poniedziałek, 12 grudnia 2022

Tuż-tuż...

 






Boże Narodzenie

Nazywam się Boże Narodzenie

Mam ponad dwa tysiące lat

Przeszło dwa tysiące razy ludzie przystępowali do egzaminu

Na człowieczeństwo

Z różnymi wynikami póki co tańczą

W teatrze życia bez muzyki co zwie się szaleństwem

Wybrani ją słyszą szkarłatem krwi tym jedynym genem

Łączącym całą galaktykę z Jego krwią

Ukryty w brzuchu świata rośnie

Skrywają Go jaspisy cesarskie i krajobrazowe

Gdzieś w kamiennym zamku na piaszczystej plaży

Jej alienację pochwycił sam Duch i zamrugał światłem

Dwa razy i ona to zrozumiała odkryła długie włosy oplotła

Nauczyła wszystkie drogi kierunku do serca Ziemi

Wykrzyczanych słów  proroctw spadających gwiazd w  lędźwie Czas

Nie wyszedł z mody i powrotu do renesansu

Ostatnie dni przed rozwiązaniem oczekiwaniem znów na oczekiwanie

Na dnie starego kufra obitego skórą trawa cytrynowa ekologiczne runo

Nadal świerk siano anielski włos 

Digital painting uchylone lekko drzwi niech Bóg urodzi się we mnie.

poniedziałek, 5 grudnia 2022

Wiem, że jesteś


 

Jest grudzień

 

Jest grudzień. Ostatni miesiąc roku. Ostatni miesiąc życia. Ostatni rozdział. Z nieba padają czerwone płatki śniegu. Estera trzyma mamę za rękę, a drugą łapie czerwony śnieżek.
- Ona ma siostrę bliźniaczkę?
Szczupły oficer z miłą, łagodną aparycją pochyla się nad małą, by dać jej cukierka.
- Pan jest lekarzem?- pyta zaschniętym, schorowanym gardłem Fajga.
- Tak – odpowiada jeszcze cierpliwie Niemiec.
- Córka ma od kilku dni zakrwawione oczy. Nie wiem, co jej jest?
- Czy ma siostrę bliźniaczkę? Pyta oficer ponownie, jakby głos kobiety był tym w sobie i nie zaglądał do oświęcimskiego świata.
- Nie, nie ma – odpowiada Fajga spoglądając na niego wzrokiem nadziei, która powinna była dawno się powiesić.
Niemiec odchodzi z delikatnym uśmiechem wypytując inne matki.
- Czy syn ma brata bliźniaka? Jest bliźniak?

Jest grudzień. Ostatni miesiąc roku. Ostatni miesiąc umowy. Ostatni rozdział. Miriam siedzi przed laptopem z pustym ekranem od czterech dni. Próbuje zakończyć powieść, ale ta nie chce się spełnić. Brakuje synonimów słowa ból. Tego kopa, który poruszy miasta ludzi, zamknięte korytarze dla egoistów i stagnatów.

Jest grudzień. Estera nie ma siostry bliźniaczki. Fajga zrozumiała, ocknęła się z choroby, odwodnienia i brudu.
- Ona miała siostrę, ale zmarła na tyfus. Siostrę bliźniaczkę…
Niemiecki oficer [z wysoką rangą] przechodzi obok z podniesionymi kącikami ust, które ma jak znamię i robią mu tzw. wrażenie. Miły zły człowiek.
- Skrzypek gra! Skrzypek gra! -  Estera pokazuje matce jakiś punkt na niebie.
- Tam nic nie ma. Ta muzyka to nie jest skrzypek Ezechiel. To nie twój dziadek.
Dziecko wykrzywia buzię, która z trudem przeżuła cukierka.
- Skrzypek gra! Skrzypek gra! – zawodzi mała.
Kolejka kobiet przesuwa się i Fajga widzi drzwi do śmierci. „Dobrze, że chociaż cukierka zjadła” myśli bezsensownie matka. Instynkt umiera ostatni.
- Tak, skrzypek gra. Gra skrzypek małej Esterce.
Bierze córkę na ręce a ta wyciąga swoje ku niebu i radośnie oznajmia „Skrzypek gra”.

Jest grudzień. Ostatni miesiąc na oddanie powieści wydawcy. Miriam przegląda podręczniki w poszukiwaniu ilustracji do słowa ból, ale nic nie zapełnia i tak pustej białej kartki. Wstaje od biurka, by zapuścić antybiotyk do zakrwawionego oka. Ma nie nadwyrężać oczu, ale książka nie chce się dokończyć. Po bladych policzkach spływają krople albo łzy, bo w tym akurat czasie tom odnalazł Miriam i zamknął za sobą drzwi. Kobieta siada przy laptopie i zaczyna ostatni rozdział od słów… Skrzypek gra.

Jest grudzień. Miesiąc cudów. Estera wymarzyła sobie  siostrę bliźniaczkę. Wszechświat spełnił życzenie kilkadziesiąt lat później.

środa, 30 listopada 2022

Po prostu pisz

Napisz wiersz o niczym
Żeby nic zabolało
Żeby o nic zaczepiało
O niczym spłynie falą jaśminową
Z kranu głębokiego sumienia
Nie chcę nadejścia niczego
Tego co ode mnie nie odejdzie
Nie można odetkać
Napotkanych dni przypadkiem.

sobota, 26 listopada 2022

Cztery pory roku

 To było zwyczajne popołudnie. Zwyczajna starsza pani i zwyczajny owczarek niemiecki. Śnieg trochę oszołomiony popularnością. Nie spodziewał się, że wszyscy będą się na niego gapić. Kobieta stoi na jednoetapowym przejściu dla pieszych. Pies siedzi na jednoetapowym przejściu dla pieszych. Akceptacja nieodwracalnego - myśli kobieta. Akceptacja przejściowego - myśli pies. Każda zima się kiedyś skończy. Jesień to opadanie - dodaje kobieta. Wiosna wyczekiwanie. Lato... Zapala się zielone światło dla pieszych. Zielone światło dla nas - mówi do psa kobieta. Zielone światło dla ludzi - odszczekuje pies. Kobieta przechodzi wolno i ostrożnie, przed nią na wyciągnięcie smyczy pies. Poczekamy, aż przejdzie pies z tą panią -mówi kierowca do pasażerów. Pies przechodzi, trzeba czekać, ciągnie za sobą jakąś staruszkę. Ale w końcu przejdą. Akceptacja nieuchronnego. Przewróci się na środku jezdni, nie wzięła rano insuliny - drży o właścicielkę pies. A cudzysłów? Wstaw przed publikacją, będzie elegancko. Dzisiaj będzie nieelegancko. Ktoś puka do drzwi. To ekspresja. Wracam do owego przejścia. Jeszcze na nim są. W tym czasie ociepla się i z minus siedem robi się minus pięć, a oni są na jezdni. Psa czeka wystawa owczarków niemieckich, kobietę przepisanie mieszkania na wnuki, które nie mówią po polsku, u notariusza. Uwaga na przejściu pies z kobietą - informacja obiegła samochody, nawet te bez przeglądu. Uwaga, śnieżny pagórek! Minęli na szczęście i są już na chodniku, po którym wolno chodzić i na którym nie wolno się skarżyć. Nie wolno płakać takim babciom, nieznającym swych wnuków, znających swoje psy, bo chodnik to nie jezdnia. Nikt nie zatrzyma się, nikt nie zaczeka. Możemy się na to nie zgadzać, ale taka jest rzeczywistość - myśli pies, który też nie zna wnuków swojej właścicielki, ale u notariusza na nią zaczeka.

wtorek, 22 listopada 2022

Zbiory

 Dziękuję za wszystkie wiadomości. Nie mogę się w żaden sposób odnieść, bo mnie tam nie było. Każdy z nas odpowiada za swoją historię i dobrze jest poza nią nie wykraczać. Czasami coś ma charakter totalny i nie ma na to usprawiedliwienia. Dzisiaj byłam w jednej z olsztyńskich placówek medycznych. Mnóstwo chorych ludzi a rejestratorki robiły sobie selfie na Instagram. Nie obsługiwał nikt. Ludzie zmartwieni, przytłoczeni problemami, a panie chichoczące do smartfona. Wtedy ich historia staje się zbiorem, do którego należy też moja opowieść. 

