmiecha się częściej i zaczesuje włosy plastikowym grzebieniem
Bez jednego ząbka Oferuje świat całkowitej mitologizacji
Czasu przestrzeni drzwi otwartych pracy na cztery ręce
Ja mam tchnąć życie w jego kamień wyjąć z niego serce i zjeść
A potem będziemy żyć długo i szczęśliwie
Myślę o zwycięzcach dezerterach i zapomnianych miłościach
W wielkich piramidach na podwórkach Pigmaliona i jego przodków
O bryłach kolumnach formach figurach rzeźbionych na wytartych kolanach
A ziemia nie pochłonęła potępionych i niebo nie rozdarło się w pół
Przybywam w sobotę To wigilia tego dnia
Kaligrafuję na chusteczce do nosa no way
Pigmalion nie czyta Do niego mówią emocje moich ruchów
Krzyk obcasów o odejście ciszy z jego ust
Kroję tort sama  Nie jutro razem z Pigmalionem
Wyciągam mu przed wyostrzonym wzrokiem
Pokrzywdzonego rzeźbiarza przez los wróżbę na to
Co nie nadejdzie nie nastąpi nie spłynie w kamień drewno komplikacje
Trzy lśniące szklane miecze odcięcia wycięcia ścięcia
Dandysa z uporządkowanego świata bogów półbogów i pigmalionów.


sobota, 20 stycznia 2018

Dandys rozmawia z Andromedą

Stoję w tej samej wodzie którą piły dinozaury
Pod samym sklepieniem piwnicy
Rozcieram je jak ciasto by zrozumieć znaki
Z prawej strony rysunki ludzi pierwotnych
Pierwsi tu przyszli i pierwsi pomarli
Pierwsza wiadomość list do ludożerców
Którego nie rozkminiam Pokolenie po wojnie
Lewa to folklor Powinnam znać ale nie znam
Prawy łuk lewy łuk zamknięcie przerażenie kneblowanie
Mumia Ciasno pod samym sklepieniem chwytam tlen
Uderzam pięścią i posypuje się na mnie gwiazdozbiór
Z Andromedą uwolnioną wyzwoloną tak dawno temu
Nie mów o swojej samotności nikomu bo gorsza jest od niej
Tylko desperacja traktuj ją jak odrębność jak nowe przebranie
Dandysa na równi z nonszalancją i wyjebaniem w kosmos
Zazdroszczę jej że została zauważona
W plemieniu subiektywistów słychać gaworzenie
Urodził się kolejny bóg
On jest tylko Jeden Odwracam do nich zabandażowaną twarz
Patrzą na mnie jak na inskrypcję w kamieniu
Przekazujemy sobie z Bogiem myśli na odległość On mnie słyszy
Nigdy nie jestem sama Jestem światłem
Które płynie w Nim po którym On płynie Trafię
Wyjdę Wzejdę On odsunie łuki kanty i smołę
Nauczy tajemnego alfabetu drzew Zaślubi Księżyc ze Słońcem
W tym miejscu otworzą się drzwi na moje lęki Pozbawi samotności
Przez nastanie dnia jako światła które jest we mnie
I odtąd będzie tylko szczęście Zaskoczona
Najbardziej zaskakujemy siebie sami.

piątek, 19 stycznia 2018

Wiersze z Antologii... Lśnienie

Znajomy korytarz schody drzwi
Czas znajomy z wyrwami otrębami i drwiną
Czas zeszły czerstwy z dniem niezmordowanym
I tylko ten dywan owalny z błyszczącej czerwonej przędzy
Po którym boso marzyłam po którym boso płakałam
I tylko te firany fuksjowe zawstydzone też błyszczące
Przez które serce mi waliło przez które ptak nie odleciał z parapetu
Lśnienie Bardzo jasne światło energooszczędne
Lewitacja Szybkie kołysanie
I gdyby nie ta z orzecha poręcz
Której chwyciłam się by głosów do siebie nie wpuścić
Dzięki której niczego nie odkryłam
Choć ciemność pokryła nawet mrok ziemi
I gdyby nie białe posągi Pitagorasa i Platona można by było połknąć czyjąś duszę
Przyjąć matematyczny ciąg na nieistnienie istnienia
Szklana niemal przezroczysta podłoga
Na której ochoczo bawiły się odczepione od czaszek myśli
Po prostu nie goń tak i nie pędź
Zatrzymaj się na chwilę bo ja Cię o to proszę
I pozwól mi wyprostować się w ten kolejny dzień
Panie Boże.