Zapodział się gdzieś kod DNA
Mojego wiersza
Takiej krótkiej historii z never ending story w morale
Utwór wygląda dojrzale
Choć wydaje mi się że napisałam go wczoraj
Nie wiem czy wczoraj już było
Bo litery tego wiersza sterczą na boki jak gałęzie
A sonorność samogłosek podkreśla lekki meszek
Bo ja wiem jak tu zbadać
Kod genetyczny który pozwoli
Ustalić skąd dokąd jechał pociąg
Wiozący pokaźną garść słów nieproszonych a rzuconych
Backhandem na pustą kartkę
Z nie poznaną topografią
Czy ważne jest tak co autor jadł i pił
Nim do pisania wiersza przystąpił
Czy wylizał dno kałamarza
A może pomysł wbił sobie w nadgarstek
Czasami trzeba pół świata wydrzeć z kuli
Zrobić z siebie w wannie drugi Dniepr
Przejść po nitce płótna do Goi
By napisać parę wersów
Jedną metaforę tak własną tak osobistą tak śmiale
Inną odmienną od tych przez setki lat odkrytych
By ktoś tę zapisaną kartkę zmiął i wyrzucił
W piec kosz w wielkie nieoddanie czasu i przestrzeni.