wtorek, 22 grudnia 2020

Komu ogród

Iluminacja następuje
Czai się bądź skrada
I nerwy wyjada
Oświecenie pojawia się 
Wypatrywać czy wyczekiwać
Pytanie retoryczne 
Ferie barw utkane z resztek 
Zapasów odłożonych ozdób
I wtedy odradza się tkanka świata
Z rumieńcem na policzkach
Dwa jabłka z dwóch ogrodów
Jeden już był trochę zaniedbany 
Bez energetycznego kopa
Drugi stał się wierszem przez wiersz dla wiersza
I cała wieczność zachłysnęła się zwykłym słowem
Jakby zwykły znaczył inaczej niż zwykle.


środa, 2 grudnia 2020

Boże Narodzenie

Nazywam się Boże Narodzenie

Mam ponad dwa tysiące lat

Przeszło dwa tysiące razy ludzie przystępowali do egzaminu

Na człowieczeństwo

Z różnymi wynikami póki co tańczą

W teatrze życia bez muzyki co zwie się szaleństwem

Wybrani ją słyszą szkarłatem krwi tym jedynym genem

Łączącym całą galaktykę z Jego krwią

Ukryty w brzuchu świata rośnie

Skrywają Go jaspisy cesarskie i krajobrazowe

Gdzieś w kamiennym zamku na piaszczystej plaży

Jej alienację pochwycił sam Duch i zamrugał światłem

Dwa razy i ona to zrozumiała odkryła długie włosy oplotła

Nauczyła wszystkie drogi kierunku do serca ziemi

Wykrzyczanych słów  proroctw spadających gwiazd w  lędźwie czas

Nie wyszedł z mody i powrotu do renesansu

Ostatnie dni przed rozwiązaniem oczekiwaniem znów na oczekiwanie

Na dnie starego kufra obitego skórą trawa cytrynowa ekologiczne runo

Nadal świerk siano anielski włos 

Digital painting uchylone lekko drzwi niech Bóg urodzi się we mnie.

czwartek, 19 listopada 2020

Kisiel

Możliwe że nie zapomnę

Możliwe że nikt na mnie nie czeka

Możliwe że nawet koc nie chce mnie otulić

Możliwe że pod stosem powietrza ty wciąż wyciągasz rękę

Możliwe że tam pachnie waniliowym budyniem

I nie starzeją się nawet zmarszczki 

To jest nadal możliwe mówisz

Nagrywasz mi taką wiadomość głosową

Która zawiesza się na gałęzi przed moim oknem

Wychylam się w nieskończoność i łapię

Sorry to nie ty.

wtorek, 17 listopada 2020

Performatywne skadrowanie w literaturze



 Kompozycja zamknięta/otwarta występuje także w literaturze. Kadrowanie stanu, sytuacji, walki zmysłów jako forma literackiego przekazu. Kadrowanie performatywne wszystkich zjawisk z mantrą jednego słowa, bo słowa się materializują. Kiedy słowo zawładnie człowiekiem i nadda semantyczności, wtedy uchwycić można w kadrze nawet słaby oddech istot, personifikacji rzeczy z nienachalną narracją, bo literacki kadr staje się tu czystą formą. 

Fot. 2 to czwarta strona prezentowanej książki "Rzeź komunistów". Fotograf Angelika Maria Gomolińska

niedziela, 8 listopada 2020

Gusła z Trzynaście. Matka

Otworzył drzwi i uwolnił kobietę

Ognie miłości

Okazały się sztuczne

A temat chtoniczny

Wolność więcej niż słowem

W pewnym sensie spełnił funkcję sakralną

W jakimś znaczeniu ona wypełniła kult religijny

Oboje do dzisiaj spotykają na ulicach kobiety

Z włosami białymi jak mleko 

Z niewidzącymi jej i jego oczami.

