poniedziałek, 12 listopada 2018

Hej, Tato


Idzie przez sen mój ojciec
Trzyma w rękach mój obłok snu
Jest poważny Ma garnitur którego nie znam
Przedstawiam go pustym drzwiom
Mówię że to mój ojciec
Prowadzę go światłem świec do sali
Na której nikt nie czeka
To mój ojciec głośno obwieszczam
Zaczyna się garbić
Jakby bał się że nie przygotował specjalnej mowy
Stale masz loki jak mała dziewczynka
Mówiąc odgarnia mi grzywkę z czoła
Nie czuję jego ręki
Czuję ciepło jego oczu na swoich powiekach
Nie to świetlówki
Weź mnie pod rękę mówi ojciec
Ale ja wolę biegać przy nim i podskakiwać
Z czterdziestoma latami na plecach
Idzie przez sen mój ojciec
Ma długi płaszcz do kostek
Bruzdy na twarzy
I szacunek na wskazującym palcu
Nie podskakuj kiedy do ciebie mówię
Ty do mnie nie mówisz Ciebie nie ma
Jestem Popatrz stoję obok twojego cienia
Znam go dobrze Jesteśmy po imieniu
Nie ma ciebie Nie ma...Nie ma gdy piorę wielki prochowiec
Życia Nie ma gdy rozdrapuję do krwi każdą chwilę ciszy
Nieznośnej
Idzie przez sen mój ojciec
Ma na ustach bladoróżową bezradność Podnosi rękę
Jakby chciał pomachać albo się przeżegnać
Daj mi rękę Pochodź ze mną trochę Wypluń gumę
Tańczę ze szmacianą kukłą w kółeczku
Nie ma cię nie ma nie ma
Biegnę pustą drogą Kałuże połykają moje łzy
To mój ojciec Tata
Ale kałuże milczą
Nie chodziłem akurat tą drogą
Tłumaczy stary stłoczony bezsilnością
Nie ma cię nie ma
Nadal masz piegi na nosie
Nie znasz już mojego nosa krzyczę mu prosto w nieżywą twarz
Nie ma ciebie Nie ma ciebie
Staję naprzeciw wielkiego dębu który ma ramiona rozłożone jak
Chrystus
To mój ojciec
Tak Wiem odpowiada stary dąb
Odwracam się z radością
Ale starego ojca już nie ma. 



niedziela, 11 listopada 2018

Do Matki Boskiej


Bądź pozdrowiona Matko Boga który
Ostatnio na mnie nie spogląda
Może ukradkiem a ja o tym nie wiem
Już dość tych naręczy pustki do domu wniosłam
Śmiecąc przy tym chyba
Pełne wazony
W łzach stać będą w parzystych bukietach
Ozdobną czcionką piszę list do niewysłania
Nie obraź się na mnie nad ranem
Za brak koperty błękitnej
Nawet smutek w uniesieniu ma swoje imię
A ja z bezimiennymi przy stole drętwieję
Bądź pozdrowiona Matko Boga który
Czasami mocniej wierzy we mnie niż ja w Niego
Który wszystkie ścieżki bycia zaznaczył różańcem
Kamieni drzew świateł zamkniętych
W bańkach naszych oddechów
Bądź pozdrowiona Matko Boga który
Spada deszczem po każdym żarze
Zamyka snem wylęknione powieki
Otwiera drzwi w każdą niepewność
Jutra i modli się na rogu ulicy.

sobota, 10 listopada 2018

Widzenie Piotra

Linearny spad klęsk
Cudem pojawiających się jednocześnie w dwóch miejscach
Jarzmo okute widzeniem Piotra
W czymś co sen przypominało
Warknięcie i warkot
Odwieczne pytanie co było pierwsze
Nie przychodzi mu łatwo
Oddzielić duszy od uczuć
Ciała od zmysłów
Słów od znaczeń
Pochyla się nad łańcuchami bezlitośnie
Znoszącymi opór ciała
I z wysiłkiem ciężarnej przed jutrzenką
Przestawia pordzewiałe wskazówki
Letniego czasu
Na zimowy
Znów.

wtorek, 6 listopada 2018

Na wyspie jest źle

Tak w kontekście "Serca wyspy" olsztyńskiego BWA. Poziom abstrakcji sięgnął już levelu, na którym Westlife zaśpiewa "Mandy", a Królik - przyjaciel Kubusia Puchatka, znany z wybuchowego charakteru - posprząta ten cały bałagan. Rozumiem, że można odnieść wrażenie w czasach porażającego pudla, że odbiorca, nolens volens, karłowacieje. Jednak, idąc takim tropem myślowym, można się potknąć o gałęzie tudzież o złotem mieniącą się folię. Skonfundowana jestem. Bałam się, że w stresie założę kapcie i wyjdę. W geometrycznych kompilacjach wypadałoby odnaleźć dzieło sztuki. W drżeniu ręki, zanurzającej patyk w farbie, wrażliwość. Mogłam się przecież postarać, ale jakiś króliczyzm mnie ogarnął. I tak mnie minął egzotyzm domowego pantofla, mistyczna podróż wyspiarska i oko wizjonera. Ku pokrzepieniu serc na małej sali był sobie Połom i jego zdjęcia. Na tyle silne, by obraz wyspy rozmył się od razu.