sobota, 19 listopada 2022

Nowe, obce dzieci

 To jest niestety prawda. Pisze o tym coraz więcej osób. Mężczyźni są lepsi dla dzieci swoich nowych partnerek, które nie są dziećmi tych facetów, niż dla swoich własnych. Nie wiem, skąd się bierze ten silny pierwiastek durnia w mężczyźnie, ale taka jest rzeczywistość. Przez żołądek do serca mężczyzny, a przez dzieci do serca kobiety - może to tak działa, nie wiem. Dziwię się, bo wydawałoby się, że więzy krwi są nierozerwalne. Wydawałoby się również, że zwycięży instynkt samozachowawczy, czyli kto mi poda na starość szklankę wody? Zwycięzca jest jednak jeden - pierwiastek durnia. Nawet nie chce mi się ładniej napisać, bo nie da się. Oczywiście, że wynika to z własnego doświadczenia, bo nic nie boli tak żadnej kobiety jak własne dziecko, które pewnego dnia zostaje bez ojca, bo ojciec bawi się już w nowy dom. To całe pitolenie przy rozwodach, że dla dzieci nic się nie zmieni jest paskudnym kłamstwem z samego założenia. Rozwód oznacza, że rodzina nie będzie już rodziną i nie będzie ze sobą mieszkać (najczęściej), więc jak ma się dla dziecka nic nie zmienić? Mężczyźni rozwodzą się z dwóch powodów - nowa kobieta w łóżku bądź nowa kobieta na horyzoncie. Towarzyszy temu cały zespół przeniesienia z własnej rodziny na cudzą i traktowanie dzieci, które mają gdzieś swojego tatę, jakby były jego własne. Nawet lepiej, bo działa tu konkurencja, by wolały doczepa od rodzonego ojca. I to nie jest tak, że pierwiastek durnia jest przypisany tylko mężczyznom. Nope. Kobieta, która wierzy, że doczep jest rozwiązaniem, ma w sobie silnie rozwinięte spektrum durnia. Facet, który twierdzi, że przez kilkadziesiąt lat małżeństwa nic dobrego się nie wydarzyło a żona była kilkadziesiąt lat jędzą, natomiast on tkwił w tym związku wyłącznie przez zasiedzenie bez seksu, bo się oddzielali w łóżku źdźbłem siana - łże. Facet, który roztacza parasol nad nowymi, obcymi dziećmi, a swojego nie widzi latami na oczy jest podłym doczepem. To zły doczep, który nigdy nie zadzwoni do własnego dziecka i nie ma pojęcia, co u niego słychać. To z tobą jest coś nie tak, jeśli przez dziesięć lat nie zastanowiłaś się, dlaczego nigdy nie poznałaś jego córki. Bo to oznacza, że doczep jest pusty w środku i nie ma serduszka, i kiedyś na tym samym luzie zostawi ciebie. Klasyczny model tworzący nową rzeczywistość stara się całkowicie zerwać z przeszłością, bo realna historia oparta na faktach podważy niewątpliwie autentyczność naszej gwiazdy. Własne dzieciaki z poprzedniego związku boleśnie przypominają swoją twarzą to, o czym nie ma mowy w nowym domu. Biedny miś był całe życie dobry, tylko wszyscy wkoło byli niedobrzy i niedźwiadek przesiedział w zamurowanej wieży wiele dekad. Jest tak do szpiku kości dobry, że nawet nie zastanawia się, gdzie jego potomstwo jest i jak mu się żyje a spektrum durnia to nie dziwi, bo się jakoś kręci.

niedziela, 13 listopada 2022

Dżem

Cisza

Poza milczeniem

W samym wrzasku

Gdzie słowa odpadają martwe

A dżemu zostało jeszcze pół słoika

Niedowierzanie wychyla się przez okno

Matka suszy pranie.


Po coś

Grasz jeszcze?
A nie słyszysz?
Nie.
Gram.
A ja nie gram.
Słyszę.

wtorek, 25 października 2022

Tak blisko, że aż daleko


 "Machiny Leonarda da Vinci"

Jest kilku takich Twórców w całej historii. Niemożliwe, że należą do przeszłości. Przeciwnie są z odległej przyszłości, do których nieporadnie się zbliżamy wyglądając z powijaków. Aż boli konfrontacja tu i teraz. Samo wejście jest niczym narodziny. 


piątek, 21 października 2022

czwartek, 13 października 2022

Własnymi słowami

 Opowiedz coś własnymi słowami...

 Często śnią mi się samoloty. 

Własnymi słowami.

 Pociągi. Pociągi osobowe i stare, drewniane, piętrowe domy. Często hotele. Pokrętne w mroku i poza mrokiem korytarze. Tunele prowadzące w nieskończone piętra i windy z obsługą  hotelową. Pokoje są skulone od samotności i strachu przed ciągłymi zmianami. Czasami schody nie prowadzą ani do góry, ani do dołu. Są dodatkowym elementem powtarzającego się snu. A potem jest dworzec, za każdym razem taki sam w każdym mieście bez żadnej nazwy. I płacz. Uderzające silnie krople w blat prostokątnego stołu, przy którym siedzę za każdym snem z kimś innym. Moi rodzice siedzą w wielkich fotelach oparci o byt, w którym się znaleźli. Próbują coś mi przekazać, ochronić, zdążyć przed gwizdem dnia, gdy życie potoczy się codziennością według kalendarza. 

Opowiedz coś własnymi słowami.

 Moja babcia ma długie, siwe, rozpuszczone włosy. Rozgląda się po pustej drodze, łące, cmentarzu. Jest smutna. Zabiera mnie w oczy - okna, w których kołuje wiatr zimnem i pustką bez drugiego dna. I wtedy czas dzwoni, otwieram jej a potem swoje oczy. Mój dziadek zawsze się ze mną pakuje przed wyjazdem. Potem idzie szybko za walizką, pierwszy wchodzi do pociągu i wypatruje mnie w przedziale. 

Opowiedz coś własnymi słowami. Jakbyś nie miała dziś pójść do szkoły. Co byś chciała robić?

 Zawsze się mówi: czytać książkę. Piętrzą się nieprzeczytane książki bez przygotowanych zakładek. Last minute... Mówi ci to coś? Nawet nie waż się wspomnieć o serialach. Nie wypada. Nie godzi się. Zdania - siary; kompromitująca sieczka bądź miazga, zdecydowane "nie" dla mechanizmu mózgu. 

Wymarzone wakacje?

 Tak, tak, koniecznie na wsi albo na wyspie. Praktycznie to samo. 

Opowiedz coś własnymi słowami. 

Staram się regularnie ćwiczyć, choć kondycja i sprawność... 

Kogo to obchodzi?

 Moje ciało.

 Na początku była dusza.

 W moich onirycznych wędrówkach jest taki dom, do którego zbliżam się wszystkimi snami świata, aż usypiam zmęczona na jego progu.

wtorek, 11 października 2022

To się nie zmienia

Kochaj mnie tak, żebyś chciała przyjść do mnie na placki ziemniaczane, gdy będę stara. Kocham Cię tak, ale Ciebie nie ma, Mamo. 

czwartek, 29 września 2022

Lufcik iluzją, pogarda milczeniem

Ja pochodzę z dopuszczalności błędu

W obliczeniach idei prostych i złożonych

I z filmu przyrodniczego

I z kolorowych wycinanek

Zachodzących o zmierzchu

Poznanie przedstawień

Poznanie spektakli i wyreżyserowanych zdarzeń

Przeczucie że nic się nie zmieni prócz

Zmysłu odczuwania dotyku i gniewu

Jezu jaki ciężki Twój krzyż

I jaki czerwony

Nie chcę teraz go nieść

A może ja nie chcę umrzeć w chwale

Gdy zegar świata powie

Już czas

Chcę być nie sama

I chcę być postrzegana

Przez wlot świeżego powietrza lufcikiem

A jeżeli lufcik jest iluzją

A pogarda milczeniem

To na miłość Twoją Panie

W co ja się u Ciebie zmienię.

wtorek, 27 września 2022

Milczenie doskonałe

Białe jak płatki śniegu na gałęziach są kartki papieru w oczekiwaniu na ruch wszelaki...

Kartki papieru czy ekran komputera to milczenie w doskonałości dźwięku, po którym następuje przerwana lekcja ciszy. I poleje się słowo a ono jest początkiem wielkiej przemiany gałęzi w obraz trwały. Można odejść od siebie jak od słowa, sprzeniewierzyć się wartościom i zdeptać śnieg. Delikatność bieli to kruchość tejże granicy, tyle że później następuje wrzask, który nas nie określa, ale oddala od tchnienia słowa, duszy świata. 

niedziela, 25 września 2022

Milczenia dzban

Nie wiem sama jak to się stało
Gdzie były wcześniej zimy i lata
Gdzie rosły świerki a gdzie klony
Milczenie Boga moje twoja nieobecność
Złączenia przecięcia przeręble
Meandry ulice zimna ściana
Stoję pod nią całe życie i czekam na cud
Zawróciłeś z drogi
A to było tylko jedno zdanie
A może jeszcze krzyk rozpacz pęknięcie
Ciszy Zbierało się wtedy na burzę
Zbierał się dzban krwi przeżyć
Zbierał się dziennik dręczących wspomnień
Przemijały zdjęcia filmy dzień dobry
Odpowiadane bez spojrzenia komu
Tamtego roku nieoczekiwanie zwyciężyło słońce
To był najcieplejszy dzień w marcu
Z jedną chwilą nie mów do mnie pani
Ale przerwy między chwilami
Sprawiają że chwile stają się tymi chwilami.

