niedziela, 22 grudnia 2019

Idą Święta :-)

Szanowni Państwo,

po opublikowaniu ostatniego posta otrzymałam od Państwa mnóstwo wiadomości, za które serdecznie dziękuję. Muszę mieć jednak czas na uważną lekturę Państwa listów, tym bardziej że informacje wypływające z nich są dla mnie, delikatnie nazywając, szokujące. Przyznam szczerze, że z pozycji mojego Olsztyna, nie miałam orientacji w pewnych tematach dotyczących Barczewa. Na pewno nie chcę i nie zamierzam wikłać się w sprawy, które mnie nie dotyczą i nie są związane bezpośrednio ze mną i z moim miastem. Dla wyciszenia emocji i ukierunkowania się na czas najważniejszy w roku - Czas Bożego Narodzenia, zamiast poprzedniego posta, który uaktywnił tak wielu, niech pozostanie ten z życzeniami świątecznymi.

Kochani,

 zdrowych, spokojnych, pełnych miłości, spędzonych w gronie najbliższych Świąt Bożego Narodzenia! Niech zwycięży Światło, które przegoni każdy mrok i smutek. Wszystkim samotnym życzę cudu pojawienia się drugiego człowieka. Pamiętajmy, że każdy człowiek, też ten zupełnie obcy i nieznajomy, jest naszym bratem. Jesteśmy jedną wielką rodziną czekającą na narodziny Boga!




 Ewa Klajman-Gomolińska

czwartek, 5 grudnia 2019

Prawdopodobny

Kiedy zasypia dzień
Odchodzą sprawy ostateczne
Jak zmęczeni podróżni
Na mocno opóźnionym peronie
Zagarniam czas by nie stygł
Przestaje oddychać wilgoć w wannie
Mój los spływa w lustrze gubię pamięć
Porzucam wspomnienia zjadam fotografie wrażeniowe
Jestem królową letniej kąpieli w przeciętnej łazience
Przyciągam siłą woli odległe piramidy jak kiedyś
Twoją miłość zjadły robale
Noc nastaje trwa i porywa niegrzeczne dzieci
Wróżki zębuszki upiory z szafy to moi niewolnicy
Ściągam magią kilograma białej szałwii w dół
I jej prawem stwierdzam że cię nie ma nas nie ma was
Pradawne siły ryczą wzburzonym morzem
Pod biurkiem z płyty mdf
Mam aplikację z frytkami
Czuję się najedzona
A głodny tłum bez aplikacji krzywi własne odbicie
W siódmym kręgu piekła Dante chodzi z kluczami
Do drzwi gerdowskich prawdopodobieństwo włamu 
Maleje grozi że jest piekło dla tych którzy nie radzą
Sobie bez mamy i taty jakoś 
On cię tylko tak straszy mówi moja matka
Martwa nie wzbudza większego zaufania
W czerwonej atłasowej sukni
Nie widziałam jej nigdy 
Onieśmiela mnie matka
Bo pamiętam ją lepiącą pierogi
Gdy żyła zakładała fartuch
Teraz egipscy niewolnicy niosą ją na fotelu
Który poszedł na śmieci jako pierwszy mebel
I stał się w drugim życiu tronem
Moja matka jest faraonem
Mój ojciec jest świadkiem
Ja też widziałam ich na brzegu pili grzane wino
Napisz o nas wiersz Dantego pomiń zakręć kran
Jesteś więc powróć.

niedziela, 1 grudnia 2019

Liryka wyznania

Moja liryka wyznania potrzebuje odbiorcy
Odbiorca nie potrzebuje moich wyznań
Moje emocje podpowiadają co mam powiedzieć
Technika sposobu ich wyrażenia leży daleko
By dotrzeć do wszystkich potrzebnych narzędzi
Muszę rozrzucić siebie jak ziarna na ziemię
Zbolałą z rozerwaną tkanką naiwności
Pewnie szybciej narysowałabym siebie gdyby
Nie epoka śmierci radosnych kolorów
I barista rozdający numerki jak karty w igrzyskach życia
To jest ta twarda rzeczywistość w której patriotyzm
Nawet lokalny odbiera się podejrzliwym wzrokiem
Lepiej zagłuszyć przygłuszyć wszystkie swoje głosy
Stać się sztucznym Koturnowym wirtualnym 
Wydaniem siebie po godzinach.

