sobota, 30 maja 2015

Kamień

Poczucie winy jest wpisane w ludzką bezradność i bezsilność na nieuchronność przemijania. Poczucie winy człowieka jest jego buntem na śmierć, niezgodą na odbieranie i zabieranie, niezgodą na upływ czasu jakże bezlitosny oraz niedołężnienie ciała i umysłu, obumieranie tkanek i komórek, nieodwracalne procesy doprowadzające stare ciało do stanu nieprzypominającego tego samego człowieka z młodości. Nie wiem, co takiego następuje w czasie śmierci, w rozgałęzieniach napięcia i w sile rażenia, że jaka ona by nie była to i tak zawsze pozostawia w bliskich poczucie winy. Każdy bez wyjątku je ma, nawet gdy się nie przyznaje, każdy z czymś się szarpie... Poszukiwanie straconych odpowiedzi ma sens, bo cała wiedza jest zatopiona w bursztynie. Postać niejasna jednak i tak skupi na sobie uwagę. Animizm uwiera, zwłaszcza gdyby dotyczył jego wyznawców w piramidzie.



piątek, 29 maja 2015

Strumień

Wyobraźnia musi być na tyle głęboka, by zawsze mogła stać się zaskoczeniem dreszczującym plecy i połykającym oddech. Zastrzyk emocji odklejający twarz  od własnej maski. Z drobiazgów składa się całe życie i to one w połączeniu tworzą owe wielkie wydarzenia, które stanowią przełomy. Tak naprawdę w życiu doświadczamy zaledwie kilku wydarzeń, które na stałe zmieniają bieg naszej historii i których konsekwencje trwają przez dalsze życie aż do końca. To są wydarzenia, które lekko dotykają skorupy całej ziemi, bo powstały na skutek naszej wolnej woli czyli decyzji, więc gdyby ona była inna - dzieje utworzyłyby nowe życie. Poza owymi wielkimi następuje osnowa świata czyli wielka codzienność, którą tworzą owe maleństwa i szczególiki. Są kroplą wody drążącą skałę; niby nic a jednak kropla zwycięży, choć na początku wydaje się to niedorzeczne. Ale niedorzeczna bywa i wiara, bo wszystko co niedorzeczne, czyli wszystko czego "nie ma" jest naprawdę wieczne.

czwartek, 28 maja 2015

Atelier

Gra ustanawia główny porządek w świecie ludzi, w ich relacjach i związkach. Pieniądze to skutek bardziej lub mniej odczuwany, przyczyną jest zawsze gra. Trudno może zauważyć jedynie planszę przy nieograniczonej potrzebie wolności z równoległą rozpaczliwą samotnością. Chwycić świat za samo gardło, gdy nie można przekroczyć granicy egzystencjalnego bólu? Kamienie zryte czasem, drzewa z energią zebranych wieków, płatki z kwiatów nietrujących na końcu języka... Nie da się człowieka oddzielić od niego samego. Każde więc ujęcie nieholistyczne manifestuje się dysfunkcją. Człowiek jest zazdrosny o każdą swoją namiastkę i część, każdy jego gram domaga się uwagi. Poza miłością nie ma nic. A jeśli miłość jest poza? The game is over. Bez buzi nawet.