wtorek, 20 września 2022

Wyciszenie milczenia

Wycisz milczenie do cynicznego spalonego knota albo zapachu jeziora na progu wiosny. Wyłączmy się, odpłyńmy a zapadnięty głos nie będzie już istniał nawet we wspomnieniach. Opowieści blakną, a fotografii nie daje się przywołać, kontaktów uwiarygodnić, dotyku przypomnieć. Nic nie różni się od niczego, wyjątkowe zdarzenia tracą wyjątkowość. Każda wędrówka włącza się we wspólny marsz. Na początku słychać jej rytmiczny jednostajny i zdecydowany krok. Jest radosna i ma zmienić świat. Każda wędrówka od wieków ma podobną determinację w zmianach tego, co do niej nie należy na zawsze a jest jedynie wynajęte na czas określony ze wszystkimi załącznikami w nieskończonej liczbie należącymi do Wielkiej Umowy. Potem ze zdumieniem uczy się, że część wody znajduje się w atmosferze, w płaszczu ziemi, głównie w oceanach. Pochyla się nad śniegiem jak wielką tajemnicą, z pierwszym zachwytem podnosi do oczu, koresponduje dotykiem. Zdejmuje wodę z warg czule jako panaceum na nieśmiertelność. Umiera ze strużkami wody na policzkach. 

niedziela, 18 września 2022

Przerwane milczenie

Powiedz coś wreszcie
I przerwała ich milczenie Zapalił papierosa
I oddalił bezruch A potem papieros rozświetlił
Ich ciemność W ledwie zajaśnionej tytoniowej lampie
Zobaczyli swoje wylęknione twarze
A już zdawało im się
Że ich nie ma
Jeśli im się zdawało to chyba coś znaczy Krążą myśli
Rysuje się ludzkie życie
Zaprzeczenie śmierci
Czyli milczenia bezruchu i ciemności A potem on wstaje i odchodzi
Papierosy wkłada do kieszeni
Zamyka drzwi
Nikt się nie odzywa
Nie można zobaczyć w żadnym kącie jego twarzy
Nad wysiłkiem wzroku nie kołują mentolowe dymki
Czy to oznacza śmierć?

sobota, 17 września 2022

Mówię milczeniem

Mówię milczeniem
Śpiewam ciszą
Ginę co dnia z uśmiechem
Z radością lanego wosku przez klucz
Do szafy w której się skończę
Zatrzasnę życie z rozszarpanym ramieniem w drzwiach
Tak będzie mi się spieszyć
Do złamania milczenia Do rozlakowania ciszy
Do zdemaskowania uśmiechu
Do poznania tajemnicy szafy
Nie będzie szeptu na to by się zastanawiać
Zbyt wielki strach by lać wróżbą z wosku
Po oczach.

czwartek, 15 września 2022

Gęste milczenie

Po burzy Nowe życie
Odarte ze skóry niebo Prawie krwiste
Okno śpi Firanki ledwie przebudzone
Moją nagłą nagością pożądania
W nocy piękno jest bardziej ukrwione
Świtem staje się nieostrożne
Pod ścianę dochodzi tylko niewinność
Oszałamia jak ulewa
A potem ktoś podnosi głos Mówi że Jezus rozmnożył ryby
Więc wierzę że twoje usta napoi moja wilgotna rozkosz
Jakieś gęste milczenie Może przyspieszona arytmia 
Okrywa wiosenny szal z nutą Vivaldiego
I nagle zupełnie nie wiadomo jak zostajemy
Dodatkiem do dnia Wszechmogącego
Wartą honorową nocy i dni tygodni i miesięcy
Aniołem jak tym stróżem ty zawsze przy mnie stój
Pod gwiazdami żyjemy i rośniemy jak miasta
Na innych planetach ktoś zostaje Bogiem
Ja proszę tylko o szklankę wody
I gaśnie ostatnie światło na gałęzi
Razem ze snem 
Ukrwione niebo zaczyna świtać.

wtorek, 13 września 2022

Nad słowem i milczeniem

Życie straciło mnie z oczu
Jedyne miejsce z którym coś mnie łączy
To łóżko strachu tortur i rozpaczy
Czas powrotu ma miękkie drzwi
Wlewało się światło żaluzjami
Kiedy bez słowa odszedł
Kartka na stole
Informacja wetknięta w wąskie sumienie
Jego
Moja ogromna ulga
Mogę zrobić całe pranie
Mogę umrzeć Nie myśleć o tym
By się obudzić
Mogę gryźć czas
Kopać przestrzeń
Mogę szukać szkiełka z kwiatkiem
Zakopanego w ziemi w dalekim dzieciństwie
Albo usiąść za parkiem za lasem
Nad słowem i milczeniem
Kiedy światło wlewało się żaluzjami.

niedziela, 11 września 2022

Mój ojciec przerywa milczenie

Mój ojciec stoi na przystanku autobusowym
Jest zima Mróz Płatki śniegu wpadają mu prosto w oddech
Jakby ta cała dookolność wywołała zasinienie wokół ust
Martwą twarz której nie ruszają nawoływania syren
Płyń do mnie Płyń do nas Płyń
Ojca sen trwa już wiele lat
Mamy tak samo On też jest obok w moim śnie
Na zdjęciach jego oczy mówią do mnie
Słyszę cię jak ciągle płaczesz Nie ma takiego snu
Po którym mogłabyś zapłakać
Twój płacz nie pozwala mi usłyszeć wyraźnie syren
Duchy przeszłości mówią że to dobrze
Moja podróż wciąż urywa się po pierwszym kręgu
Czekam na autobus Będę mógł wyprostować sztywne nogi
Poruszyć osocze Spróbuj ty zacząć od prawej nogi
Zorganizuj jakoś swoje życie byś oddzieliła mowę od milczenia
Moje słabe nawoływania byś nie stała się zwiotczała
Zupełnie nie wiem kiedy kłaść cię spać
Żyjesz inaczej niż cię wychowałem
Żyję jak chcę
Nie Żyjesz jak ci każą Nie poruszasz głową gdy coś ci się nie podoba
Udajesz chowasz się i zaklinasz rzeczywistość
A ona i tak się wypełni twoje wróżby Kurczowo się trzymasz
Przypadku który miał nastąpić Przypadku który nie był przypadkowy
Poznaj bezpłatnie swoją przyszłość rozkładem jednej talii
Nie ponawiaj po nieudanych przepowiedniach
Trwonisz się na uzyskanie odpowiedzi a ona przyjdzie
Nie wypatruj jej ale czekaj
Nie umiem pielęgnować kwiatów Przerażają mnie
Rośliny są okrutniejsze od zwierząt Ich miłość słabsza
Nie ma słabych miłości On cię nigdy nie kochał
Po co mi to mówisz teraz Niepotrzebne zupełnie
Nie ma w życiu niepotrzebnych rzeczy tylko ty się martwisz
Niepotrzebnie
Nie chcę nosić maseczki w monsterę dziurawą
Wolę nosić bransoletki Najlepiej fioletowe
Muszę iść na autobus bo dzisiaj nie przyjedzie
Dlatego ważne jest bym był bym czekał
Obecność jest zawsze najważniejsza reszta mniej.

sobota, 10 września 2022

Milczenie mowy

Przepowiadam sobą siebie Przeszłością
Odmierzam siebie do siebie
Dzielę sobą i pomnażam o ciebie
Zanurzam odklejone tatuaże historii w rzece której
Nurt przekroczył mnie mną nim woda obmyła
Dwie trzęsące się ręce
Ujmuję nimi zimne kamienie Wydobywam z nich głos
Weryfikuje opinię na temat głosów
Śpiewamy z rzeką oddalając nietypowy stan
Całkowitego milczenia Najwyższego stopnia biegłości mowy
Języka zaklętego w Babel
Z wdziękiem pokonującym natręctwo echa
Wciąż ulokowanego w sejfie cyklicznym
Zapowiedzi na mszy wieczornej odmiany losu
Ale te starsze panie nie pamiętają gdzie ulokowały kody i klucze
Kapłani z Indii wyrzucają dzieci z balkonów
Bo wiara wymaga poświęcenia i ryzyka
Rodzice cieszą się z siły rytuału
Więc wyjmuję jedną ręką serce
Drugą kamień
Czerwona rzeka jak anachronizm
Poezji po wiekach wieszczach
Pod kamieniem połyskuje obol
Specjalnie dla mnie 
Położę go na oczy na własnym pokazie.

piątek, 9 września 2022

Milczenie pszczół

 "Jedno jest Wszystkim a Wszystko jest Jednym. W tym się przejawia doskonałość rzeczy."; tak na marginesie filmu i Alberta Einsteina. Ludzie są najszczęśliwsi i tak wtedy, gdy rozmowa toczy się za oknem ich domu, ewentualnie pod oknem. Zakłócenia w komunikacji i milczenia przestają być formą odpowiedzi a stają się cynizmem. Rozmowa bywa operacją na żywym umyśle bez znieczulenia. Wszystko zamiecione pod dywan ulega procesowi rozkładu nabierając zupełnie nowych kształtów i rozmiarów. Operacja jako  opcja ratunku dla jednej lub obu stron. Czasami operacji można nie przeżyć, bo trzeba dysponować odpowiednim progiem bólu, by przyjąć końską dawkę szczerości. Nie jesteśmy nikim więcej i nikim mniej niż jesteśmy. Kiedy pszczoła zachoruje, opuszcza swoją kolonię, by nie zarazić innych i umiera w samotności. Optyka człowieka jest ułomna w stosunku do optyki pszczoły. Widzimy to, co chcemy widzieć. Jeśli dostępujemy iluminacji;  nasza psychika i umysł jej dostępują. Wprowadzenie w swój real prawa sekretu i prawa magnetyzmu serca ze świadomością Einsteina, zasadami funkcjonowania człowieka jako elementu Wszechświata, bytu połączonego ściśle i nierozerwalnie. Rozgraniczenie pragnienia od pożądania staje się wykładnią. Zagłada pszczół byłaby znacznie szybsza, gdyby nie ich wrodzona opiekuńczość. W Japonii powstają sztuczne kolonie, lecz pracy żywej pszczoły nic nie zastąpi. Nie wolno pielęgnować swojego doła ani chcieć zbyt mocno. Pożądanie wywołuje blokady, opóźnienia bądź niemożność realizacji. Pszczoły cierpią na silne zaburzenia układu immunologicznego. Odporność człowieka wzmacnia gorąca herbata z miodem. Na codzienniku zazwyczaj mija się buła z miodem z kubłem ze śmieciami. 

czwartek, 8 września 2022

Wrześniowe milczenie

Milczenie to temat września 💜
Zapraszam tych, którzy chcą pomilczeć ze mną, w moich utworach.
To bezcenna umiejętność, w której obecność głośniejsza jest od słów. 