piątek, 6 listopada 2020

Nie zezwalaj, pozwól

 Mój ojciec stoi na przystanku autobusowym

Jest zima Mróz Płatki śniegu wpadają mu prosto w oddech
Jakby ta cała dookolność wywołała zasinienie wokół ust
Martwą twarz której nie ruszają nawoływania syren
Płyń do mnie Płyń do nas Płyń
Ojca sen trwa już wiele lat
Mamy tak samo On też jest obok w moim śnie
Na zdjęciach jego oczy mówią do mnie
Słyszę cię jak ciągle płaczesz Nie ma takiego snu
Po którym mogłabyś zapłakać
Twój płacz nie pozwala mi usłyszeć wyraźnie syren
Duchy przeszłości mówią że to dobrze
Moja podróż wciąż urywa się po pierwszym kręgu
Czekam na autobus Będę mógł wyprostować sztywne nogi
Poruszyć osocze Spróbuj ty zacząć od prawej nogi
Zorganizuj jakoś swoje życie byś oddzieliła mowę od milczenia
Moje słabe nawoływania byś nie stała się zwiotczała
Zupełnie nie wiem kiedy kłaść cię spać
Żyjesz inaczej niż cię wychowałem
Żyję jak chcę
Nie Żyjesz jak ci każą Nie poruszasz głową gdy coś ci się nie podoba
Udajesz chowasz się i zaklinasz rzeczywistość
A ona i tak się wypełni twoje wróżby Kurczowo się trzymasz
Przypadku który miał nastąpić Przypadku który nie był przypadkowy
Poznaj bezpłatnie swoją przyszłość rozkładem jednej talii
Nie ponawiaj po nieudanych przepowiedniach
Trwonisz się na uzyskanie odpowiedzi a ona przyjdzie
Nie wypatruj jej ale czekaj
Nie umiem pielęgnować kwiatów Przerażają mnie
Rośliny są okrutniejsze od zwierząt Ich miłość słabsza
Nie ma słabych miłości On cię nigdy nie kochał
Po co mi to mówisz teraz Niepotrzebne zupełnie
Nie ma w życiu niepotrzebnych rzeczy tylko ty się martwisz
Niepotrzebnie
Nie chcę nosić maseczki w monsterę dziurawą
Wolę nosić bransoletki Najlepiej fioletowe
Muszę iść na autobus bo dzisiaj nie przyjedzie
Dlatego ważne jest bym był bym czekał
Obecność jest zawsze najważniejsza reszta mniej.

poniedziałek, 19 października 2020

Emocje


 "Babel" opowiada o najbardziej skrywanych ludzkich emocjach. Wnika w zakamarki duszy i odgrzebuje w głębinie tajemnicy emocje, o których chciałoby się zapomnieć. Portretyzuje tych, którzy w białych rękawiczkach pozorów, urzeczywistniają koszmary, niestety nie tylko ze snów. Pomieszanie języków nie z czystej definicji Babel, ale z samej semantyki słów obowiązujących w uzusie społecznym. Każde, z pozoru, jasne słowo z ewidentnym przekazem, może stać się źródłem konfliktu i zapoczątkować eskalację nieporozumień, które prostą drogą prowadzą do ciemnej, ciasnej piwnicy, z której nie ma ucieczki... Tam też znalazła się Izabella stając się niewolnicą a zarazem gejzerem emocji. Jak to jest możliwe, że doświadczywszy tylu cierpień i zła, wygenerowała z siebie gamę uczuć zdecydowanie biegunowych? 

O miłości, nienawiści, strachu, lęku, nadziei i rozczarowaniach w książce "Babel", Wydawnictwo Pisarze pl.

Serdecznie zapraszam, 
Ewa Klajman-Gomolińska

środa, 7 października 2020

Zrobiło się różowo


 


Zanim powiem parę słów w temacie, zapraszam serdecznie tych wszystkich, którzy nie mieli jeszcze okazji zobaczyć najnowszej wystawy prac Agnieszki Markowicz. W Galerii Usługa Jazz Bar można zatrzymać się przy tym ciekawym zabiegu artystycznym przeniesienia słów na płótno. Do mojego poematu "Barwy Leśmianowi w dobrym tonie" obraz malarki "Karuzela". 

czwartek, 24 września 2020

Bohaterka

Bohaterka mojej najnowszej książki "Trzynaście. Matka". 

W czasie wojny uratowała od śmierci kilkoro dzieci. Prawdziwa bohaterka w życiu. Wielki człowiek z wielkim talentem. 

Moja Matka.






poniedziałek, 21 września 2020

Zobacz to


 

Wystawa prac Agnieszki Markowicz "TWORZE[M]NIE" 18.09.2020r. - 16.10.2020r. w Galerii Usługa Jazz Bar; ul. Stare Miasto 2, Olsztyn

Kurator wystawy Angelika Maria Gomolińska (Kulturoholiczka)


czwartek, 10 września 2020

Telefon 1

Ziemia, gdy chce coś powiedzieć człowiekowi to pęka. Prawda?

Nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym.