poniedziałek, 18 listopada 2019

Bo liście spadają

Kochaj mnie tak, żebyś chciała przyjść do mnie na placki ziemniaczane, gdy będę stara. Kocham Cię tak, ale Ciebie nie ma, Mamo.

poniedziałek, 11 listopada 2019

Grobbing

Każdego roku fala grobbingu się rozszerza i ewoluuje. Grobbing nabiera nowego znaczenia i wymiaru. W tym roku, na przykład, zaobserwowałam wzmożony nacisk na grobbingowe fotki. Roześmiane twarze w światłach zniczy albo skupione, zamyślone przy krzyżach. Krzyże grobowców przytulane, buzi dla krzyża, krzyż objęty, twarzą do krzyża... Komentarze pod zdjęciami, których nie rozumiem, np. "zerknij na mój grób", "nie żałowałaś na znicze, ech". Znicze na parafinkę albo baterię, migające i grające. Mikołaj, z brodą w czerwonych portkach, z knotem w środku czeka na twoją zapałkę. Grobbing to także wrzucanie do sieci tablic upamiętniających bliskich zmarłych oraz zastawę pieczary.
 "Pobliż, pobliż bardziej, nie widzę daty zgonu".
 "Widzę, że chryzantemy bordowe u ciebie. U mnie nie są bordowe, jak widzisz. U Mietka też nie bordowe. A u ciebie bordowe"... 
"Zjeżdżaj z mojego profilu. Za takie teksty wypad ze znajomych". Grobbing to nie są żarty. Ma swoje prawa, rządzi się własnymi. Na grobbingu obowiązuje pewna etykieta oparta na dużym słoiku wazeliny. Kiedy znajomy daje fotkę z grobem pokrytym żółtym zniczem i żółtym kwieciem mówi się "ale ty to Bronek twardo przeżywasz. Zapraszam do siebie na profil. Ja też przeżywam. Pozdrawiam. Ala". Dziwny świat, dziwni ludzie. Czy od tego ktoś lub coś jest lepsze? A co na to zmarli? Cieplej trochę od grobowca wystawionego obcym friendom na przemykającym pasku aktywności? Kiedy byłam dzieckiem i umarł mój tata, chodziłam przez rok na jego grób z jedną świeczką. Po roku zrozumiałam, że ojca tam nie ma i nie wróci. Przez ten rok jednak nauczyłam się, że najważniejsze, by było czysto na cmentarzu i by paliły się znicze. Można też postawić kwiaty. Chociaż w grobach są jedynie szczątki ciał to jednak wytwarza się bardzo intymna relacja pomiędzy kamieniem - strażnikiem ludzkich zwłok a żałobnikiem. Potem rodzina przekazuje tak silną energię do miejsca pochówku swoich bliskich, że odpowiedzialny kamień, stanowiący wrota do grobu, zdaje się przechowywać łzy i zbierać dla rodziny odpowiedzi, które prawdopodobnie spływają na niego z deszczem. To niewątpliwe miejsce święte, miejsce naszej pamięci, w której chroniona jest nieśmiertelność duszy oraz przypominanie, że każde życie kiedyś się zamyka. Przeglądając więc posty mojego znajomego obejmującego ramieniem krzyż, z głową położoną na jednym z ramion, stwierdziłam, że ze mną jest coś nie halo. Nie mam stu lat, a czuję się jakbym miała dwieście, rozglądając się po świecie według grobbingu.

wtorek, 5 listopada 2019

Cmentarny

Wielka ogromna energia 
Wypełnia szklany znicz
Grafika cmentarna
Walczący knot do rana
Gdy światło jest głośniejsze od ciszy
Brak ciał a pustka jest głośniejsza od ciszy
Epitafium wiesza się na czarnym lesie
Kroki nieobecnych głośniejsze od ciszy
Jedno nic z tak wielu nic i nic staje się
Policzalne w konstelacji gwiazd płomieni
Rapsod rozlany w kamieniach
Look rok po roku
Piękna zaduma w atrakcyjnych cenach
Uzależnione od kieszeni zapałki zapalniczki
Zapal zapal zapal
Zmarli potrzebują odrobiny czułości
Wolność poprawność milenium
Festyn instytut cisza.