środa, 27 maja 2015

Ranią tylko mali i słabi

Mam emocjonalny odbiór słów. Chociaż ze słowami też trzeba trochę pomieszkać. Choćby po to, by zrozumieć samo załamanie pogody. Choroby dotyczą tych organów/części ciała, które kiedyś zostały źle potraktowane. Ciało odpowiada. Każda tkanka i komórka dopomina się głośno... Najgorszy jest brak witaminy M. Z odejściem bliskich żegnamy kawałkami siebie. Przepraszam więc za każdą krzywą literę, za każdy najdrobniejszy znak interpunkcyjny przelany. Asekuruję się mówiąc, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Mamy genialny potencjał, którego nie potrafimy przez całe życie uruchomić. Mówię o tym teraz, bo są takie pory egzystencji, gdzie chciałoby się wycisnąć z siebie więcej lub choćby odsunąć znużenie na później, by czegoś nie przegapić. Sądzę, że wiele życia przeleciało mi gdzieś tam, rozmyło z deszczem i spłynęło po szybach, że nie wykorzystałam swoich pięciu minut przynajmniej pięć razy. Nie można żyć bez kogoś czy bez tego kogoś? Życie pustką, choć samemu myje się zęby i samemu czyta książkę. Pustka jako bolesna jama, niezapełniona przestrzeń boli czy brak konkretnej osoby boli? Łaska przychodzi do człowieka jego właściwą czułością. Wielki dar samoświadomości; odczytywania każdej wiadomości w polu i zasięgu. Nie minąć, nie przeoczyć, nie zmieszać z całą resztą.

wtorek, 26 maja 2015

Matka jest tylko jedna

Chwila jest jak ołtarz i trzeba jej oddawać cześć, bo zawsze jakaś chwila będzie tą ostatnią. Bez tatuażu. Będzie zdecydowanie bez tatuażu, będzie jedną z morza wielu chwil. Człowiek tęskni za odpowiedzią na siebie, choć słowa się materializują. Moc, którą można albo przekląć albo podnieść z ziemi. Nieomylna Przyroda swoją wszechobecnością wskazuje kierunek, zawsze właściwy. Słowa można kierować tylko do kogoś, kto z nadawcą stanowi system naczyń połączonych. Inaczej mowa jest przelewaniem pięciolitrowego baniaka wody do buteleczki po perfumach. Nieważne, jakimi sposobami będziemy przelewać wodę/mowę; głębia i związane z nią ograniczenia pozostaną. Dziwna konstelacja tego samego gatunku tworzącego meteo świata, który oddaje prosto w twarz. Studium przypadku, gdy bezruch oznacza dzianie się a cisza jest jedynym akompaniamentem niewypowiedzianych głośnych myśli. Eskapizm nie jest skłonnością, choć niedojrzałość się na to nie zgadza. Adolescencję mam za sobą, ale nawet Kapuścińskiemu nie udało się ogarnąć życia.


Didaskalia
Fotel, w którym lubiłaś siedzieć, jest już na śmietniku, Mamo.

poniedziałek, 25 maja 2015

Milczenie pszczół

"Jedno jest Wszystkim a Wszystko jest Jednym. W tym się przejawia doskonałość rzeczy."; tak na marginesie filmu i Alberta Einsteina. Ludzie są najszczęśliwsi i tak wtedy, gdy rozmowa toczy się za oknem ich domu, ewentualnie pod oknem. Zakłócenia w komunikacji i milczenia przestają być formą odpowiedzi a stają się cynizmem. Rozmowa bywa operacją na żywym umyśle bez znieczulenia. Wszystko zamiecione pod dywan ulega procesowi rozkładu nabierając zupełnie nowych kształtów i rozmiarów. Operacja jako  opcja ratunku dla jednej lub obu stron. Czasami operacji można nie przeżyć, bo trzeba dysponować odpowiednim progiem bólu, by przyjąć końską dawkę szczerości. Nie jesteśmy nikim więcej i nikim mniej niż jesteśmy. Kiedy pszczoła zachoruje, opuszcza swoją kolonię, by nie zarazić innych i umiera w samotności. Optyka człowieka jest ułomna w stosunku do optyki pszczoły. Widzimy to, co chcemy widzieć. Jeśli dostępujemy iluminacji;  nasza psychika i umysł jej dostępują. Wprowadzenie w swój real prawa sekretu i prawa magnetyzmu serca ze świadomością Einsteina, zasadami funkcjonowania człowieka jako elementu Wszechświata, bytu połączonego ściśle i nierozerwalnie. Rozgraniczenie pragnienia od pożądania staje się wykładnią. Zagłada pszczół byłaby znacznie szybsza, gdyby nie ich wrodzona opiekuńczość. W Japonii powstają sztuczne kolonie, lecz pracy żywej pszczoły nic nie zastąpi. Nie wolno pielęgnować swojego doła ani chcieć zbyt mocno. Pożądanie wywołuje blokady, opóźnienia bądź niemożność realizacji. Pszczoły cierpią na silne zaburzenia układu immunologicznego. Odporność człowieka wzmacnia gorąca herbata z miodem. Na codzienniku zazwyczaj mija się buła z miodem z kubłem ze śmieciami. 