To niedobrze, czym ty się zajmujesz?

czwartek, 13 sierpnia 2020

Bilokacja

Przyszedł nad ranem
Usiadł na parapecie
I odkroił nowy dzień jak bułkę
Zabrał jedną porcję dżemem pokrył 
Twarz która pasowała do innej epoki
Ja już tu nie mieszkam
Nie jesteś moim potworem.

środa, 12 sierpnia 2020

Strach o nic

Napisz wiersz o niczym
Żeby nic zabolało
Żeby o nic zaczepiało
O niczym spłynie falą jaśminową
Z kranu głębokiego sumienia
Nie chcę nadejścia niczego
Tego co ode mnie nie odejdzie
Nie można odetkać 
Napotkanych dni przypadkiem.

poniedziałek, 3 sierpnia 2020

Sznur korali

Koral
Jeden średni ledwie czerwony
Mówisz że znalazłeś
Ale pewnie jest z naszyjnika kochanki
Mogę go nosić w kieszeni
Tam mam już zmięte życie
Zmęczone marzenia prawem do spełnienia
Judaszów z cmoknięciem w policzek
I to wszystko krzyczy na ten koral
Nie muśnięty ostateczną czerwienią
Nienachalnie odmieniony prawdą
Między dwoma reportażami królestwa
Historii mojej Historii innej Historii
Której twoja kochanka nie obchodzi
Koral mogę nosić na powrozie losu
O losie. 

wtorek, 7 lipca 2020

Turmalin

Idź póki 
Łzy nie stają się szklaną witryną
Gdzie on zmienia czas w zegarku
Na łańcuszku ty masz zawieszone 
Serduszko z turmalinu
Idź póki
Krew nie kaleczy żył
To taki ból duszy który 
Nie daje żyć
Nie pozwala umrzeć
Idź w tenisówkach klapkach
Weź cokolwiek na drogę
Nie oglądaj się Nie wracaj
Nie grzęźnij tylko dlatego
Że inni grzęzną
Oderwij się od siebie rąk 
Odetnij czas jakby nie był
Elementem twojego czasu
Oszukaj ten jeden raz
Idź Daj mu ten turmalin
Niech go schowa na końcu świata 
Gdy ponownie przejdziesz samą siebie.

sobota, 4 lipca 2020

Akcja #czytamdlaoli



Zapraszam ma mój Fanpage (Facebook), gdzie można obejrzeć film i dowiedzieć się szczegółów na temat całej akcji.

niedziela, 28 czerwca 2020

Czereśnie. A co, nie można

Popatrz
Odwraca pełne zwątpienie
Posłuchaj
Unosi siłą woli
Pod którą gasną światła
Wyskubane brwi
Marszczy marzenia
Z których on częstuje się największym
Lubisz soczyste kolory
Chyba nie
Prezentuję się tak i zapraszam
Gruszka jest słodka.

środa, 24 czerwca 2020

Mgła. Transformacja

Jest już
Wynurza się z wielkiej mgły
Ma twój głos
Podobnie jest trudny do opisania
Gęsty tkany nie wiadomo czym
Moskitiera nie przepuszcza marzeń ani snów
Mówi że chce zostać
Zabrać mi wolność oddech i mnie
Jest jak ty
Ludzie krzyczą na jego widok
Że to potwór zjawa bestia
Że nie powinnam odłączać się od grupy
Że nie powinnam sama podchodzić do niego ciebie
Że nie powinnam pozwolić zbliżyć się mu tobie
A mgła opada a potwory nie i nikt nie zatrze
Śladów tej historii z tamtego lata
Gdy nie byłam w żadnej grupie
A z mgły ustawiałam ściany w lesie
I bawiłam się w zamek.

piątek, 19 czerwca 2020

Dedykowane pewnej osobie :-)