sobota, 2 listopada 2019

Archaniołowie

Święty Michaelu Archaniele
Święty Mieczu Potęgi Wielki Wojowniku
Ja żołnierz 14031966 Armii Boga
Proszę byś podniósł mnie z kolan
Miałam kiedyś taki rok w którym umarli dwaj moi bracia i odszedł mąż
Nie było wojny W ciągu paru miesięcy straciłam trzech mężczyzn mojego życia
Pora zejść na wiersz Nie miejsce na tkliwość ckliwość czułostkowość łezki buzi
Twarda liryczna rzeczywistość
Przez pół roku spałam Nocą stającą w poprzek której ani przechodzić
Przeskoczyć Trzeba chwycić się nieba by ją przespać
Nie przepaść w niej  Nie dostać zawału serca jest tak trudno albo wylewu
Święty Rafaelu Archaniele
Bóg uzdrawia Ześlij swoje szmaragdowe światło Wiadomość na komórkę
Nie ma rodziców braci Życie usiadło na taborecie Utraciłam korzenie
Kręgosłup od siedzenia na taborecie bardzo boli A ja jestem tylko Ewą
Mam w dłoni pióro Grzebię nim bliskich Walczę z cieniem
Lucyfer mnie na światłach goni Straszy że ugryzie gdzie mnie boli
Trzymaj się wersu Opanuj emocjonalność Naciągnij metaforę Ubierz epitet
Wypasiony bez ulegania sezonowości Inspirowany modą z sentymentem
Do starej motoryzacji Mam skłonność do przykrótkiej prozy Przydługich wierszy
Tak jestem skonstruowana psychicznie Minimalistka z wyobraźnią
Rozpiętą na plenerowych sztalugach Szukam wciąż ciebie
Święty Gabrielu Archaniele
Czy było Ci kiedyś żal człowieka
Bliscy to sprawa świadomości Obecność jest darem
Ocal mnie miłością Gdy tylko pióro w ręku mam
Jeśli możesz jeszcze wstać to wstań mówisz głosem mego ojca
Pochylasz siwizną mojej matki
We mgle po zapachu nut anielskich rozpoznaję ślady
Echem sylabotonicznym z zagubioną średniówką
Jeśli możesz jeszcze wstać to wstań ponawiasz
 Bóg jest Miłością.

piątek, 1 listopada 2019

(* * *)

Moja matka miała oczy rozcinające
Bure i szare dźwięki na miejsce i czas
Których nie chwytał słuch absolutny
Moja matka miała ręce które umiały się modlić
Gdy z zaćmą cerowała mój płaszcz i gotowała kartoflankę
Moja matka miała serce które straciło serce 
Podczas okupacji z dziecięcego strachu
Moja matka oszukuje mnie odkąd umarła
Że przechodzi z tłumem starych kobiet na światłach
Moja matka cieszyła się z zapasu mąki w szafie
I z mojego kolczyka w nosie
Moja matka nie umiała ze mną rozmawiać więc
Piła ze mną kawę
Tak naprawdę zawróciła stamtąd tylko raz 
Po mojego brata bo charczał i dusił się
A lekarze mówili o śmierci mózgu
Opowieści mojej matki są przydługie ale 
Brat je jeszcze rozciągał potem grali wspólnie z matką
Porozumiewali się nutami których ja nie chciałam odkryć
Moja matka gdyby żyła czekałaby na mnie dzisiaj w oknie
Zaglądałam do okien zapłakanych dziś deszczem
Z tą nieumiejętnością radzenia sobie w beznadziejnych sytuacjach
Z tym brakiem akceptacji bez pogodzenia z pogodą też.

