wtorek, 27 czerwca 2017

Jednodniowy detoks

Bez zobowiązań
Prywatnie Po cichu 
Prawie deszcz Prawie rosół 
A potem przejdą w długich pelerynach
Czarnych kapturach
Dorożka będzie bardziej realna od zupy
Bo niby wtorek Czas życzeń wtorkowych
Wtorkowych miłych dzionusiów
Coś wpada śmierci w ręce
Roztrzaskuje się niby przypadkiem Prawie ginie
Bez zobowiązań.

niedziela, 18 czerwca 2017

środa, 7 czerwca 2017

Haszta haszta

#powiedzmikimjesteśaodwrócęsię
#odwróćsiędomnieapowiemcikimjestem
#uwolnijmnieodczekaniaajaciebieodnocy
#przyjmijmniezeświatłemawstanęipójdęztobą
#nieodwracajsięnapierwszewołaniebędęzadrugimrazem
#niewołajzadługobomniespłoszysz   #wołaćdługospłoszyć


wtorek, 6 czerwca 2017

Obrażanie codzienności codziennością

Ludzie mają taki dziwny, dla mnie, zwyczaj niedziękowania za życzenia urodzinowe. Co prawda nie składam życzeń po to, by ktoś w pas się kłaniał po ich odczytaniu, ale trudno później z taką osobą zachować normalne relacje. W zasadzie nie powinno już się wychylać na urodziny za rok i z mojej strony to tyle. Z mojej, bo tak naprawdę czaruś, którego mama nie nauczyła mówić dziękuję, robi krzywdę sam sobie. Życzenie musi zostać odebrane z wdzięcznością. W przeciwnym razie nie dość, że się nie spełni to jeszcze narobi hałasu we Wszechświecie. Z grzecznością w ogóle różnie bywa. W miejscach typu filharmonia, teatr, kino mówię "dzień dobry" osobie, przy której siadam. I niedawno właśnie w teatrze na moje "dzień dobry" pani zareagowała szerokim, bardzo sympatycznym uśmiechem oraz pytaniem "my się znamy?". Konsternacja. "Nie, nie znamy się. Mam zarezerwowane miejsce obok pani miejsca. Spędzimy obok siebie dwie godziny. Kultura wymaga, bym się ukłoniła i to pierwsza, bo ja przyszłam z szatni podczas gdy pani była już na widowni". Uśmiech kobiety nie znika, nie zmniejsza się, nic się z nim nie dzieje. Nieruchomy obraz. "Aha, aha. A ja myślałam, że się znamy i będziemy miały o czym plotkować przez dwie godziny". Śmiech głośny, siarczysty, prawie parskanie. W takich sytuacjach zawsze myślę, że chamom jest lżej żyć w tych pogmatwanych czasach. Raźniej. Ostatnio jednak taka sytuacja mi się w teatrze nie przytrafiła, bo nikt przy mnie nie siedział, a sytuacja była spartańska. Spartańska, bo teatr tonął w kurzu i śmieciach. Pod nogami miałam wszystko to, co powinno znaleźć się w kuble. Ale się nie znalazło. A to dlaczego? Śmieci w salach kinowych jakoś sobie próbuję tłumaczyć - seans po seansie, parę minut przerwy, nie zdążą. W teatrze przerwa na jednej sali między seansem a seansem to, co najmniej, doba. Czasami grają dla szkół rano, ale tym razem nie grali. Sacrum tonie w śmieciach. I tych pod nogami, i tych językowych na scenie. Mało jest już sztuk, w których nie pada inna nazwa kobiety lekkich obyczajów. Mój ojciec mawiał, że jak człowiek nie ma nic mądrego do powiedzenia to takimi ozdobnikami język ubarwia. Myślę, że tak. Bo cóż to jest więcej? Wyjście z teatrem na ulicę? Ulica i tak do teatru nie wstąpi. Rewolucja kulturalna i obyczajowa ma być oparta na jednej wytartej partykule emfatycznej? Teatr ma tak zaszokować? Ale kogo? Należałoby oddzielić teatr od podwórka zdecydowaną grubą krechą. Tak dla higieny samej i jeszcze z paru ważnych powodów.