Znalezienie portu w Płońsku wcale nie było oczywiste. Nikt z mieszkańców nie słyszał o takim porcie. Przedostawałam się przez łąki i lasy, aż w końcu zobaczyłam czerwony okręt i pustkę dookoła niego. Stałam pod tym okrętem i wrzeszczałam, czy mogę jeszcze na niego się zabrać. Nieznajoma w czerwonej sukience pokazała się wreszcie na pokładzie i oznajmiła, że płyniemy na Wyspy Kanaryjskie, ale z przesiadką w Mławie. Kiedy siedziałam już w czerwonej kajucie, przypominała mi się czerwień krwi, która wyleciała dzisiaj ze mnie; była zdecydowanie bardziej stonowana, ale głębsza. Wyszłam na pokład, nie wiedziałam, gdzie się podziali wszyscy pasażerowie. Wyglądałam Mławy w pustych horyzontach. Fale wznosiły się prawie do moich splecionych rąk. Było mi słono, samotnie i wyczekująco. Okręt przycumował do portu Mława Główna, nikt mnie nie żegnał, żadna postać nawet nie zatrzepotała na pokładzie. Odpłynął w mig po tym, jak wysiadłam. Szłam energicznie przez florę do przystanku PKS, żeby dostać się do Nidzicy. Nagle zza drzewa wynurzył się mój cioteczny brat, który jechał z Płońska samochodem do Mławy, bo chciał mi podarować płytę CD wraz z kasetą znanej piosenkarki. Poza tym gotów był wsiąść ze mną do autobusu i pojechać do Nidzicy. W tym czasie do pary z PKS-em sunął po trasie jego Audi. Pomyślałam, że prościej byłoby, gdybyśmy razem wyruszyli z Płońska jego samochodem. W Płońsku byłam w domu mojej babki. Dom był pusty i ciemny, zamknięty na kłódkę. Babka powiedziała mi, że jak zamknę oczy i przestanę oddychać to do niego wniknę. Tak zrobiłam. Jedynym światełkiem w mieszkaniu były duże bladoniebieskie oczy babci. Siedziała cała w czerni, a ja opowiadałam jej historię, której się dowiedziałam patrząc na nią. Żyjesz tylko wtedy, gdy patrząc na drzewo, widzisz jego twarz naturalną ze zmarszczkami i kurzymi łapkami, postrzegasz jego duszę. Jeżeli w drzewie widzisz tylko i wyłącznie drzewo, to nie żyjesz, ale trwasz. Czasami trwanie trwa latami i kończy się zgonem twoim w trwaniu na życie. Oczy mojej babki zaczęły nagle zmieniać się z bladoniebieskich w zdecydowanie czarne, zachowując przy tym swą niezwykłą wielkość, jej siwe włosy nabrały kruczoczarnej barwy, a prosta czarna sukienka stała się wykwintną szatą, równie czarną. W mgnieniu babka zamieniła się w moją drugą żydowską babkę, której nie dane było mi poznać, ale którą i tak znałam z moich snów. W czasie tej wizyty panie zmieniały się miejscami na niebie i ziemi wielokrotnie, tak więc mówiłam to do jednej, to do drugiej, ale niczego nie powtarzałam i nie wracałam się, jakby były jedną osobą. W Nidzicy pożegnałam się z bratem i pomachałam do jego kolegi w samochodzie, który siedział nieruchomo za kierownicą i wciskał się coraz mocniej w, i tak za dużą dla niego, kurtkę. Niestety spóźniłam się na PKS do Olsztyna, więc pognałam na olbrzymią polanę, na której znajdował się gigantyczny samolot. Stewardesa wyjaśniła mi, że mechaniczny ptak szybuje do USA, ale z przesiadką w Olsztynie. Zajęłam miejsce obok Żyda, wyglądającego jak na kolorowych widokówkach z Izraela. Uśmiechał się do mnie i namawiał, żebym nie wysiadała w Olsztynie, tylko poleciała prosto z nim do Stanów, bo po co się rozdrabniać. Może bym i tak zrobiła, ale przypomniało mi się, że właśnie niedawno zawarłam nową pasjonującą znajomość z młodym, niezwykle zdolnym amerykańskim pisarzem, który akurat teraz jest w Polsce a nie w Stanach i nie chciałam się z nim rozstawać. Z pisarzem spotkałam się kilka razy w hotelowym pokoju, postanowiliśmy razem zrealizować jakieś literackie przedsięwzięcia. W tym celu wiele już zrobiłam (przed moimi oczami przeleciała chmara ludzi). Pomyślałam, że nie okazuję Bogu należytego szacunku i zrobiło mi się tak źle, jak się robi po zatruciu salmonellą, czyli stan: „przykro” utrzymuje się tygodniami. Wiedziałam, że to wpływ tego pisarza i postanowiłam nie uciekać, ale mu to wytłumaczyć. Wysiadając z samolotu, próbowałam spojrzeć w twarz Żydowi, ale on nie odrywał wzroku od okna i nie krył rozżalenia, że już wysiadam. W Olsztynie między drzewami mignął mi samochód mojego brata, w którym uwagę przykuwała nieruchoma twarz jego kolegi z oczami rekina. Idąc pustą drogą natknęłam się na bardzo wysokie schody, po których się wchodziło po to, by zejść drugimi w dół. Postanowiłam obejść je, ale w tym momencie zobaczyłam moją lekarkę, która sapiąc i uśmiechając się, wdrapywała się po tych schodach. Krzyczała do mnie, że ona nie zauważyła, żeby mój stosunek do Boga zmienił się i że nikt tak nie uważa. Przeciwnie wszyscy zawsze mówili, że ja szanuję zarówno Pana Boga jak i Jego imię. Kiedy lekarka znajdowała się już na szczycie, chciałam jej powiedzieć, że musi teraz zejść schodami w dół z drugiej strony, ale w tym momencie wyrosły przed nią ogromne drzwi, którymi kobieta weszła i utknęła chyba we framudze, bo z drugiej strony nie doczekałam się jej. Mój sen zdominowała zieleń i czerwień, powietrze i woda, wielu ludzi bardzo bliskich i zupełnie obcych. Zupełnym milczeniem pominę najdłuższą porę snu, kiedy idąc uliczkami Płońska, znalazłam się zupełnie sama zamknięta w pustym getcie. Było to nazajutrz po wywiezieniu ostatniego transportu do Auschwitz. Wiedziałam, że muszę przesiedzieć w tym getcie tak długo, aż mnie stąd jakaś siła wyrzuci. Oglądałam więc ruiny domów, wzniesione budowle strachu, strzeliste bóle przeszywające obłoki w miejscu, gdzie już nie powinno być szatana. Dookoła śmierć oglądała resztki kości i zwęglone ludzkie mięsa. W kamieniach migotały ludzkie źrenice, które wróciły z tamtej strony, aby przekonać się, że świat na pewno wystawił je do wiatru. Na środku rynku siedziała stara kostucha, która autentycznie współczuła żydowskim rodzinom, które musiała zabrać, bo była na służbie. Weszłam do domu mojego taty... Ale dalej już nie opowiem.


