piątek, 28 stycznia 2022

Lustereczka

  Lustro ma szczególne i osobne miejsce w Iluzji. Zakłada wyższość magii i tajemnicy nad optykę subiektywizmu człowieka. Nie patrz w lustro zbyt długo, bo lustro zajrzy w Ciebie, pociągnie na samo dno lustra i rozbije na tysiące kawałków. Czasami można znaleźć taki jeden kawałek z czyjąś uwagą, zatrzymanym spojrzeniem i to jest klucz do Iluzji. Po drugiej jej stronie wszystko ma porządek i wymiar świata bez winy. Lustro opiekuje się wszelakim rozszczepieniem i tworzy obraz wrażeniowy bliźniąt - bohaterów "Ostatniego rozdziału", "Iluzji" czy "Innej". 

wtorek, 25 stycznia 2022

Lustro


Pokazuje faktyczny stan rzeczy iluzji. Widzimy to, co chcemy zobaczyć. Drobne zmiany są niczym wobec projekcji mózgu. Siła wyobrażeń o cielesności zabiera bezpowrotnie jego część. Prawdy nie odnajdzie się więc w lustrze, bo prawda jest względna. Każdy w tym samym lustrze zobaczy swoją prawdę. Zwycięży iluzja jako ta najpiękniejsza na świecie...

 

czwartek, 20 stycznia 2022

Balkon mojej Babci

 Gołębie chrapią na ramieniu, które wystawiłam za okno, by nie czuć mrozu w rozległej ciszy. A ona spłynie młodą deszczówką, zapachem nadejścia i mgłą odwrotu. To jakby przeskoczyć własne istnienie i rozbić się o najmniejszą falę z łagodnością skóry i ciepłem jadowitego węża. One już nie wrócą. Kalendarz jest dziś surowy i zmierza się z faktami. Te lata odeszły i nie wrócą. Ich wspomnienia pachną jeszcze poziomkami i układają się w album ze zdjęć porozrzucanych. Nie ma w tym ładu ani chronologii. Kalendarz leży leniwie jak kot na głównym obrazku i wychodzi jak torebki Prady z mody, by zaparzyć świeżą herbatę. Na parapecie zaokiennym przysiadła nowa para gołębi, choć stale karmię głód nadzieją, że to te same od dzieciństwa. Te, które przyszły, gdy umarł mój ojciec, a ja pocieszałam się, że tata żyje w gołębiu. Mama też tak skrycie myślała. Brat uważał, że obie jesteśmy powalone. Dziś wypatruję brata w innym ptactwie, innym podmuchu wiatru, w przestrzeni między moimi gołębiami a jego racjonalizmem. Babci nie ma na balkonie - powiedział mi po śmierci naszej babci. Balkon był immanentną cechą babci, która się balkonizowała. Nikt nigdy nie należał tak do balkonu a balkon do niego. To był najdłuższy balkon mego dzieciństwa. Mieszkała na nim obowiązkowo w pielęgnowanych kwiatach sowa. Na drewnianej podłodze skikał królik, wylegiwał się kot albo dziobała ziarno, utuczona ponad miarę, karmazynka. W pękatych słojach straszyły pijawki. Na ścianie wiły się zioła i połyskiwały korale czosnku. Babcia, w wielkich kolczykach w kształcie - najczęściej - podkowy, ogromnym, wysoko upiętym koku, przechadzała się w kwiecistej sukni uderzając o drewnianą podłogę skórzanymi trzewikami. Na ramionach miała zawsze chustę, którą zarzucała na głowę, gdy wychodziła poza balkon, w teren miasteczka zroszonego opadem nieba. Babciny balkon to wspaniałe miejsce zabaw, niezwykłych opowieści, których chętnie słuchałabym nadal i spotkań ciekawych ludzi. Kiedy babcia umarła, poszłam pożegnać ją na balkonie razem z balkonem. Babci tu nie ma. Babcia jest na cmentarzu. Stanęłam w bramie i spojrzałam z daleka na balkon. Gdzieś w donicach z kwiatami przemknął świst czasu, mgnienie koka babci albo ulatującego jej ducha. Kiedy umarł mój brat, na balkonie między pustymi doniczkami, w których nie było już nawet ziemi, jego wysoki cień pochylał się z uwagą nad, zatopionymi w rozmowie, babcią i mamą. Może nie zgadzał się na balkon, ale był obecny w tamtym wymiarze z zajawką tego wymiaru, przy kobietach swojego życia. Tamtego i tego, tego i tamtego.

