wtorek, 26 kwietnia 2022
poniedziałek, 25 kwietnia 2022
środa, 20 kwietnia 2022
Zazdroszczę Twardowskiemu? Może tak...
Aniołowie na rumakach nocy przemierzają stepy nieba
Rozbryzganie jakiego tym dokonują nazywamy urwaniem chmury
Załamaniem pogody Śwista od razów ich mieczy To zaprzęg Archaniołów
Mokre ubranie na poręczy krzeseł Siedzimy w skupieniu z ubraniami
Razem
Zagarniam przestrzeń na szufelkę Zagarniam smak Zapach Ciszę
Miękki przypadek Kruchy cios Słabe kolana w kącie
Mistycznie zakurzonym Zarzucona nicość na plecach przebitych przez strach
Bombki deszczu kołyszą mrok w smugach wątpliwości
Obsesja w tłumie mówiącym w innych językach
Mocno obejmuje mnie nicość Zazdroszczę Twardowskiemu jego dziecięcej wiary
Każdy ma prawo mieć inne zdanie Nikt nie ma mojego zdania
Choć chcę wręczyć mu prawo Ściąga próg wciąż w dół czasu Światła Dnia
Który przestaje być moim początkiem Podróż już obok siebie
Czy istnieje schizofreniczne zmartwychwstanie
Może zrobię się filozoficznie na Platona
Uporządkuję sobie Platonem życie Na półce z poetą mistycznym
Starcem pamiętającym Holocaust Obecnie kloszardem z wolną wolą Reprezentatywny wybór Zawsze to jakoś brzmi.
wtorek, 19 kwietnia 2022
Hosanna
Nie wódź mnie, Panie, na wygnanie z Edenu
Nie wskazuj mi palcem drzwi kościoła
Gdy obok chcę postać chwilę
I popatrzeć na kwiaty polne Twojej kwiaciarni
Chcę dotykać rozżarzonych kamieni
Akurat rano w niedzielę
W konfesjonale tli się zawsze szansa
Na owijanie człowieka
W szaty podłości i upokorzeń
Nie spowiadałam się wiem
Ale ja nie umiałam wytłumaczyć
Że właśnie przed Wielkanocą wchodziłam
W trójkolorowe sady i soczyste ogrody
Z moją wiarą kojącą jak miękkie kapcie po całym dniu łażenia
Na Pasterce nie byłam
Ale leżałam na sianie
I rozpamiętywałam Twoje życie ciężkie
Jak znoszone i niemyte włosy
Miałam zajść do Ciebie w tę niedzielę
Na trzynastą
Ale zostałam dłużej w galerii
Przed obrazem
Upamiętniającym Twoje Zmartwychwstanie
W skrzydłach unoszących się nad nim owadów
Migotały kościelne witraże
A w moich łzach spływających pod nim
sobota, 16 kwietnia 2022
Eloi, Eloi
Mój Chrystus Mój Bóg Mój Krzyż
Moje odrapane kolana
Moja wina
Mój grzech co dnia ten sam
Czemuś mnie opuścił
Moje modlitwy
Moje szarpania
Mój gniew Mój smutek Moja tęsknota
Rozłożona ramiona bezradny gest
Na prostym krzyżu złożony napis
Prawda wpisana w fałsz wpisany w Prawdę
Przekłamany krzyk Wrzask ludzki i nieludzki
Każdy kogoś opuszcza
Mój Bóg mówi do mnie cicho i spokojnie
Rozdygotany wiatr zaciera niektóre sylaby
Grzebie w piachu jakby był na to czas
I wydobywa ogromne bochny chleba
Rysuje ryby ze zdziwionymi oczami
Że nie wiedzą co czynią
Mój świt przychodzi zawsze z Nim
Czasami przy mnie chwilę poczeka
Czasami klękam a czasami przeżegnam się leżąc
Puszczam wodę nad wanną Przelatują myśli śliską emalią
Za brak wiary w Niego i W imię wiary w Niego
Musi garść z trumny zmarłego donieść do Golgoty
Zamknięta synagoga i rozchylone wrota kościoła
Kościół Lud i Dom Boży
Zniknięcie i objawienie na obłokach niebieskich
Słone łzy szybko wsiąkają w wełniane rękawy
Zostanie tylko wełna i sól
Pomarszczone ręce porzucone Aleje poszukiwań
Aleje zmierzchów Aleje rozrysowanych nadziei
Zmięte życie Zmarszczki człowieka
Twarz Boga Głos Chrystusa Miecz Archanioła
Złota tarcza przed głodem wojną i chorobami
Zawołał donośnym głosem Oddał za mnie życie
Gdybym nie wiedziała że zaraz potem Zmartwychwstał
Strzeliłabym sobie w łeb.
środa, 13 kwietnia 2022
Bez obecności z...
Obecność jest jak światło. Brak boli, przeraża. Ma wymiar albo pustki, albo mroku. Przez i poprzez brak można właściwie docenić ten nieporównywalny z niczym dar. Miłość także wyraża się obecnością. Nie ma nic cenniejszego, co można podarować, jak i otrzymać. Nie sposób kochać, w spełnieniu, ducha, jak i deklarować miłości bez ofiarowania swojego czasu. Kontakt czyni egzystencję mniej egzystencjalną; absorbuje myśli. Człowiek zagraża sam sobie, jest największym wrogiem siebie samego, gdy ma tylko siebie i skupia tylko na sobie swoje myśli, a jedyne czego słucha to myśli jego własne. Nie wyraża ich, jedynie słucha. Brak je koślawi, popycha, innym nakłada kły. Samotnia wchłania, przygniata i okłada chorobą. Kwestia czasu. Niemożliwość do bycia z każdym staje się jedyną możliwością bycia w ogóle. Płomienia, który nigdy nie gaśnie. Choćby przyćmiony dookolnością jednego wymiaru. Pochłania negatywy z zaledwie jednego metra. Sweet focia pomarszczy się. Znajdzie się Feniks i popioły. Śmierć i zmartwychwstanie. Dla kogoś. Zasięg bez znaczenia.