niedziela, 24 maja 2015

Leitmotiv

Kiedy byłam mała, myślałam że jesteście wieczni. Granatem nocy pisane. Najcudowniejsze chwile są wtedy, gdy spada czar i zapominamy o pociągu, w którym jedziemy. Na każdego działa inny czar i każdy ma swojego czarodzieja. Jeśli się go nie zauważy albo zignoruje, bajka nie pojawi się na ekranie drugi raz, bo kino w podróży jest limitowane. Czarodziej towarzysza naszej podróży nie zdoła nas zaczarować, bo nie zna do nas zaklęcia. Zaklęcie jest jedno i uaktywnia się tylko w kombinacji jednego czarodzieja i jednego uczestnika podróży. Obecność drugiego człowieka staje się się naszą własną obecnością. Oczy mają bowiem moc gojenia i kołysania. Są sygnałem z tamtej krainy, z tamtej przestrzeni. Ludzie w pociągu rozmawiają o dźwiękach, które słyszą i o obrazach, które widzą. Nadają życiu sens; sami piszą a potem czytają książki. Mają podatki od czynności, które wykonują w pociągu. Chcą się sobie podobać; ubierają swoje ciała i koloryzują się. Niezależnie, czy podróżują spokojnie czy zakłócają porządek publiczny, muszą kiedyś wysiąść. Nasze myśli gdzieś krążą. Energia krąży. Baribum zbiera po nocy płacze w jeden worek i zanosi do lasu.

sobota, 23 maja 2015

Fioletowa kredka

Była między nimi od początku nieprzystawalność liryczna. Na tyle silna, że między słowami stało się między światami. Na ekranie pokazali symbiotyczny układ, którym otworzyli się na świat. Świat był hermetyczny jednak dla nich i nie skorzystał z ich obecności. Nie zmienili więc siebie, lecz melodia ich rozdźwięków pasowała do rozgwiazdy dysonansu zbiorowego filmu. Ciąg dalszy nie nastąpi. Rachityczna niemoc. Odarcie z wrażliwości pełnej.

piątek, 22 maja 2015

Koncert. After

Niebywały dar człowieka, który wciąż zwlekał i nigdy nie zagrał na ostatnim klawiszu. Słuchając czeka się jednak czując drżącą rękę, która albo jeszcze nutę podeśle, albo strażnik nakaże urwać w dźwięku ciszy. Cały koncert niewypowiedziany, niedokończony. Obezwładnił najbardziej więc zapach. Pokonała duszność. Powitał deszcz. Po koncercie ludzie rozmawiali o parasolach. 

czwartek, 21 maja 2015

Bzy

Olsztyn kiedyś mocniej pachniał bzami, zwłaszcza

fioletowymi, ulubionymi kwiatami mojej Matki. Z Jej

odejściem bzy starają się nie rosnąć albo ja staram się

ich nie zauważać.

środa, 20 maja 2015

Piękno ukrwione

Po burzy Nowe życie
Odarte ze skóry niebo Prawie krwiste
Okno śpi Firanki ledwie przebudzone
Moją nagłą nagością pożądania
W nocy piękno jest bardziej ukrwione
Świtem staje się nieostrożne
Pod ścianę dochodzi tylko niewinność
Oszałamia jak ulewa
A potem ktoś podnosi głos Mówi że Jezus rozmnożył ryby
Więc wierzę że twoje usta napoi moja wilgotna rozkosz
Jakieś gęste milczenie a może przyspieszona arytmia okrywa wiosenny szal z nutą
Vivaldiego?
I nagle zupełnie nie wiadomo jak zostajemy
Dodatkiem do dnia Wszechmogącego
Wartą honorową nocy i dni tygodni i miesięcy
Aniołem jak tym stróżem ty zawsze przy mnie stój
Pod gwiazdami żyjemy i rośniemy jak miasta
Na innych planetach ktoś zostaje Bogiem
Ja proszę tylko o szklankę wody
I gaśnie ostatnie światło na gałęzi
Razem ze snem
Ukrwione niebo zaczyna świtać.