środa, 7 września 2022

Milczenie z Bogiem

Żyjemy w szafie
Pokolenie bez wojny po wojnie
Codziennie zbliżam się do ciebie
Jak do wielkiej tajemnicy
I za każdym razem odkrywam
Naszą wspólną doskonałość
W twoim ogrodzie kultywujesz strach
Ja w swoim sieję rozpacz
Chrystus ujmuje zawsze moją twarz gdy długo klęczę
Idź Pohuśtaj się z dziećmi Nie klęcz tyle
Zobacz jak pszczółki robią miód i jak wcześnie umierają motyle
Dowiesz się co to jest budzik i że jego będziesz słuchać pierwszego
Kolejne klęczenie już niebawem
Więc wyjdź ku słońcu Wyjdź z szafy Wyjdź ku mnie
I patrz na mnie poza kościołem
Poza świadomością Między wierszami
Postaw bagaże Przypilnuję ci by słońce nie zaszło
Będę stać ze słońcem w dłoni W otwartej bramie życia
I dzięki światłu nie będziesz chwalić ciemności
Czasami nie będę się do ciebie odzywał
Pomilczymy razem
Zobaczymy jak gasną jeziora Jak starasz się upchnąć w torbie swoje serce
Jak przytrzaskujesz czas drzwiami wejściowymi
Jak głodna jest twoja tęsknota
Posłuchamy wycia komórek i tkanek
Twego zderzenia z tobą jak dwóch planet
Salvador Dali stoi mocno w sztuce choć jego żyrafa wciąż płonie
Więc módl się nie tylko do nieba
Daj szansę ziemi i módl się też twarzą do ziemi
Aż mech się nawróci
Naprostują ścieżki Wygładzą aleje
Topografii nie dotkniętej przez poetów i kochanków
Tam jest tyle tlenu że można się udławić
Wcale nie trzeba nabierać go więcej
Bo ja tu cały czas jestem Siedzę przy tobie i milczę
Więc i ty milcz razem z Bogiem.

piątek, 26 sierpnia 2022

Ruah



Podniosła krzyk garścią słów
Rzuciła w twarz nieba Po nagim bladym
Ciele Spływała zagadka jej życia i umierania
Zostawiła kod genetyczny
Jedyną spuściznę siebie po sobie
Oddając przodkom przysługę
Jesteś bólem Cudem który boli
Spod przymkniętych powiek
Wydostawała się karma powrót zła
Wyrządzonego grzechu pierworodnego
Niedomytego chrztem Ręką mało świętą
Karą z Bożych Ogrodów Owoców zakazanych i przyzwolonych
Poznania których nigdy nie dostąpiła
Bolisz mnie światłem i ciemnością
Zwątpieniem i ufnością Rozwidleniem i wyboistą prostą
Drogą mi tak drogą
Że brakowało czasu
Na doskonałość dźwięków żył pompujących
Ruah dla mnie świata anielskich piór
Dlaczego bolisz cierpieniem terminalnym szczęściem
Umykającym jasnym spełnieniem raną której
Nie dajesz się zamknąć miłością którą
Kochasz mnie jak chcesz ja Ciebie jak mogę
Mój genetyczny kod Materiał kości i mięsa
Wypełniającego tchnienia Przestrzeni moich
Skrętów i powstań Powłoka którą nie jestem
Nie byłam i nie będę
Trwałość ciągłość podstawa czegoś
Co stało się własną legendą punktem jedynym
Odniesieniem startem i lądowaniem i katastrofą
Marszem pokoleń jednego ja
Tylko drzewa pamiętają
Poznanie zaklęte w drzewo.

wtorek, 23 sierpnia 2022

Lśnienie



Znajomy korytarz schody drzwi
Czas znajomy z wyrwami otrębami i drwiną
Czas zeszły czerstwy z dniem niezmordowanym
I tylko ten dywan owalny z błyszczącej czerwonej przędzy
Po którym boso marzyłam po którym boso płakałam
I tylko te firany fuksjowe zawstydzone też błyszczące
Przez które serce mi waliło przez które ptak nie odleciał z parapetu
Lśnienie Bardzo jasne światło energooszczędne
Lewitacja Szybkie kołysanie
I gdyby nie ta z orzecha poręcz
Której chwyciłam się by głosów do siebie nie wpuścić
Dzięki której niczego nie odkryłam
Choć ciemność pokryła nawet mrok ziemi
I gdyby nie białe posągi Pitagorasa i Platona można by było połknąć czyjąś duszę
Przyjąć matematyczny ciąg na nieistnienie istnienia
Szklana niemal przezroczysta podłoga
Na której ochoczo bawiły się odczepione od czaszek myśli
Po prostu nie goń tak i nie pędź
Zatrzymaj się na chwilę bo ja Cię o to proszę
I pozwól mi wyprostować się w ten kolejny dzień Panie Boże.

czwartek, 4 sierpnia 2022

Zaklinam

Gryzie łykowate włókna 

Których nie przemieli historia powszechna

Inna daje codziennie swoje selfie

Patrząc jak zmienia się od wczoraj

Rodzaj fotografii autoportretowej z włóknem

Coś na co nie ma wpływu

W esencji tężeje śmierć

Nawet herbacianej

Idą święta.


poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Powstanie Warszawskie

 Ubój

Nad szklanką z mrożoną kawą
Przejęci decydenci wiklinowych foteli
Zastanawiają się czy było warto
Obok stare pocztówki z dziećmi
Które kule łapały jak piłeczki tenisowe
I rozpadały się z nimi jak gwiazdy na niebie
Z którego nic nie można było odczytać
Poza tym co deszcz sam podpowie
Powiadają że żadnego dnia tylu mężczyzn i kobiet
Nie broniło jednego kawałka rozpadającego miasta
I że gruzy przysłaniały czas
I jedno tylko oko wyglądało z zsypu
Kanały dawały ukojenie schronienie pewną śmierć
A dzień był taki młody szalony niepokorny
Nieme kobiety stały w szeregu dławiąc się
Niewypowiedzianymi słowami jak gulą kości i glutenu
Niemi mężczyźni stali na warcie
Przejścia nocy i dnia Ktoś się utopił Inny powiesił
Któraś straciła syna któraś męża siebie dom
Nieme kobiety próbowały na komendę krzyczeć
Poruszyło się powietrze Trzepot wielkiego skrzydła
Gorący piach rzucony pod nogi nędzników.

piątek, 22 lipca 2022

Z mazurskim wiatrem

Mówią wyrwij ile się da

Powietrza z kufra po babci

A potem biegnij ile sił

Z mazurskim wiatrem

Mówią żebym biegła

Mówią bierz ile wlezie

A włazi prawie nic

Prawie to jakby nie było

Nagości tylko sukienki same na wieszakach

Wyrwane przestrzenie których nie da się zagospodarować

Słowem

Bo utknęło w gardle

Gdy bieg przed siebie wypłoszył rozebrane myśli

Chciałabym z cukrem trzcinowym

Przygotować wieczorem specjalnie dla ciebie czas.

piątek, 15 lipca 2022

To się nie zmienia

 Sztuka. Prehistoryczny zabójca, na którym opiera się Ziemia. Alienacja doskonała. Walka z nią opiera się na braku oparcia. Ucieczka przed nią w coś; teraz jest to praca. Praca zdominowała wszelkie używki, a nawet seks. Praca jest zawsze i wszędzie. Praca stała się modlitwą. Praca stała się medytacją. Praca stała się formą spędzania wolnego czasu. Alienacja upchnięta w pracę. Internet i telefony zaaranżowały kontakt. Jest kontakt; częsty, bo mail, bo SMS. W rezultacie nie ma żadnego kontaktu, nigdy nie było takiego braku kontaktu jak teraz. Wiadomości szablonowe, odpowiedzi z automatu, nie zbliżają, ale oddalają. Rozbitkowie nie zauważają pożywienia na wyspie, bo nie znają i nie uczą się materii. Materia się mści i odbiera ducha. Duch za materię. Eskapizm w portal społecznościowy. Tam każdy jest pacjentem i terapeutą. Drzewa oddają energię w próżnię. Sztuka przetrwania. Prehistoryczny problem. Na pustej, wylęknionej i oblepionej mrokiem ulicy spaceruje samotny mężczyzna. Musi więc pojawić się kobieta. Będzie szła szybko, głośno stukając obcasami z oszronioną przyrodą ukrytą pod czerwonym Wallis. Jej komunikator jest ukryty. Rozładowana bateria stwarza pozory przebywania poza zasięgiem ulicy, którą pogryzł czas.