* * *


Idzie przez sen mój ojciec
Trzyma w rękach mój obłok snu
Jest poważny Ma garnitur którego nie znam
Przedstawiam go pustym drzwiom
Mówię że to mój ojciec
Prowadzę go światłem świec do sali
Na której nikt nie czeka
To mój ojciec głośno obwieszczam
Zaczyna się garbić
Jakby bał się że nie przygotował specjalnej mowy
Stale masz loki jak mała dziewczynka
Mówiąc odgarnia mi grzywkę z czoła
Nie czuję jego ręki
Czuję ciepło jego oczu na swoich powiekach
Nie to świetlówki
Weź mnie pod rękę mówi ojciec
Ale ja wolę biegać przy nim i podskakiwać
Z czterdziestoma latami na plecach
Idzie przez sen mój ojciec
Ma długi płaszcz do kostek
Bruzdy na twarzy
I szacunek na wskazującym palcu
Nie podskakuj kiedy do ciebie mówię
Ty do mnie nie mówisz Ciebie nie ma
Jestem Popatrz stoję obok twojego cienia
Znam go dobrze Jesteśmy po imieniu
Nie ma ciebie Nie ma... Nie ma gdy piorę wielki prochowiec
Życia Nie ma gdy rozdrapuję do krwi każdą chwilę ciszy
Nieznośnej
Idzie przez sen mój ojciec
Ma na ustach bladoróżową bezradność Podnosi rękę
Jakby chciał pomachać albo się przeżegnać
Daj mi rękę Pochodź ze mną trochę Wypluń gumę
Tańczę ze szmacianą kukłą w kółeczku
Nie ma cię nie ma nie ma
Biegnę pustą drogą Kałuże połykają moje łzy
To mój ojciec Tata
Ale kałuże milczą
Nie chodziłem akurat tą drogą
Tłumaczy stary stłoczony bezsilnością
Nie ma cię nie ma
Nadal masz piegi na nosie
Nie znasz już mojego nosa krzyczę mu prosto w nieżywą twarz
Nie ma ciebie Nie ma ciebie
Staję naprzeciw wielkiego dębu który ma ramiona rozłożone jak
Chrystus
To mój ojciec
Tak Wiem odpowiada stary dąb
Odwracam się z radością
Ale starego ojca już nie ma. 



piątek, 25 października 2019

Milczenie z Bogiem

Żyjemy w szafie
Pokolenie bez wojny po wojnie
Codziennie zbliżam się do ciebie
Jak do wielkiej tajemnicy
I za każdym razem odkrywam
Naszą wspólną doskonałość
W twoim ogrodzie kultywujesz strach
Ja w swoim sieję rozpacz
Chrystus ujmuje zawsze moją twarz gdy długo klęczę
Idź Pohuśtaj się z dziećmi Nie klęcz tyle
Zobacz jak pszczółki robią miód i jak wcześnie umierają motyle
Dowiesz się co to jest budzik i że jego będziesz słuchać pierwszego
Kolejne klęczenie już niebawem
Więc wyjdź ku słońcu Wyjdź z szafy Wyjdź ku mnie
I patrz na mnie poza kościołem
Poza świadomością Między wierszami
Postaw bagaże Przypilnuję ci by słońce nie zaszło
Będę stać ze słońcem w dłoni W otwartej bramie życia
I dzięki światłu nie będziesz chwalić ciemności
Czasami nie będę się do ciebie odzywał
Pomilczymy razem
Zobaczymy jak gasną jeziora Jak starasz się upchnąć w torbie swoje serce
Jak przytrzaskujesz czas drzwiami wejściowymi
Jak głodna jest twoja tęsknota
Posłuchamy wycia komórek i tkanek
Twego zderzenia z tobą jak dwóch planet
Salvador Dali stoi mocno w sztuce choć jego żyrafa wciąż płonie
Więc módl się nie tylko do nieba
Daj szansę ziemi i módl się też twarzą do ziemi
Aż mech się nawróci
Naprostują ścieżki Wygładzą aleje
Topografii nie dotkniętej przez poetów i kochanków
Tam jest tyle tlenu że można się udławić
Wcale nie trzeba nabierać go więcej
Bo ja tu cały czas jestem Siedzę przy tobie i milczę
Więc i ty milcz razem z Bogiem.


wtorek, 22 października 2019

Znaki i rzeczy


Andrzej Fydrych z łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych w olsztyńskiej Galerii BWA. Jeden z dziewięciu artystów prezentujących swoje prace pod wspólnym tytułem "Kiedy rzecz staje się znakiem, kiedy znak staje się rzeczą...".