poniedziałek, 18 maja 2015

Jacek

Jacka poznałam ponad 30 lat temu w Ostródzie na warsztatach poetyckich zorganizowanych przez RSTK. W moich czasach licealnych był jurorem wielu konkursów i miałam przyjemność odbierać już wtedy z Jego rąk laury i nagrody. 20 lat później wręczał mi Nagrodę Główną w Konkursie na debiutancki tomik poetycki z okazji 650-lecia Olsztyna. Redagował i opatrzył posłowiem moją pierwszą książkę. Jej tytuł zmieniłam tuż przed oddaniem materiału do druku, więc Jacek ze stoickim spokojem napisał posłowie po raz drugi, ponieważ to pierwsze odnosiło się w znacznej mierze do wcześniejszego tytułu. Myślę, że wtedy kompletnie nie zdawałam sobie sprawy z tego gestu. Pamiętam za to doskonale ogromne emocje powstałe wokół tego tomu, którego ostateczne wydanie przeciągnęło się niemal o rok w czasie. Kiedy książka realnie już była i czekała na odbiór w Wydawnictwie, Jacek zapytał, czy mi towarzyszyć w drodze do ElSetu. Pierwszy wziął do ręki "Miejsce na ziemi" i po kwadransie przeglądania, kiwając głową, podał mi moją książkę. Odczytałam kiwanie głową jako "w porządku", a samej obecności Jacka w tak ważnym momencie mojego życia nie zapomnę nigdy.
 Józef Jacek Rojek nie żyje.
 Niech Światło Boga będzie z Nim Zawsze!

niedziela, 17 maja 2015

Bombki deszczu

Aniołowie na rumakach nocy przemierzają stepy nieba
Rozbryzganie jakiego tym dokonują nazywamy urwaniem chmury
Załamaniem pogody Śwista od razów ich mieczy To zaprzęg Archaniołów
Mokre ubranie na poręczy krzeseł Siedzimy w skupieniu z ubraniami
Razem
Zagarniam przestrzeń na szufelkę Zagarniam smak Zapach Ciszę
Miękki przypadek Kruchy cios Słabe kolana w kącie
Mistycznie zakurzonym Zarzucona nicość na plecach przebitych przez strach
Bombki deszczu kołyszą mrok w smugach wątpliwości
Obsesja w tłumie mówiącym w innych językach
Mocno obejmuje mnie nicość Zazdroszczę Twardowskiemu jego dziecięcej wiary
Każdy ma prawo mieć inne zdanie Nikt nie ma mojego zdania
Choć chcę wręczyć mu prawo Ściąga próg wciąż w dół czasu Światła Dnia
Który przestaje być moim początkiem Podróż już obok siebie
Czy istnieje schizofreniczne zmartwychwstanie
Może zrobię się filozoficznie na Platona
Uporządkuję sobie Platonem życie Na półce z poetą mistycznym
Starcem pamiętającym Holocaust Obecnie kloszardem z wolną wolą
Reprezentatywny wybór Zawsze to jakoś brzmi.