środa, 13 lipca 2022

Genesis



Ja pochodzę z dopuszczalności błędu

W obliczeniach idei prostych i złożonych

I z filmu przyrodniczego

I z kolorowych wycinanek

Zachodzących o zmierzchu

Poznanie przedstawień

Poznanie spektakli i wyreżyserowanych zdarzeń

Przeczucie że nic się nie zmieni prócz

Zmysłu odczuwania dotyku i gniewu

Jezu jaki ciężki Twój krzyż

I jaki czerwony

Nie chcę teraz go nieść

A może ja nie chcę umrzeć w chwale

Gdy zegar świata powie

Już czas

Chcę być nie sama

I chcę być postrzegana

Przez wlot świeżego powietrza lufcikiem

A jeżeli lufcik jest iluzją

A pogarda milczeniem

To na miłość Twoją Panie

W co ja się u Ciebie zmienię.

poniedziałek, 11 lipca 2022

Biała laska

 


Niewidomy stuka białą laską w leśne wrota
Zamknięte Na pewno tu kiedyś byłaś
Kiedyś byłam gdzieś Pomóż mi
Masz skrzydła
Nie mam skrzydeł Mam tylko ciebie
Jakiś znak Kolor na niebie w tym miejscu Zapach
Drogi Rozchodzą się w ciszy Któraś musi mieć muzykę
Latem Pamiętasz gra wszystko Tka nuty twej pieśni
Moja róża Mój kwiat Moje kolce Moje piękno Moje piętno
Nie ma śladów Nikt tu nie gościł Nikogo nikt nie widział
Piłka Co ona tu robi Kto ją zostawił
Kto po śladach których nie ma znajdzie ręce
Podrzucające kolorową piłkę Ty czy ja
Ostatnią z ostatnich zabaw Ostatnia piłka z ostatniego ogrodu
Koloryt tak intensywny że dobrze nie robi się ani miło
Rozpoznaj drogę po kolorach Co widzisz
Ciebie z białą laską Siebie nie poznaję wcale 
Są wszędzie takie same korytarze Sufity podwieszane kpiną
Mroczne chichoty Wzdęcia zamykających  się drzwi
To nie są leśne wrota Wracamy
Wracać gdy się jest w polu zasięgu
Mieć zasięg na słowa ludzi przedmioty Ogarniać rzeczywistość w konkretach
Konkretnie wyrażać konkret konkretniejszy od liczb
Frywolność zostawić frywolności
A wyobraźnię za polem Tam przyjmą ją miasta widma
Wirtualni przyjaciele Ból odcisków
Już wiem W tym miejscu miałam ostatnio mniejszy odcisk
Więc to nie są leśne wrota Bóg ścierał z nieba pejzaż kaszmirową szatą
I rzucił nią w las I ja biegłam tym lasem Za szatą Za moim niebem
Weź moją białą laskę
Ale to nie są leśne wrota?

wtorek, 28 czerwca 2022

Migawki z Bajki o dawnych czasach

 


Brzeg jeziora w późnym dewonie
Zastygła skamieniałość żywicy
(...)
Zbierana z ciekawości przez anonimowych
Turystów Homo sapiens sapiens
Bo Homo erectus nie schyla się po błahostki
Nie ogląda pamiątkowych fotografii 
Nie oczyszcza szlamu
Po neandertalczykach
(...)
Po tygrysie szablastozębnym dostanie Szablastozębny wieniec
Bo laurowy Melpomenie wyleciał całkiem z głowy
(...)
Nim jeszcze rzeka Kolorado dotarła do pierwszych
Warstw skał 
Nim czas geologiczny namalował z Claudem Monetem
Biały most niewinnego łączenia epok 
Skamieniała mi ręka od zamyślenia
Czy nad brzegami Wielkich Jezior
Ona rozczesywała długie włosy
I przeglądała się w lustrach jego oczu.

czwartek, 23 czerwca 2022

Idzie przez sen mój ojciec

 


Idzie przez sen mój ojciec
Trzyma w rękach mój obłok snu
Jest poważny Ma garnitur którego nie znam
Przedstawiam go pustym drzwiom
Mówię że to mój ojciec
Prowadzę go światłem świec do sali
Na której nikt nie czeka
To mój ojciec głośno obwieszczam
Zaczyna się garbić
Jakby bał się że nie przygotował specjalnej mowy
Stale masz loki jak mała dziewczynka
Mówiąc odgarnia mi grzywkę z czoła
Nie czuję jego ręki
Czuję ciepło jego oczu na swoich powiekach
Nie to świetlówki
Weź mnie pod rękę mówi ojciec
Ale ja wolę biegać przy nim i podskakiwać
Z czterdziestoma latami na plecach
Idzie przez sen mój ojciec
Ma długi płaszcz do kostek
Bruzdy na twarzy
I szacunek na wskazującym palcu
Nie podskakuj kiedy do ciebie mówię
Ty do mnie nie mówisz Ciebie nie ma
Jestem Popatrz stoję obok twojego cienia
Znam go dobrze Jesteśmy po imieniu
Nie ma ciebie Nie ma...Nie ma gdy piorę wielki prochowiec
Życia Nie ma gdy rozdrapuję do krwi każdą chwilę ciszy
Nieznośnej
Idzie przez sen mój ojciec
Ma na ustach bladoróżową bezradność Podnosi rękę
Jakby chciał pomachać albo się przeżegnać
Daj mi rękę Pochodź ze mną trochę Wypluń gumę
Tańczę ze szmacianą kukłą w kółeczku
Nie ma cię nie ma nie ma
Biegnę pustą drogą Kałuże połykają moje łzy
To mój ojciec Tata
Ale kałuże milczą
Nie chodziłem akurat tą drogą
Tłumaczy stary stłoczony bezsilnością
Nie ma cię nie ma
Nadal masz piegi na nosie
Nie znasz już mojego nosa krzyczę mu prosto w nieżywą twarz
Nie ma ciebie Nie ma ciebie
Staję naprzeciw wielkiego dębu który ma ramiona rozłożone jak
Chrystus
To mój ojciec
Tak Wiem odpowiada stary dąb
Odwracam się z radością
Ale starego ojca już nie ma. 

czwartek, 16 czerwca 2022

Merlin uśmiecha się

Merlin uśmiecha się na wyrost
W koszuli skrojonej na miarę
Na płótnie zarys kontur bez planu
Na kliszy rozmazana postać
Symfonia ciągle niedokończona
Człowiek tworzy to co już było
Stary duch nie chce odejść Problem z karmą
Nie pytaj o coś o czym nie masz pojęcia
Bo dostaniesz odpowiedź
Z którą nie będziesz wiedziała co zrobić
Nie placki ziemniaczane
Chrupiącą formę cudu natury
Żeby uratować świat
Trzeba uratować siebie
Czystego na wzór Boga
Z mocą plemienia połączonego
Wspólnotą i wzajemnością
Z tą nieskalaną symetrią
Która odbiera mowę albo zaklina język
Tak już się dzieje
W uśmiechu mieszka zbawienie
W twoim uśmiechu widzę dwa zbawienia
Może nawet więcej.

wtorek, 14 czerwca 2022

Merlin wchodzi do ogrodu

Psy wyją
Wyjęte wyjątkowe skarpety z plecaka leżą na rabatkach
Są odporne na deszcz i choroby
W ogrodzie chcę być boso
Możesz być boso w skarpetach
Jak wyzwolona we własnym ciele
Wolna w ogrodzie
Dlaczego te psy taka wyją
Bo kiedy moja noga dostąpiła twojego ogrodu
Ty wpadłaś w panikę i zatrzasnęłaś książkę
Jesteśmy nigdzie.

poniedziałek, 6 czerwca 2022

[*]

Dzisiaj Polska żegna wybitnego znawcę literatury polskiej, cenionego krytyka i uznanego poetę, wirtuoza słowa i mentora dla całego naszego środowiska. Ja żegnam, przede wszystkim, wieloletniego przyjaciela.

Leszek Żuliński nie żyje. Cześć Jego pamięci ❤❤❤

Ewa Klajman-Gomolińska

piątek, 3 czerwca 2022

Pierwszy rowerek

Jeśli zawołam ciebie
Tylko firanka poruszy się w oknie
Jeśli zawołam siebie
Oderwę się od okna Przybiegnę na środek pokoju
Otworzę szeroko ramiona
Bo ten rowerek z dzieciństwa jeździ po pustych pokojach
Nadal na czterech kółkach
W bezpiecznym wspomnieniu
Uderza o zamknięte drzwi mocno mocno
Aż się otworzą i stanie w nich
Mocno zagęszczone powietrze
Na czterech kółkach
Bezpiecznie pojedzie.