piątek, 11 października 2019

Bliskość


Moja biała kartka
Należy tylko do mnie
To co nie zostało zrobione
Tak jak strach bezsilność i niemoc
Moja własność
Jest studnią z której mogę napić się życia
Biała kartka Pusty ekran Źródło
Odchodzę po krawędzi przesuwam błąd
Najdalej od siebie Wraca
Tylko w jednej kropli Osuszam walką
O każdą następną stronę
W zapachach świerku ciepłej kąpieli
I ona to widzi
I nie staje się jaśniej
Wzrok tracony powoli jak wczesne wschody Słońca
Każdy kto skłamał choć raz
Zostanie okłamany
Kłamstwo przełamane raz
Jego okruchy pod stołem
Na stole kolaż dwa pejzaże i zakazany ogród.

czwartek, 10 października 2019

Parasol

Nie oddawaj bagażu
Nie wiesz co cię czeka
Eskapizm
Mówi nie pytane moje echo
Mój ojciec reperuje parasol
Bóg umarł w Oświęcimiu w objęciach mojej matki
Bóg żyje
Twoja matka też Ty tego nie widzisz
Widziałem za dużo
Nie można widzieć za dużo Tyle co pomieści oko
Krytyk pozbawiony wyobraźni Było już głęboko po dwunastej w nocy
Kiedy ojciec oznajmił mi
Nie mów mi takich rzeczy
Nie będę umiała potem bez ciebie żyć
Co to znaczy potem
No potem
Potem jest teraz
Teraz ty nie żyjesz a ja nie umiem żyć
Ten parasol jest czerwony
Na co umarłemu mężczyźnie czerwony parasol?

środa, 9 października 2019

Bądź mym tancerzem

Nim podejdzie od tyłu
I strzeli nam celnie w ostatni oddech
Ta podła Podstępna i nieuchwytna od wieków
Samotność ludzka
Bądź mym tancerzem
Jakbyśmy nie widzieli naszych włosów
Białych jak kartka tego wiersza
Zgarnij mnie z jego linijek
I otul każdą literę
Krzyku mego gardła w pusty ekran twego milczenia Podnieś się
Podnieś się jeszcze raz
Bądź mym tancerzem
Jakby ciała nasze nie miały zmienić się w proch
Jakby ziemia nie miała zderzyć się z piękną gwiazdą
I rozlać rdzawą plamą w miednicy z szarym praniem
Przytulmy się do jej brzucha
Matka naszych pierwszych drzew w sadzie i bankomatów na ulicach
Matka bezludnych wysp Wielkich światowych i ponadczasowych samotności
Wyśpiewuje wciąż ziemski rytm
Bądź mym tancerzem
Okruchami nut
Resztkami resztek
Urwaną gamą z utkanej poezji wszechświata
Nasze kości zaczną się łamać a płuca przestaną oddychać
Tak się stanie mimo moich zaklęć i twojej wiary
Bądź mym tancerzem
A w wolnych chwilach nakarmimy zdziwione ptaki.

sobota, 5 października 2019

Niewidomy patrzy w lustro

Wygłodniałe łoże domaga się ilustracji do bajki
Już nie skrzypi ale chrapie
Cały dzień na nogach Stare łóżko
Zaczynam ulegać ulicy Szklance Szybie
Co się ze mną dzieje że odchodzę od lustra
Niewidomy wyraża myśl jak chciałby wyglądać
Kończę rysunek Językiem wyrażam siebie
Na płaskim stole Rano zetrę jak zawsze
Siebie mokrą gąbką Pociągnę tuszem lekko zwilżonym palcem
Dotknę jednowymiarowej nicości Płaskiego nie ma mnie
Nie wyjdę na schody
Ciągnie tam bagnem bez pasji i przekonania
Twoje wiersze układają się w loki Zauważa z grzeczności niewidomy
Bóg mnie kocha odpowiadam
I kieruję papierowy statek do brzegu wanny.