sobota, 16 maja 2015

Skrzydło smoka

Biała otchłań tej kartki Niema jak niepisanie na niej
Czekam nad nią
Pod nią zasuszam maki Przy niej stawiam makową świecę
Czekam przed nią
Aż przemówi czcionką numer 12
Aż otworzą się drzwi i stanie w nich smok
Artystyczna figura koronek
Odmawianych co wieczór Czekam aż w końcu nareszcie Ale nie przyszedł
Nawet sen
Mam bardzo dużo czasu i bardzo dużo kartek
Wszystkie są białe i czyste poza czasem
I czekają na moje rozdygotane litery Na mój interpunkcyjny płacz  Krzyk mojej frazy
Na łańcuch splot Wątek zakończenie Fabuła inwokacja Pieszczota kartki
Dialog z papierem Ukołysz mnie wreszcie
A tu nawet pomyłka nie dzwoni
Przyciągam do siebie jeszcze raz
Prawem sekretu wielkiego smoka Wpatruję się w pustą kartkę
I widzę w niej siebie prawem lustra
Chowam w piwnicy Kładę klucz na kartce
Kartkę zjadam prawem tajemnicy Kartka zjada mnie prawem samotności
Wypatruję smoka na ulicy Ludzie wypatrują świńskiej grypy
Może wpuszczą wojska
Rozwalą każdego z chusteczką Miał nadejść smok Nadeszła wiosna
Wracam do białych kartek Sypią się po oczach Kłują w oczy Chwytają się za różki
Klękają na papierowe kolanko
Układają kwieciem w jedno skrzydło
Na całą ścianę Na całą dzielnicę Na całe miasto
I głos z megafonu telefonu radia telewizora gardła tłumu
Tłumem dźwięków gamą liści jezior Aniołów Stróżów
Siłą muzyki klasycznej obrazów Rembrandta kogucikami folkloru ziemskim freskiem Przemawia
Jestem Oz Wielki Oz Kim jesteś i dlaczego chcesz się ze mną bawić?

czwartek, 14 maja 2015

Ufam ufasz ufaj

Powiedz jakieś zaklęcie
Ślimak
Ślimak to nie zaklęcie
Ślimak siedzi za tobą na ścianie
W naszym domu nie ma ślimaków
Są w każdym domu który ma stół i krzesła
Jaja sobie ze mnie robisz
Robiłem na śniadanie z grzankami
Naprawdę za mną jest ślimak
Jest widać głodny i zaraz na ciebie skoczy
Zrób coś 
No już
Co już
Powiedziałem zaklęcie i ślimak zniknął.

środa, 13 maja 2015

Stary rybak

Połyskujące ziarenko piasku
Utknęło głęboko
Pod stopą nieczułego mężczyzny
I nie było go już widać
I stało się formatem
Wydmy co nocą spłynęła
Do morza
I przemieniła się w fokę
Co zżarła rybę
Będącą ostatnią wieczerzą
Starego rybaka
I stary rybak umarł
Z głodu nad ranem
I osierocił starą drewnianą chatę
W której nie było ryb
A wszystko przypominało ryby
I pachniało rybami
Położona przed domem
Wycieraczka z ogona rybiego
Której nie było
Bo stary rybak 
Wchodził prosto z piachu
Do chaty
Więc to była metafizyczna wycieraczka
Nie żałuj rybaka
On nie istniał realnie
Bo duszę miała tylko jego chata
Rybak był metafizyczny
Wymyśliła go chata
Co tęskniła za człowiekiem
Chata była z belek
Belki z drewna
Olchy z najpiękniejszego sadu
Którą pieścił i podlewał
Samotny ogrodnik
Oddając jej za dnia część swej duszy
A nocą część swego serca
Drzewo wyrosło na bardziej ludzkie
Więc chata była realna
A rybak wytworem chaty
Ale turyści na plaży
Widzieli tylko rybaka nie chatę
Bo oni nie znali
Przenikalności błon obszarów i wyrażeń
Oni mieli próg do przekroczenia
Przenikalności
A przenikalność nie ma progu
Więc próg chaty rybaka
Był iluzoryczny dla turysty
Metafizyczny dla poety
Odłamem meteorytu dla astrologa
Dlatego wycieraczka z rybiego ogona
Nie istniała
Nie kładzie się wycieraczek przy progu
Którego nie ma
Miała kształt trapezu
Z pofalowaną podstawą 
Przenikalność bez granic i progów
I ufam
Że uda mi się przeniknąć
Zagadnienie choć jednej belki
Z chaty starego rybaka.