środa, 25 maja 2022

Królowa Krystyna Zofia

Kiedy zasypia dzień
Odchodzą sprawy ostateczne
Jak zmęczeni podróżni
Na mocno opóźnionym peronie
Zagarniam czas by nie stygł
Przestaje oddychać wilgoć w wannie
Mój los spływa w lustrze gubię pamięć
Porzucam wspomnienia zjadam fotografie wrażeniowe
Jestem królową letniej kąpieli w przeciętnej łazience
Przyciągam siłą woli odległe piramidy jak kiedyś
Twoją miłość zjadły robale
Noc nastaje trwa i porywa niegrzeczne dzieci
Wróżki zębuszki upiory z szafy to moi niewolnicy
Ściągam magią kilograma białej szałwii w dół
I jej prawem stwierdzam że cię nie ma nas nie ma was
Pradawne siły ryczą wzburzonym morzem
Pod biurkiem z płyty mdf
Mam aplikację z frytkami
Czuję się najedzona
A głodny tłum bez aplikacji krzywi własne odbicie
W siódmym kręgu piekła Dante chodzi z kluczami
Do drzwi gerdowskich prawdopodobieństwo włamu
Maleje grozi że jest piekło dla tych którzy nie radzą
Sobie bez mamy i taty jakoś
On cię tylko tak straszy mówi moja matka
Martwa nie wzbudza większego zaufania
W czerwonej atłasowej sukni
Nie widziałam jej nigdy
Onieśmiela mnie matka
Bo pamiętam ją lepiącą pierogi
Gdy żyła zakładała fartuch
Teraz egipscy niewolnicy niosą ją na fotelu
Który poszedł na śmieci jako pierwszy mebel
I stał się w drugim życiu tronem
Moja matka jest faraonem
Mój ojciec jest świadkiem
Ja też widziałam ich na brzegu pili grzane wino
Napisz o nas wiersz Dantego pomiń zakręć kran
Jesteś więc powróć.

sobota, 14 maja 2022

Z samej głębi wyszło słowo

Z samej głębi wyszło słowo
W najdalszy punkt Uderzył echem las
Języków mnóstwa Jednego zrozumienia
Tysiąca zgrzytów
Alienacja W samotności jęków
Kołysanie sylab przez neurotyczną matkę
Tworzenie neologizmów Hiperboli znaczeń
Znaków obcych własnych własnoobcych
Zimny świat fonetyki
Mrozem maluje graficzne siostry
Po szybie mojej tabula rasa
Jeszcze nie tak dawno znawcy tej dziedziny
Z upływem lat analfabeci egzystencji
Nieporadni w całej materii
Opadamy na dno
W oceanie sytuacji Do brzegu już nie jest daleko
Brzegu nie ma w ogóle
Są wysepki Plamy wysepek Plamy plam
Nigdzie nie ma wolnych miejsc
Totalne przypominanie
Wiosny sprzed wieków Za mały przesmyk
By dojrzeć pąki na drzewach
A ich aksamit pod stopami
Afazja dotyka nawet śladowych
Pierwiastków życia
Nieumieranie staje się
Najboleśniejszą stroną codzienności
Czas rozciąga się niemiłosiernie
Platfusem na mapie bytu
Wchłania się reakcja serca i umysłu
W tramwaj bez celu czerwony
Krążący od przystanku A do przystanku B
Bezwietrzność trwania
Głuchoniemych żywych bez wnętrz
Z ogonem wiecznych prób Powtykanych w nieudanie
Koszmarne sny Szydełkują kordonkiem pogrzebowym
Ażurkowe pokrowce samozniszczenia
Ale nie nadchodzi
Dryfujemy syzyfowo kolejne lata Obok siebie
Z samej głębi wyszło słowo
I do głębi powraca
Niby wciąż mówimy do niego Lecz się nie odwraca
Trwamy wiekami razem i osobno
Obok siebie i tamtych
Rzucamy milionem głosek
W puste fale naszych następnych
Roczków do śmierci
Zidiociałe mutanty tych urodzonych
Wykrzywiają usta jest OK
Potakuje Jak krzak gronami nabrzmiałymi
Do samego stołu
Nakrytego czerstwym przebaczeniem
Dla białej mewy
Która unosi na skrzydle
Ogrom ziemskich problemów
Ale już nikt nie wie
Że mewy tej nie było
To miraż naszych ostatnich potrzeb
Bycia z kimś obok kogoś nad kimś
Wejść na stałe w kogoś.

środa, 20 kwietnia 2022

Zazdroszczę Twardowskiemu? Może tak...



Aniołowie na rumakach nocy przemierzają stepy nieba
Rozbryzganie jakiego tym dokonują nazywamy urwaniem chmury
Załamaniem pogody Śwista od razów ich mieczy To zaprzęg Archaniołów
Mokre ubranie na poręczy krzeseł Siedzimy w skupieniu z ubraniami
Razem
Zagarniam przestrzeń na szufelkę Zagarniam smak Zapach Ciszę
Miękki przypadek Kruchy cios Słabe kolana w kącie
Mistycznie zakurzonym Zarzucona nicość na plecach przebitych przez strach
Bombki deszczu kołyszą mrok w smugach wątpliwości
Obsesja w tłumie mówiącym w innych językach
Mocno obejmuje mnie nicość Zazdroszczę Twardowskiemu jego dziecięcej wiary
Każdy ma prawo mieć inne zdanie Nikt nie ma mojego zdania
Choć chcę wręczyć mu prawo Ściąga próg wciąż w dół czasu Światła Dnia
Który przestaje być moim początkiem Podróż już obok siebie
Czy istnieje schizofreniczne zmartwychwstanie
Może zrobię się filozoficznie na Platona
Uporządkuję sobie Platonem życie Na półce z poetą mistycznym
Starcem pamiętającym Holocaust Obecnie kloszardem z wolną wolą Reprezentatywny wybór Zawsze to jakoś brzmi.

wtorek, 19 kwietnia 2022

Hosanna



Nie wódź mnie, Panie, na wygnanie z Edenu
Nie wskazuj mi palcem drzwi kościoła
Gdy obok chcę postać chwilę
I popatrzeć na kwiaty polne Twojej kwiaciarni
Chcę dotykać rozżarzonych kamieni
Akurat rano w niedzielę
W konfesjonale tli się zawsze szansa
Na owijanie człowieka
W szaty podłości i upokorzeń
Nie spowiadałam się wiem
Ale ja nie umiałam wytłumaczyć
Że właśnie przed Wielkanocą wchodziłam
W trójkolorowe sady i soczyste ogrody
Z moją wiarą kojącą jak miękkie kapcie po całym dniu łażenia
Na Pasterce nie byłam
Ale leżałam na sianie
I rozpamiętywałam Twoje życie ciężkie
Jak znoszone i niemyte włosy
Miałam zajść do Ciebie w tę niedzielę
Na trzynastą
Ale zostałam dłużej w galerii
Przed obrazem
Upamiętniającym Twoje Zmartwychwstanie
W skrzydłach unoszących się nad nim owadów
Migotały kościelne witraże
A w moich łzach spływających pod nim
Twój obraz i podobieństwo.

sobota, 16 kwietnia 2022

Eloi, Eloi

Mój Chrystus Mój Bóg Mój Krzyż

Moje odrapane kolana

Moja wina

Mój grzech co dnia ten sam

Czemuś mnie opuścił

Moje modlitwy

Moje szarpania

Mój gniew Mój smutek Moja tęsknota

Rozłożona ramiona bezradny gest

Na prostym krzyżu złożony napis

Prawda wpisana w fałsz wpisany w Prawdę

Przekłamany krzyk Wrzask ludzki i nieludzki

Każdy kogoś opuszcza

Mój Bóg mówi do mnie cicho i spokojnie

Rozdygotany wiatr zaciera niektóre sylaby

Grzebie w piachu jakby był na to czas

I wydobywa ogromne bochny chleba

Rysuje ryby ze zdziwionymi oczami

Że nie wiedzą co czynią

Mój świt przychodzi zawsze z Nim

Czasami przy mnie chwilę poczeka

Czasami klękam a czasami przeżegnam się leżąc

Puszczam wodę nad wanną Przelatują myśli śliską emalią

Za brak wiary w Niego i W imię wiary w Niego

Musi garść z trumny zmarłego donieść do Golgoty

Zamknięta synagoga i rozchylone wrota kościoła

Kościół Lud i Dom Boży

Zniknięcie i objawienie na obłokach niebieskich

Słone łzy szybko wsiąkają w wełniane rękawy

Zostanie tylko wełna i sól

Pomarszczone ręce porzucone Aleje poszukiwań

Aleje zmierzchów Aleje rozrysowanych nadziei

Zmięte życie Zmarszczki człowieka

Twarz Boga Głos Chrystusa Miecz Archanioła

Złota tarcza przed głodem wojną i chorobami

Zawołał donośnym głosem Oddał za mnie życie

Gdybym nie wiedziała że zaraz potem Zmartwychwstał

Strzeliłabym sobie w łeb.

środa, 13 kwietnia 2022

Bez obecności z...