niedziela, 7 czerwca 2020

Pokarm




Instalacja Agnieszki Markowicz z moim tekstem w albumie "PAPA CAN YOU HEAR ME?" pod red. Angeliki Marii Gomolińskiej.

wtorek, 26 maja 2020

Dzień Matki

Moja matka miała oczy rozcinające
Bure i szare dźwięki na miejsce i czas
Których nie chwytał słuch absolutny
Moja matka miała ręce które umiały się modlić
Gdy z zaćmą cerowała mój płaszcz i gotowała kartoflankę
Moja matka miała serce które straciło serce 
Podczas okupacji z dziecięcego strachu
Moja matka oszukuje mnie odkąd umarła
Że przechodzi z tłumem starych kobiet na światłach
Moja matka cieszyła się z zapasu mąki w szafie
I z mojego kolczyka w nosie
Moja matka nie umiała ze mną rozmawiać więc
Piła ze mną kawę
Tak naprawdę zawróciła stamtąd tylko raz 
Po mojego brata bo charczał i dusił się
A lekarze mówili o śmierci mózgu
Opowieści mojej matki są przydługie ale 
Brat je jeszcze rozciągał potem grali wspólnie z matką
Porozumiewali się nutami których ja nie chciałam odkryć
Moja matka gdyby żyła czekałaby na mnie dzisiaj w oknie
Zaglądałam do okien zapłakanych dziś deszczem
Z tą nieumiejętnością radzenia sobie w beznadziejnych sytuacjach
Z tym brakiem akceptacji bez pogodzenia z pogodą też.

niedziela, 24 maja 2020

Dawno temu

Are you ready
Nowy dom
Pusty 
Brakuje tylko ekspresjonistów
Mglistych gwiazd
Fikcji która pożre
Wypluje insynuację
Ktoś bredzi emocjonalny chłód
Fizyczne ciepło kontrast nowych mebli
Uchyl tylko drzwi
Are you ready.

sobota, 23 maja 2020

Latarnia

Nie milknij
Nim dotknie cię ostatnie słowo
Będę niewidocznie mrugać
Dam znać schowana w wiersze
Które otulone kocem
Zbierają sny miłości i odrzucenia
Zaplotę je w warkocz wychodząc poza siebie
Przekroczę gęstą historię
Przechodząc bramą w której wciąż się spotykamy.

piątek, 15 maja 2020

Po coś

Trzeba byłoby coś napisać
Choćby
Ja
Mam jedno zdanie i nie zawaham się go
Stłuc lustro to nie grzech
Patrzeć na swoje oczy 
Które nie są moje
Zwężone mocno mroki
Niby mniej 
Trudniej oddychać
Sądź po kurzu 
Zbiera się od dwóch dni
Krążą myśli.

niedziela, 10 maja 2020

Jestem tutaj. W albumie


Z albumu "PAPA CAN YOU HEAR ME?"

pod redakcją Angeliki Marii Gomolińskiej.