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Przerwana lekcja mowy

W grupę wyrazów wyjeżdżających z gardła wpadł cofający się z nerwów język. Na miejscu wypadku są wszyscy oprócz właściciela gardła. On sam niczego nie zauważył... Z nerwów. Dwa wyrazy poległy przebite błędem ortograficznym, jeden stracił swą moc przez zlekceważenie interpunkcji. Rozproszenie innych od impetu uderzenia spowodowało przerwanie logicznego ciągu i rozerwanie semantyki. Obrażenia słów wywołały impakt zgromadzonych świadków, którzy poza biernym obserwowaniem, wyposażeni byli w języki, jęzory oraz ozory. Kiedy właściciel gardła doszedł już do siebie i wylizał rany w pluszowym kącie; powiedział to, co miał powiedzieć. Bez nerwów, więc sprawnie, z dozwoloną szybkością i z respektem wobec wszystkich znajdujących się na jego drodze. Mowa była tą pokazową lekcją. Wzorem do naśladowania. Świadkowie wcześniejszego zdarzenia byli pod ścianą. Rozeszło się po kościach. A teraz pozostało jedynie odpukać trzy razy w niemalowane drewno. Los sprzyja, tak się stanie, tak jest.

niedziela, 4 czerwca 2017

Hasztag

#samotnykotbezsieci
#polubmójpost
#tonicżetomikroczasimikroświat
#wszędziezostawiamciwiadomość
#zdjęciewtletoślad
#rozdziałpierwszyjestbeztytułu
#aletobieszybkowłosyschną
#kolortrzymasiękilkatygodnikotleżyprzyławcekilkalat

piątek, 2 czerwca 2017

Rozmowy w taksówce

Wsiadam do taksówki w Poznaniu. Podaję nazwę hotelu. Potem grzebię w papierach i znajduję ulicę.
- Po co ulica? Ulica jest niepotrzebna. Jeden jest taki hotel w Poznaniu i każdy taksówkarz go zna. To, że pani nie wie nie oznacza, że ja nie wiem. Ja wiem, bo ja jestem z Poznania i jeżdżę na taksówce. Takie rzeczy są wpisane w mój zawód. Wystarczy hasło - nazwa hotelu, a moim obowiązkiem jest wiedzieć, gdzie to jest.
Czuję się niemalże winna; chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze. Wypatroszyłam torebkę, by znaleźć adres hotelu. Teraz taksówkarz gada, a ja zbieram szminki, klucze, telefon, karty kredytowe i wizytówki znajomych, do których powinnam zadzwonić, że jestem. Jeżeli nie zadzwonię, a dowiedzą się o moim pobycie, usuną mnie ze znajomych na niebieskim portalu a potem zaproszą jeszcze raz. Na drugi dzień wzbogacona o cenne doświadczenie wsiadam do taksówki i podaję nazwę hotelu. Taksówkarz nie rusza.
- Co pani myśli, że ja encyklopedia jestem? Co mi z jakiejś nazwy? Ulicę pani poda. Dla taksówkarza najważniejsza jest ulica, a potem obiekt się znajdzie. Pani myśli, że po nazwie w głowie mi mapa wyskoczy? Musi pani wiedzieć, o co pani chodzi. A pani nie wie. 
Wyrzucam z torby brak moich gadżetów i szukam małego papierka z adresem hotelu.
- Nieprzygotowana pani jest, a zamawia pani taksówkę. Nie zna pani adresu, a chce się wozić. Co mi tam, to pani płaci. 
Jest wiosna. Po śpiewie ptaków wiem, że mamy gości z lasu. Nie wiem, czemu przyleciały do miasta. Ale mam nadzieję, że znają drogę powrotną i nie będą korzystać z taksówek.