 Obecność jest jak światło. Brak boli, przeraża. Ma wymiar albo pustki, albo mroku. Przez i poprzez brak można właściwie docenić ten nieporównywalny z niczym dar. Miłość także wyraża się obecnością. Nie ma nic cenniejszego, co można podarować, jak i otrzymać. Nie sposób kochać, w spełnieniu, ducha, jak i deklarować miłości bez ofiarowania swojego czasu. Kontakt czyni egzystencję mniej egzystencjalną; absorbuje myśli. Człowiek zagraża sam sobie, jest największym wrogiem siebie samego, gdy ma tylko siebie i skupia tylko na sobie swoje myśli, a jedyne czego słucha to myśli jego własne. Nie wyraża ich, jedynie słucha. Brak je koślawi, popycha, innym nakłada kły. Samotnia wchłania, przygniata i okłada chorobą. Kwestia czasu. Niemożliwość do bycia z każdym staje się jedyną możliwością bycia w ogóle. Płomienia, który nigdy nie gaśnie. Choćby przyćmiony dookolnością jednego wymiaru. Pochłania negatywy z zaledwie jednego metra. Sweet focia pomarszczy się. Znajdzie się Feniks i popioły. Śmierć i zmartwychwstanie. Dla kogoś. Zasięg bez znaczenia.

niedziela, 27 marca 2022

Tylko nie czytaj za daleko

 


 

                               Duży oświetlony salon pełen książek. Rośliny niczym biżuteria delikatnie ozdabiają  zaścielone woluminami regały. Artystyczny minimalizm i tryumf asymetrii obrazu. Na bordowym dywanie w samym środku stoi wielki skórzany fotel. Siedzi w nim rozbrajająco uśmiechnięty pisarz. Obok niego stoi wielki, również skórzany, neseser wypełniony jego autorskimi książkami. Pisarz nie je ani nie śpi, bo czeka na wiadomości od znajomych „daj książkę”. Wtedy zrywa się z niespotykaną energią i mknie jak szalony na pocztę, by dołożyć jeszcze, do swojej pracy i samego egzemplarza, koszty wysyłki. Potem szczęśliwy wraca i czeka w fotelu na kolejną prośbę… Zaraz, tak to sobie wyobrażacie, czy coś pominęłam?

                                Mogłabym napisać, że kpię sobie, ale to jest już standard. Bardzo wielu osobom, w ten oto sposób, przedstawia się profesja, jaką stanowi napisanie i wydanie książki, o kosztach nie wspomnę. Ludzie naprawdę wierzą, że jeśli autor opublikował powieść to ma ją u siebie w domu jak lampkę nocną lub batona i chętnie da koleżance z podstawówki; już by nie był taki, żeby nie dał. Powiem więcej; znajomi obrażają się, gdy nie dostaną nówki nieśmiganej wydawniczej. Logika myślenia, że literat opublikował swe dzieło po to, by je rozdać jest co najmniej zastanawiająca. Dużo winy w tym samych piszących, bo jakby zapracowali na to, by nie zarabiać, rozdając swoje książkowe dzieci. Czytelnik, który raz dostał w prezencie tom wierszy danego poety, już nie kupi kolejnych, tylko będzie liczył na „co łaska”. Ta prawda ma też drugie dno – nie szanuje się książek, które dostaje się w prezencie, a już na pewno nie tak, jakby to było przy pięciu dychach opłaty. Ludzie przyjmują prezenty bezrefleksyjnie, nie zadają sobie elementarnego trudu nad zastanowieniem się, czy w ogóle chcą to czytać.

                                   Czasy współczesne przyniosły kolejną nowość w rozdawnictwie; a mianowicie książki rozdają na potęgę same wydawnictwa. Tak, te o których jest głośno również, a nawet przede wszystkim. Zupełnie za darmoszkę każdy może dostać hit z księgarni opakowany, jak od romantycznego narzeczonego, w kolorowe bibuły, eleganckie kartony i szerokie kokardy. Do książek zazwyczaj dołączają gadżety w postaci zakładek, pocztówek, książek innych autorów, a także coś z gastronomii – ciasteczka, herbata, kawa, czekoladki. No jest jeden hak, a tylko jeden; liczba followersów. To jedyny klucz otwierający niejeden zamek. Obserwujący na Instagramie przyciągają prezenty jak magnes. I zupełnie już bez znaczenia, kim jest ta osoba z dużym kontem IG. Może być w ogóle niepowiązana z czytelnictwem. Jednym słowem; ktoś sprzedający np. dzwonki do roweru, jeśli ma dużo followersów, ma szansę na otrzymanie przesyłki z książką. Wystarczy, że po otrzymaniu paczki zrobi z tego stories i otaguje wydawnictwo. Ruch w sieci następuje. Co to znaczy dużo followersów? No ja nie mam jeszcze dwóch tysięcy na Instagramie, to jak na pisarza z moim dorobkiem nie zwilża mnie. Na Facebooku brakuje mi trochę do dziewięciu tysięcy fanów – całkiem nieźle. W mediach społecznościowych działają coraz lepiej blogerki, które ich zdaniem, bo nie moim, recenzują przysyłane do nich książki. Wtedy liczba obserwujących nie jest tak istotna, liczy się post z książką i oznaczone wydawnictwo z autorem. Czasy mamy takie, że krytyk literacki to jest w zasadzie zawód archaiczny. Teraz najważniejsze jest zdjęcie książki, tagi oraz tzw. polecajka, a więc kilka zdań pochlebnych na temat publikacji. „Super, wciąga przy czytaniu, ale emocje, musicie sięgnąć po tę lekturę” i to by było na tyle. Recenzje książek – kilkuzdaniowe a nawet tylko ochy i achy na temat lektury - blogerów lub kont z nazwą związaną z książkami. Towarzystwo wzajemnej adoracji – autorzy sami nawzajem piszą sobie recenzje, bo takie są wymogi niektórych wydawnictw, co prowadzi całe dziedzictwo kulturowe do zapaści, ale liczba followersów tworzy kryterium wypowiadania się o literaturze.

 

                                     Pomału dochodzimy do aplikacji i streamingów, czyli wszędzie tam, gdzie wykupuje się abonament i dostaje w zamian kilkadziesiąt tysięcy tytułów ebooków i audiobooków. Tak, książki cyfrowe to strzał w kolano dla pisarza, ponieważ jeden tytuł ebooka kosztuje tyle co abonament kwartalny, więc nie opłaca się nikomu kupić jednej e-książki. Niestety, laicy nie wiedzą, że wydawnictwa, które rozszerzają umowy z pisarzem o cyfrowe nakłady, tak naprawdę pozbawiają go przychodu. Przekłada się to również o nakład papierowy, bo towarzyszy mu równolegle cyfrowy dostępny w abonamencie. Oczywiście zjawisko nie uderza jedynie w pisarzy, to samo dzieje się z muzyką, filmami, podcastami, innymi wydarzeniami kulturalnymi. Za cenę jednej płyty można mieć dostęp do tysięcy przebojów, za cenę dwóch biletów do kina - do wyboru, do koloru filmy najnowszych produkcji.

                                  Tak, Internet zżera wysiłek intelektualny i jest odpowiedzialny za katastrofę finansową artystów. Dotyczy to również szeroko pojętej prasy. W moim przekonaniu największą szansę na przetrwanie ma prasa opiniotwórcza. Wynika to z wielu czynników. Ludzie czytają, słuchają, oglądają wiadomości. Media mają większy posłuch niż Kościół, co jest z lekka dziwne. Media to ludzie, którzy prezentują nam jakiś fragment rzeczywistości. Nie wszystko, tylko pewien aspekt, dla wielu to jednak wyrocznia. Jest jednak mały problem, a mianowicie nie wszyscy wiedzą, co z konkretnymi faktami zrobić przez brak wystarczającej wiedzy. I zaczyna się poszukiwanie opinii na dany temat, podążanie za komentatorami naszej rzeczywistości. To jest potrzebne do ugruntowana wiedzy czy też do rozmów z przyjaciółmi na tematy bieżące. Oczywiście, ludzie którzy przyjmują czyjeś poglądy za własne stanowią proste narzędzie propagandy i lepiej byłoby zmusić się do samodzielnego myślenia. Tak samo lepiej byłoby zdawać sobie sprawę z tego, że świat jest duży i dzieje się na nim codziennie naprawdę wiele i to nie jest przypadek, że dostajemy takie a nie inne informacje. Media serwują nam takie wiadomości, jakie mamy otrzymać. My nie mamy wiedzieć wszystkiego, ponieważ media mają za zadanie wyhodować na swoich newsach daną postawę odbiorcy. Ta postawa jest oprawiana przez konkretne tytuły współpracujące z konkretnymi komentującymi i bardzo szybko powstaje zupełnie nowy krajobraz, jakiego nikt sobie nawet nie wyobrażał. Człowiek ma się bać. To raczej wszyscy już zauważyli. Na wszelki wypadek w boksach mediów szykuje się już do startu wirus Nipach – 92% śmiertelności, gdyby z różnych przyczyn temat wojny lekko się wyczerpał.