środa, 12 stycznia 2022

Stykanie ze Styczniem

Przywitałam Cię otwierając okno. Zaprosiłam i poczekałam, aż się zagościsz na niemych z wrażenia ścianach i opadniesz na ciemnofioletowy dywan, by wzmocnić jego mistyczną symbolikę. Mamy Nowy Rok, z którym nie każdy się przywitał, ale który powitał każdego. Tego w biegu i tego utkwionego między szafą lat a drzwiami nowych możliwości, co nie oznacza ani dobrze, ani źle. Bez znaczenia też ten ruch, nawet galop czy bezruch. W optyce planet niczego to nie zmienia. Nasz ruch jest złudzeniem czynności a bezruch złudzeniem bezczynności. Czynność i bezczynność uwarunkowana jest całą siłą Wszechświata i jego energią wprowadzającą nasz bezruch w czas wielkich przemian i potężnego dziania się, zaś nasz ruch może nie zapowiadać niczego i po długiej szarpaninie okaże się, że jesteśmy w tym samym miejscu bądź straciliśmy to miejsce i cofnęliśmy się, nolens volens. Nasza skóra, włosy i paznokcie zachowują się jak ubranie - zmarszczki traktujemy jak upływ czasu a nie jak niedostosowany strój do okoliczności bądź kiepską jakość materiału niewytrzymującą ekstremalności życia. Niby dlaczego ekstremalny ma być długi pobyt na egzotycznej wyspie bez tej całej aprowizacji domowej? Ekstremalny równie jest pobyt w czterech ścianach w wielkim blokowisku z pełną lodówką i gderającym telewizorem. Pobyt człowieka z sobą samym, gdzie jedynym świadkiem jego drogi do kuchni i łazienki jest własna samotnia. Nie ma możliwości, by ją wypłoszyć, przegonić. Budzi się z człowiekiem, nadsłuchuje jego płaczu, patrzy za każdym kęsem znikającym w jego przełyku, nie pozwala śmiać się na komediach, wypomina każde potknięcie i hiperbolizuje najmniejszy grzech. Istotnie bieg ją czasami przegania, nawet zrzuca z pleców na ostrych życiowych zakrętach i mocno potrząsa podczas eventów z dużą liczbą gości. Ale ona powraca, znajduje właściciela jak wierny pies. Podąża jego tropami we dnie i w nocy. Odnajduje, gdy łapie oddech przed następnym skokiem. Człowiek porusza się skokami, które omamiają go odczuciem systematyczności. Jego systematyczności. A systematyczna jest tylko natura w jej odwiecznych prawach. Prędzej czy później taki sprinter bądź maratończyk odnajdzie taką taflę wody, w której zobaczy tylko siebie i aż siebie ze zdziwionym spojrzeniem samotni. Samotnia może być pustką, ale wcale nią być nie musi. Niepotrzebnie mieszamy pełnię z jej brakiem. Ona zawsze ogarnie każdą przestrzeń nasiąkniętą strachem i lękiem, bez znaczenia racjonalnym, irracjonalnym a może egzystencjalnym. Takim na wyrost prezentem, który otrzymuje się z racji samego urodzenia. Czasami nie dzieje się nic przez wieki całe, by mogło zadziać się coś wielkiego przez chwilę, po której nigdy już nic nie będzie takie samo. I tak się stanie w twym ruchu i w twym bezruchu, bo tak się miało stać. Tylko pycha podpowie, że stało się to przy twoim udziale. Samotnia nie lubi pychy. Lubi zgrzytanie zębami, więc jeśli pycha nastanie, oznaczać to będzie, że samotnia się pogubiła. Ile musi się natrudzić, by przebiec zaspy te śnieżne i te wydumane przez ludzi, a nawet przepłynąć morza i oceany za swoim właścicielem? Czyżby taka wierność nie była cnotą? Kiedy pod jednym dachem mieszkają dwie lub więcej samotni, wtedy one się zaprzyjaźniają, bawią ze sobą i dlatego ludziom jest razem łatwiej.



wtorek, 11 stycznia 2022

Zgrzyt

 Myślałam bardzo długo w takim smutku, w takiej smudze cienia, w półmroku, który ledwie łzę na rzęsach zasłania... Myślałam, by zrozumieć siebie i móc zwrócić się do swoich własnych ogrodów słowami, na jakie zasługuje samotny wiatr. W tej przestrzeni nie ma nikogo poza mną i Tobą. Rozliczenia z niewypowiedzianych słów, potknięcia, studnie, przepaści. Rzadko zdarza mi się nie mieć nic do powiedzenia. Często nie chce mi się mówić do innych. To kaleczna deformacja psychiczna. Zazwyczaj jednak, umiem budować zdania i składać litery, wyrażać siebie, odnosić się do czegoś, przedstawiać swój punkt widzenia... A teraz nie umiem, nie potrafię nic powiedzieć; mądrego, głupiego, żadnego. Pogubiłam się i zaplątałam, trochę jakbym sama na siebie zastawiła sieci. Przed nikim się do tego nigdy nie przyznałam, bo jestem w ogóle bardzo hermetycznym i pozatrzaskiwanym człowiekiem. Twoja obecność nasącza mój czas esencją i aromatem. Dziękuję, że żyjesz. Zatrzymujesz gdzieś, zmieniasz, choć jestem już stara i moje zmiany zachodzą w bólach i zgrzytach.