wtorek, 12 maja 2015

Ars poetica

Wiersz jest niebezpieczny
To taka cicha 
Cyganka
Wszystko ci powie
Ale czy ty zrozumiesz
Przenikniesz
Odłamiesz z tego sens
Jak kawałek herbatnika
Wiersz idzie ku tobie
Jak proroctwo w innym języku
Czy weźmiesz słownik
Czy dogonisz każdy wyraz
Zamknięty w zatłoczonym autobusie
Czy rozpoznasz w metaforze
Swoje drugie imię
A między brwiami ułoży ci się
Parafraza zmarszczki
To taka podstępna gra
Zaczyna się plastikowymi klockami
A kończy rosyjską ruletką.

poniedziałek, 11 maja 2015

Wyjście z Iluzji Zaćmienie

Spłodzę dzięki tobie syna
Mężczyzna podniósł dużą ostrygę
Z okazałą porcją błękitu
Jestem ostrygą Wyjątkowa karma By przetrwało życie.

niedziela, 10 maja 2015

Boski Mozart

Mozartem pokryte stoły
Mozartem pokryte autobusowe przystanki
Pan Bóg słucha muzyki
Mokną ludziom od tego ręce
Opadająca możliwość łowienia dźwięków
Kask świata ma podświetlony zakreślaczem
Zakres obowiązków włączania i wyłączania semaforów
Reminiscencje przywołanych obrazów
Nieobejrzanych filmów niewywołanych zdjęć
Pachnącego prania łąką kwieciem lata
Pan Bóg maluje pejzaż naszym życiem
Zaznaczone punkty objawienia
Raz na tysiąc lat przejdą przełomem epoki
Odkryciem ponad falę wzburzonego Mozarta
Puste prochy pusta ziemia głuche wapno
Pan Bóg klęczy i się modli
Do oceanu swojej samotności
Klasztoru własnych cieni
Pojękującego serca od ciężaru miłosierdzia
Wtedy trzęsie się ziemia i wieszają skazańca
Ktoś depcze płytę Mozarta
Rano Pan Bóg idzie do narożnego po bułki
Muzyka Mozarta pachnie masłem i gotowanym mlekiem.

sobota, 9 maja 2015

Baribum

Jak tylko zamykasz oczy
Jak tylko sen cię pod brodą głaszcze
Jak ściany robią się ciasne i pełne nowych lokatorów
Ja przysyłam do ciebie wielkiego wilczura
Baribuma
I ten Baribum się tobą opiekuje
I wierz mi Pilnuje żeby ci ze ścian nie przegryźli
Twoich pięknych artystycznych rąk w przegubach
Mówiąc to ojciec miesza zamaszyście pepsi
By nie było w niej bąbelków Bo to mu szkodzi na wątrobę
Ściera pot wraz z uśmiechem z martwej twarzy
Jego nieżyjące od kilkudziesięciu lat oczy
Nadal błyszczą jak u pluszowego misia
Tato jesteś podobny do misia Szybko umrę
Przerywa nerwowo Mam słabe serce
Pójdziesz wtedy do sklepu kupisz sobie misia
Nazwiesz go tate i od tej pory ja w nim będę
Nie umrzesz
Umrę pewnie że umrę
Nie umrzesz misie nie umierają
Jesteś moją pluszową nadzieją Przytulam się do ciebie
Śpiewem ptasim chmurą kremową
Światłem girland kwiecia Śmierć nie jest końcem
Kiedy dorośniesz i wyrzucisz już misia
Będę odwiedzał cię sufitem chodząc załamaniem
Mroku i brzasku Będę nutą w naszych ulubionych piosenkach
Tumbala, tumbala, tumbalalayka
Tumbala, tumbala, tumbalalayka
Śmierć nie jest niczym złym Przysięgam że będę zawsze w tej piosence
Jak twoja babka pradziadowie
I w tobie będzie grać
Tumbala, tumbala, tumbalalayka
Tumbalalayka, shpil balalayka
Tumbalalayka, freylech zol zayn
I ty powiesz komuś Kto w tym czasie przy tobie będzie
Mężczyźnie dziecku kotu
To ulubiona piosenka mojego taty
Mojej krwi Moich przeklętych przez świat więzów
Rąk do snu mnie tulących
Które będą teraz Panu grać na cytrze i na lirze
A ty będziesz zlizywać naszej pamięci kamienie
W literach oczy swe przeglądać Literami świat oplatać Litery o sens pytać
W zapachu starej szafy z wahającymi drzwiami
Schronisz nasze wspomnienie Ożywisz moje serce struną śpiewu
Tumbalala, tumbala, tumbalalayka
Tumbala, tumbala, tumbalalayka
I ja to usłyszę i to będzie taki nasz znak
Taka tajemnica
Że pamiętasz o mnie i ja cię słyszę
Podziękuj Bogu za tajemnicę
Za szabasowe świece których blask
Wykrzywił niemieckie twarze w mayn shtetele Płońsk
Nad którym moja matka nadal na obłoku śpiewa
Tumbalalayka, shpil balalayka
Tumbalalayka, freylech zol zayn
Masz jej głos i pierścionek
Klękasz w tej chwili i dziękujesz Bogu za wszystko
Nie płacz tylko klękaj
A ty wiesz ile ja się nachodziłem po lesie zanim znalazłem Baribuma
On jest królem tego lasu i ma syna
Małego burego szczeniaka
Jak Baribum będzie miał ważną naradę Zakupy w samie
To wtedy będzie cię pilnował mały szczeniaczek
Jak ta karetka wolno jedzie
Jeszcze mógłbym troszkę pożyć Sandałki nowe bym ci kupił
Piękne olsztyńskie jeziora Zaskoczona śmierć
Zapachem rosołu w kuchni
Tato nie zostawiaj mnie Zostań
Tumbala, tumbala, tumbalalayka