piątek, 4 października 2019

Inna

Ja bym chciała stąd wyjść
A proszę bardzo tylko że pogoda brzydka
Nie szkodzi
Burza wiatr wyrywa drzewa
Ja nie z cukru i ważę trochę
No na pewno
To można
Tak proszę niech wszyscy się przesuną
Mówią że pogoda jakby ktoś się powiesił
Nie boję się umarlaków
Słusznie Panowie przepuśćmy panią Ale proszę uważać w tych rejonach grasuje gwałciciel
Czy ja wyglądam na zaniedbaną
Kradną
Jestem przed wypłatą
Agitują na następne wybory
Jestem bez ambicji
Zaraz będzie tort
Jestem na diecie
Szatyn w okularach jest panią zainteresowany
Mam takiego na jakimś zdjęciu
Nie kursują autobusy
Dwa kroki i jestem
Polują na czarownice
Zostaję.

poniedziałek, 30 września 2019

Ruah

Podniosła krzyk garścią słów
Rzuciła w twarz nieba Po nagim bladym
Ciele Spływała zagadka jej życia i umierania
Zostawiła kod genetyczny
Jedyną spuściznę siebie po sobie
Oddając przodkom przysługę
Jesteś bólem Cudem który boli
Spod przymkniętych powiek
Wydostawała się karma powrót zła
Wyrządzonego grzechu pierworodnego
Niedomytego chrztem Ręką mało świętą
Karą z Bożych Ogrodów Owoców zakazanych i przyzwolonych
Poznania których nigdy nie dostąpiła
Bolisz mnie światłem i ciemnością
Zwątpieniem i ufnością Rozwidleniem i wyboistą prostą
Drogą mi tak drogą
Że brakowało czasu
Na doskonałość dźwięków żył pompujących
Ruah dla mnie świata anielskich piór
Dlaczego bolisz cierpieniem terminalnym szczęściem
Umykającym jasnym spełnieniem raną której
Nie dajesz się zamknąć miłością którą
Kochasz mnie jak chcesz ja Ciebie jak mogę
Mój genetyczny kod Materiał kości i mięsa
Wypełniającego tchnienia Przestrzeni moich
Skrętów i powstań Powłoka którą nie jestem
Nie byłam i nie będę
Trwałość ciągłość podstawa czegoś
Co stało się własną legendą punktem jedynym
Odniesieniem startem i lądowaniem i katastrofą
Marszem pokoleń jednego ja
Tylko drzewa pamiętają
Poznanie zaklęte w drzewo.

niedziela, 15 września 2019

Są takie dni, są takie miejsca, są takie zdjęcia... Jest taki świat...







  • Setki zdjęć wykonanych podczas wernisażu "PAPA CAN YOU HEAR ME?"
  • 13.09.2019r., Galeria Sztuki Synagoga, Barczewo
  • i to jedno wśród nich...
  • Autor Marek Sowa


niedziela, 8 września 2019

Akt ciała

Ciało
Przełamane chwilą
Ciasną jak przymały rozmiar
I ostrą jak chili
Ciało
Rosnące Zatracone w wizji śmierci
Po narodzinach poprzez
Ciało
Umknęły w półmrok pół ciszy
Całe naręcza krzyków
Orszaki uniesień
Zostało
Ciało
Przeniesione przeznaczeniem
Wypędzone wiekiem
Wypełnione próżnią po miejsca po zębach
Po mózg Po myślach Po snach
Białe półtony
W marszu po życie
Nazwane duszą.

czwartek, 5 września 2019

Oniryzm

Bóg sam wymyślił taką opowieść
I nie trzeba sobie niczego zawdzięczać
Tylko spokojnie myśleć o odejściu
Z parapetu ostatniego aloesu
Albo paprotki
Albo azalii
Oniryczne zapiski
Są dowodem na odpływ
Na osamotnienie
I nic nierozumienie
I niemożność zrozumienia
W żaden sposób
Bo tam gdzie zaczyna dziać się sen
Zaczyna się dziać prawda
Ale my nie mamy nic do powiedzenia
Dobrze że nie jesteśmy w nim
Rasą wykształceniem ani poleceniem
Tylko widzem
Widzem lub biernym uczestnikiem
Własnego własnej własnych
Ostatni służący wiążą ci sznurowadła
Jesteś panem Ozyrysie
Wycieraczką twoją pokrowiec po istnieniu
Gołąb pokoju to twoja wątroba
Jakże martwi cię los Prometeusza
Ale za moment dopalasz ostatnią
Czarownicę z Salem albo z Salkowic
Przejmujesz się losem głodujących w Etiopii
Jesteś faraonem ograniczającym
Resztki dla ubogich
Strzelasz do Żydów w noc kryształową
A w porcelanową jesteś Żydem wiecznym tułaczem
Budzisz się zawsze.