 

                                     Nie sądzę, by takie gazety stały się kiedykolwiek nieprzydatne, co więcej one będą schodzić w każdej wersji; papierowej dla starszego i zamożnego społeczeństwa i elektronicznej dla młodszego i mobilnego gremium. Może jeszcze prasa specjalistyczna ma szansę przetrwać, bo funkcjonują wyjątkowo wąskie dziedziny i musi coś istnieć, by fachowcy byli na bieżąco. Ta prasa będzie zawsze zarabiać, bo prenumeraty internetowe także istnieją jak i ich czytelnicy.

 

                                      New wave czytelnictwa dotyka i tyka zarówno wydawnictwa ciągłe jak i zwarte.

Powieść wymaga innej pracy mózgu, percepcji oka i stanu skupienia, koncentracji, opanowania szerokiego zakresu materiału, pamięci wątków i motywów, by nie zgubić drogi akcji i świata fabuły. Opasłe tomy są jak maraton; wymagają treningu i systematycznej pracy. Osoba poruszająca się przez dwadzieścia lat na odcinku sypialnia – kuchnia, nie wystartuje w maratonie, a jeśli nawet to po dwóch kilometrach wyjmie z wiklinowego koszyka maść z nagietka i zacznie wcierać w obolałe miejsca. Niech w biegach marnują życie młodzi. Wirtualne czytanie to krótkie informacje, wiadomości, teksty z zachęcającą notką „przeczytasz w dwie minuty”. Bardzo szybko można mieć dostęp do ilościowo wielu tytułów. W kilka minut dobijamy do końca i wiemy o co chodzi. Mamy mniej więcej wiedzę na każdy temat, oczywiście z akcentem na „mniej”.

Szkolne lektury publikowane są z dopiskami na marginesie , co znajduje się na danej stronie. Często zalecane jest programowo czytanie lektur we fragmentach. Ujmując kolokwialnie; nie wyrabia to postawy czytelniczej. Wręcz przeciwnie; uczy kombinowania, ślizgania się po materiale, absurdalnego założenia, że książka składa się z części ważnych, mniej ważnych i zupełnie nieistotnych. Rodzi się również przekonanie, że książka wymaga instrukcji czytania; kogoś, kto wskaże odpowiednie fragmenty do lektury. Czytelnicy stają się niesamodzielni w obrębie czytania, co jest paradoksem, a jednocześnie pozbawieni celu poznawczego oraz umiejętności analitycznych, gdyż w obrębie samych fragmentów ubożeje zarówno warstwa pełnego oglądu, odbioru jak i kontekstu. Następuje wysyp niedojrzałych czytelników, zupełnie nieukształtowanych i niegotowych na percepcję kilkusetstronicowych dzieł – z jednej strony długie czytanie męczy (brak kondycji czytelniczej), z drugiej duże braki w tej materii rodzą frustracje i konsekwentnie zniechęcają do lektury.  Kurczą się więc możliwości samodzielnego wyprowadzania wniosku, dlatego zjawisko czytania recenzji - przed podejściem do książki, filmu, spektaklu - stało się już normą.

                                W „Akancie” trudno nie zauważyć maniery publikowania recenzji (stanowiących polemikę) własnych książek przez ich autorów. Głęboko nieetyczne,  a także nieeleganckie i niesprawiedliwe w stosunku do nieżyjących pisarzy. Jak autor musi jęczeć to niech idzie do łazienki i tam jęczy. Książka jest dziełem skończonym, wykonanym i nie dopowiada się, bo to urąga własnej pracy i obraża inteligencję potencjalnego odbiorcy, który zdążył przeczytać tomik, ale nie zapoznał się z PS liryka. Pamiętam spotkania autorskie nieżyjącego już poety, który czytał swój wiersz, po czym mówił „a teraz powiem wam, o co tu chodzi”. Spowodował takim działaniem, co najwyżej, brak zainteresowania i szacunku do własnej twórczości, a dzisiaj zamiast sięgać po jego tomiki, ludzie wspominają go w tejże właśnie anegdocie.

                                 Elementem całej układanki nie do przecenienia jest czas, który hojnie przeznacza się codziennie na nic. Nic to na przykład relacje znajomych w postaci przelatujących gęsto filmików i zdjęć. Bez żadnych nakazów sami sobie narzuciliśmy raportowanie dnia obcym ludziom.

Zdjęcia z krótkim opisem, gdzie piję herbatę, w jakim jestem pociągu i co jem na obiad. Jeszcze kilka lat temu włączyłby się instynkt samozachowawczy – nie mów wszystkim o swoich planach, bo się nie powiedzie. Nie uskuteczniaj lokalizacji samego siebie, bo dowie się o tym ktoś niepowołany. Nie informuj wroga o własnych przyzwyczajeniach. Nie pokazuj mu, gdzie masz słaby punkt. Wytracamy czas na bezużyteczne sprawy i odkrywany naszą tajemnicę istnienia przed tłumem.  Śledzimy  czyjeś codzienne czynności, jakbyśmy nie mieli własnych herbat i obiadów. Na podstawie storiesów tworzymy wyobrażenie o kimś, o czyimś życiu. Jeśli nie dajesz fotek z Warszawy to znaczy, że nie jesteś albo co gorsza nigdy nie byłeś w stolicy. Nie dajesz zdjęć z kawiarni, czyli nie chodzisz nigdzie na kawę, nie znasz takiego lokalu, co się zowie „kawiarnia”.

Kawa, która była niegdyś asumptem do spotkań towarzyskich bądź biznesowych, stała się wydarzeniem mediów społecznościowych, ale samym w sobie, tj. w kawie. Patologia szerzy się dalej i sypią się usprawiedliwienia nieobecności w SM – ktoś jest chory i nie będzie go na IG przez 10 dni, czyli nie będzie zdjęć jego filiżanek. Ktoś czuje wewnętrzny przymus powiadomienia najbliższych, czyli w tym wypadku ziemskiego globu, że Pan Kotek jest chory i leży pod kocykiem kupionym w Pepco za 29,90 PLN. Sami stworzyliśmy sobie nigdzie niezapisane zasady obligatoryjnego pojawiania się w mediach. Czemu nie dajesz nowych postów? Coś się stało, czy tak sobie nic nie robisz? Nic nie robisz, bo jesteś leniem? Potrzebujesz psychoterapeuty? Mam namiar na siebie. Dać ci namiar na mnie?

Nigdzie niepodany obowiązek codziennego prezentowania siebie w luźnej wydawałoby się aplikacji. Na feedzie kilkaset postów, a w nich minimum pięć selfie dziennie tej samej twarzy, co daje  tysiące zdjęć tejże osoby w roku – przekraczanie wszelkich definicji próżności i sprowadzenie kreatywności siebie do paneli podłogowych. Co trzeba mieć pod czapką, żeby wykombinować profil z albumem własnej twarzy? Twarz oświetlona, w cieniu, rżąca, smutaśna, ze szminką i bez szminki, ale z błyszczykiem.

                                  Współczesne czasy dały, same z siebie, prawo ludziom do całkowitego przekonania o własnej wielkości. Na wielu kontach zajmujących się (niby) kulturą można znaleźć te same informacje, które  podane są na stronach instytucji  kulturalnych – teatry, filharmonia, biblioteki, galerie, ośrodki kultury, etc. Czasami dochodzi do tego ciasteczko w postaci bezrefleksyjnego epatowanie miłością do sztuki. Taki znawca kultury (wie, gdzie i kiedy jest wernisaż) z koroną (kocha wernisaż).

 Z sentymentem wspominam czasy, gdy wielu moich kolegów po piórze miało taki wewnętrzny zapis BHP, np. przed pisaniem zapuszczali się do lasu i słuchali jak trawa rośnie. Teraz mamy stan podwyższonej gotowości przez całą dobę czyli wiecznie włączony telefon komórkowy. Brak resetu, organizm nie odpoczywa odpowiednio, nie wyłącza się, nie uspokaja. Stymulowany mózg push-upami, powiadomieniami, ciągłym kontaktem z innymi, ze światem, a nie z samym sobą. Deficytowym towarem, co za tym idzie, staje się koncentracja, czego powikłaniem jest łykanie wszystkiego, co nam podstawią. Komentatorzy więc miękko przechodzą po własnych błędach i elastycznie dostosowują do aktualnych trendów bądź oczekiwań, bez zbędnych wyjaśnień dotyczących wcześniejszych przeinaczeń, potknięć czy rozmijania się z prawdą.

Na Facebooku znajomi publikują te same wiadomości, które serwuje nam Internet. Męczymy się samym skrolowaniem. Cywilizacja stworzyła technologię dostępu do wszystkiego w każdym  miejscu na świecie, by nas zniszczyć poprzez ciągłe molestowanie niepokojem i permanentny brak ciszy. Coraz częściej pojawiają się głosy osób, które na skutek rozmaitych okoliczności nie miały dostępu do Internetu przez dłuższy czas i gdy Sezam otworzył się – odniosły wrażenie, że czytają zbliżone dość newsy.

                                   A tak z innej beczki - robiłam zakupy w kilku sklepach i tak się złożyło, że z każdego z nich był wyrzucany przez pracowników ten sam człowiek – w łachmanach, brudny, śmierdzący i pijany…

Czy kraj, który nie potrafi zająć się jednym człowiekiem udźwignie troskę wobec dwóch milionów?