Tumbalalayka, tate, tumbalalayka
Tate, tumbalala
Tumbala, tate
Tate, tumbalalayka
Layla tow.

________________________________________________


W utworze wykorzystano fragmenty pieśni ludowej w języku jidysz Tumbalalayka, zamieszczonej w Shalom. Yiddish songs. André Ochodlo, Gdańsk 2000.

piątek, 8 maja 2015

Ja jestem ja

Ja jestem ja
Przechyla się na jedną stronę parasol
Jakby od tego miał się naprawić
Więc ojciec i ja też się przechylamy w tę stronę
Ale od tego on nie staje się żywy
A ja mniej postrzępiona
Nabrać znaczenia przez śmierć
Zabiłeś radość moich urodzin
Nie
Pogłębiłem twoją pamięć
Uczuliłem na chwilę
Zawsze jak dzwoni telefon wiem
Że to nie będziesz ty
Ładnie pachniesz
W Oświęcimiu wszyscy śmierdzieli
Co byś zrobiła jakbym teraz wrócił
Przeczytałabym ci mój wiersz
Bardzo nie żyjesz
Jestem trupem pierwszej wody
Przynajmniej nie będziesz już nigdy musiał umierać
Boję się że wyparuje moja wiara
Weź się za bary z życiem
Nie umiem rozmawiać ze sobą
Chrystus lubił rysować na piasku
Nie nosiłeś niczego w kratę
Krata jest kraciasta zbyt.

czwartek, 7 maja 2015

Cisza

Cisza chodzi w swoich szatach
Każdy ją widział
Nikt nie wie jak jest ubrana
Komponuje na nienazwanych instrumentach
Każdy ją słyszał
Nikt nie umie jej zanucić
Nawet w ciszy
Jest dumna i nie do podrobienia
Wiele sytuacji ją imituje
Ona nie ma swojej imitacji
Cisza gra najczęściej w sercu
I staje się bólem przeklętym
Nawet z litości nie tyka jak zegar
Jest zawsze zapowiedzią
Ponoć nadzieją
Głodem który wyżera w nas wnętrzności
W ciszy.