niedziela, 1 września 2019

Ubój


Nad szklanką z mrożoną kawą
Przejęci decydenci wiklinowych foteli
Zastanawiają się czy było warto
Obok stare pocztówki z dziećmi
Które kule łapały jak piłeczki tenisowe
I rozpadały się z nimi jak gwiazdy na niebie
Z którego nic nie można było odczytać
Poza tym co deszcz sam podpowie
Powiadają że żadnego dnia tylu mężczyzn i kobiet
Nie broniło jednego kawałka rozpadającego miasta
I że gruzy przysłaniały czas
I jedno tylko oko wyglądało z zsypu
Kanały dawały ukojenie schronienie pewną śmierć
A dzień był taki młody szalony niepokorny
Nieme kobiety stały w szeregu dławiąc się
Niewypowiedzianymi słowami jak gulą kości i glutenu
Niemi mężczyźni stali na warcie
Przejścia nocy i dnia Ktoś się utopił Inny powiesił
Któraś straciła syna któraś męża siebie dom
Nieme kobiety próbowały na komendę krzyczeć
Poruszyło się powietrze Trzepot wielkiego skrzydła
Gorący piach rzucony pod nogi nędzników.

środa, 21 sierpnia 2019

Andrzejowi i Markowi

Marek przyjdzie ostatni
Zawsze się spóźniał
Jak pan od przyrody na długich nogach
Z niedzianiem się w kieszeniach Anoreksją pod zarostem
Uśmiechnie się na nasz widok choć oznaczać to będzie że nie żyjemy
Tylko on się uśmiechał Spóźni się na koniec świata
Siedzimy na wąskiej ławce świat się skończył dla Marka pięć minut za wcześnie
Młodszy brat patrzy z przestrzelonym mózgiem na piec słoneczny
Mieliśmy kiedyś na Rudki pójść z winem ponarzekać na starych
Po śmierci świadczenia zdrowotne są na najwyższym poziomie pociesza
Jak zawsze Masz przestrzelony mózg a Marek chowa się w bramie
Na rynku słońce obłaskawia mury
Archanioł Michael pilnuje dumy waszej bladej
Pójdziemy na Rudki łapać żaby na wszystkie zaklęcia wiccy Ani
Ułożymy korale z czosnku od największego do najmniejszego
Bóg w godzinie stworzenia świata
Odetchnął z ulgą mówiąc o Mieście zbawionym bez sądu ostatecznego
Umęczonego biedą i historią Otoczonego gettem i wianuszkiem czarownic
Walczących ze strzygami
Gryzmolimy coś grabkami na piasku pod długim balkonem na którym
Nadal siadają młode sowy wśród żółtych śmierdziuchów Osypujemy życie z wiaderek
Czekamy aż przyjdzie Marek a powinien bo umarł pierwszy
Ty z przestrzelonym mózgiem wysuwasz język jakbyś stał się
Nagle mową i stale patrzysz pod słońce
Jak pod kopyta rozgniatające naszą młodość bezsilną
Jest was tylko troje i musicie trzymać się razem
Mówi babcia Ania i wyjmuje z kredensu nasze kubki
Twój we wzorki mój w truskawki Marka w kwiatki za chwilę waszych już nie ma
Kredens  z rzeźbionymi drzwiami znika w prostym śnie
Rynek opiera się o mandolinę na której grała Zosia Samosia
Na Rudkach trawa ma połamane kulasy to standard miasta
Stan umysłu ludzi przegranych
Ale przecież jest gdzieś takie miejsce
Gdzie niebo schyla się najniżej jak tylko potrafi
Łagodnie szumi muszla zastępując morze
W zaczarowanym kufrze wiccy Ani mamy swój własny kawałek marzeń
Siedzimy na wąskiej ławce śmierć mówi że nie miała wyboru
Kołysze ciężkim marszem wojska Pachnie solą morską
Zapach krwi miesza się z zapachem opalonego ciała turystów
Ktoś zapowiada nadejście Mesjasza
Marek przyjdzie ostatni.