Obraz Agnieszki Markowicz "I'm here"

stanawiący kontynuację wystawy pod ww. tytułem.


sobota, 9 maja 2020

Zaskoczenie

Jeśli zawołam ciebie
Tylko firanka poruszy się w oknie
Jeśli zawołam siebie
Oderwę się od okna Przybiegnę na środek pokoju
Otworzę szeroko ramiona
Bo ten rowerek z dzieciństwa jeździ po pustych pokojach
Nadal na czterech kółkach
W bezpiecznym wspomnieniu
Uderza o zamknięte drzwi mocno mocno
Aż się otworzą i stanie w nich
Mocno zagęszczone powietrze
Na czterech kółkach
Bezpiecznie pojedzie.

poniedziałek, 4 maja 2020

Bez odpowiedzi

W sobotę wreszcie nastąpiło rozwiązanie i pokropiło deszczem. Nawet więcej. Lało. Zadowolona i mokra szłam przez moje osiedle i obserwowałam tłumy ludzi zgromadzonych pod wszelkimi zadaszeniami i wiatami. Ludzie bardziej niż koronawirusa bali się deszczu. Bez zachowania jakiejkolwiek odległości nie chcieli zmoknąć. Niektórzy dyskutowali na temat mokrej maseczki. Czy taką lepiej wessać z wilgocią przez otwór gębowy, czy zdjąć z twarzy i dostać mandat? 

wtorek, 28 kwietnia 2020

Mój ojciec przerywa milczenie

Mój ojciec stoi na przystanku autobusowym
Jest zima Mróz Płatki śniegu wpadają mu prosto w oddech
Jakby ta cała dookolność wywołała zasinienie wokół ust
Martwą twarz której nie ruszają nawoływania syren
Płyń do mnie Płyń do nas Płyń
Ojca sen trwa już wiele lat
Mamy tak samo On też jest obok w moim śnie
Na zdjęciach jego oczy mówią do mnie
Słyszę cię jak ciągle płaczesz Nie ma takiego snu
Po którym mogłabyś zapłakać
Twój płacz nie pozwala mi usłyszeć wyraźnie syren
Duchy przeszłości mówią że to dobrze
Moja podróż wciąż urywa się po pierwszym kręgu
Czekam na autobus Będę mógł wyprostować sztywne nogi
Poruszyć osocze Spróbuj ty zacząć od prawej nogi
Zorganizuj jakoś swoje życie byś oddzieliła mowę od milczenia
Moje słabe nawoływania byś nie stała się zwiotczała
Zupełnie nie wiem kiedy kłaść cię spać
Żyjesz inaczej niż cię wychowałem
Żyję jak chcę
Nie Żyjesz jak ci każą Nie poruszasz głową gdy coś ci się nie podoba
Udajesz chowasz się i zaklinasz rzeczywistość
A ona i tak się wypełni twoje wróżby Kurczowo się trzymasz
Przypadku który miał nastąpić Przypadku który nie był przypadkowy
Poznaj bezpłatnie swoją przyszłość rozkładem jednej talii
Nie ponawiaj po nieudanych przepowiedniach
Trwonisz się na uzyskanie odpowiedzi a ona przyjdzie
Nie wypatruj jej ale czekaj
Nie umiem pielęgnować kwiatów Przerażają mnie
Rośliny są okrutniejsze od zwierząt Ich miłość słabsza
Nie ma słabych miłości On cię nigdy nie kochał
Po co mi to mówisz teraz Niepotrzebne zupełnie
Nie ma w życiu niepotrzebnych rzeczy tylko ty się martwisz
Niepotrzebnie
Nie chcę nosić maseczki w monsterę dziurawą
Wolę nosić bransoletki Najlepiej fioletowe
Muszę iść na autobus bo dzisiaj nie przyjedzie
Dlatego ważne jest bym był bym czekał
Obecność jest zawsze najważniejsza reszta mniej.