środa, 6 maja 2015

Salon tajemnic


To normalne że moje ciało chciałoby
Ale tylko czasami
Pogrążyć świat w wiecznej ciemności
Albo kazać wszystkim grabić te same liście
W to samo miejsce
Przecież i tak tego nigdy nie zrobię
Bo mam szerokie sumienie
I głębokie gardło moralności
Jak boski kielich z którego Stworzyciel popija
Mszalne wino
Obserwując jak się miotam i pętle jednocześnie
Następnego dnia zapala mi znów Słońce nad areną
I ponownie ustawia lustro
Rozkładam tarota
Losuję chińskie ciasteczko
Czytam horoskop lunarny
Różnie
Jestem mniej lub bardziej przygotowana.

wtorek, 5 maja 2015

Mojemu Tacie


Idzie przez sen mój ojciec
Trzyma w rękach mój obłok snu
Jest poważny Ma garnitur którego nie znam
Przedstawiam go pustym drzwiom
Mówię że to mój ojciec
Prowadzę go światłem świec do sali
Na której nikt nie czeka
To mój ojciec głośno obwieszczam
Zaczyna się garbić
Jakby bał się że nie przygotował specjalnej mowy
Stale masz loki jak mała dziewczynka
Mówiąc odgarnia mi grzywkę z czoła
Nie czuję jego ręki
Czuję ciepło jego oczu na swoich powiekach
Nie to świetlówki
Weź mnie pod rękę mówi ojciec
Ale ja wolę biegać przy nim i podskakiwać
Z czterdziestoma latami na plecach
Idzie przez sen mój ojciec
Ma długi płaszcz do kostek
Bruzdy na twarzy
I szacunek na wskazującym palcu
Nie podskakuj kiedy do ciebie mówię
Ty do mnie nie mówisz Ciebie nie ma
Jestem Popatrz stoję obok twojego cienia
Znam go dobrze Jesteśmy po imieniu
Nie ma ciebie Nie ma...Nie ma gdy piorę wielki prochowiec
Życia Nie ma gdy rozdrapuję do krwi każdą chwilę ciszy
Nieznośnej
Idzie przez sen mój ojciec
Ma na ustach bladoróżową bezradność Podnosi rękę
Jakby chciał pomachać albo się przeżegnać
Daj mi rękę Pochodź ze mną trochę Wypluń gumę
Tańczę ze szmacianą kukłą w kółeczku
Nie ma cię nie ma nie ma
Biegnę pustą drogą Kałuże połykają moje łzy
To mój ojciec Tata
Ale kałuże milczą
Nie chodziłem akurat tą drogą
Tłumaczy stary stłoczony bezsilnością
Nie ma cię nie ma
Nadal masz piegi na nosie
Nie znasz już mojego nosa krzyczę mu prosto w nieżywą twarz
Nie ma ciebie Nie ma ciebie
Staję naprzeciw wielkiego dębu który ma ramiona rozłożone jak
Chrystus
To mój ojciec
Tak Wiem odpowiada stary dąb
Odwracam się z radością
Ale starego ojca już nie ma. 

poniedziałek, 4 maja 2015

Mojej Mamie



Tak mi wstyd że było mi wstyd
Nawet drzewa umierają stojąc mówiłaś
Po co płaczesz kobieto Związek ducha z materią
Poza ziemią z niedomkniętą raną mleczny brzuch Anatewki  
Daidalos z poczuciem winy Maca kupowana gdy sklep pusty
Na co komu te szyby zaparowane Nie w tych domach
Nie budź mnie już więcej Mamo.





niedziela, 3 maja 2015

Amadeusz Amadeusz


Gruby ptasznik obżera się własnym
Nieogolonym ciałem
Słodka zapłata dla ciebie
Amadeusz Amadeusz
Wcześniej oddał należny hołd
Kobiecie upadłej
Przeklęta przeklęła pustą ulicę
Zobaczyła jej własną alienację
Wyobcowanie we własnym ciele
Przez ciało ulicy
Otwartość ciała paradoksu samotności
Ulicy boleśniej uwierającej
W metafizykę kobiety pająka
Taka zapłata za to że o tobie myślę
Amadeusz Amadeusz.