wtorek, 21 sierpnia 2018

W tym wierszu czaję się ja

Zabijasz mnie każdym łykiem kawy
Kilometrami ciszy
Która tężeje na mój zapach 
Jakby miała być zagładą świata 
Rozpadem materii Nietykalnego terytorium
Grzechem nie do zbawienia
Zabijasz mnie w każdym kubku filiżance szklance
Istnieniem o istnienie w czystości istnienia 
W idei istnienia w idei cienia
Nie pytaj mnie o zgodę o drogę o czas
To lato jest już martwe jego truchło głuche 
Na moim parapecie żebrze para gołębi
O moją uwagę strzęp ludzkości wylaną kroplę
Ich suche dzioby wzmagają wspólny ból
Rysują moje myśli w popiołach białej szałwii. 

czwartek, 16 sierpnia 2018

Przyspieszenie na pastwisku

Strach
Lepki beztlenowiec Żyje nawet w zamkniętym słoiku
Cienie kryją się zawsze za lustrem 
I straszą młode dziewczyny 
Odcinające warkocz po warkoczu
Nie ma końca historia
Która uniosła się po otwarciu wszystkich okien
Uniesione ramiona odsłonięty brzuch jakiś gest
Na scenie doszło nawet do konsternacji
Ktoś szeptem pochwalił wielki deszcz
I to się działo pod tym adresem
Aż strach zapragnął oddychać.

niedziela, 12 sierpnia 2018

Przed znakiem zapytania zdążyć

Pomiędzy tobą a mną 
Nigdy nie było ciebie ani mnie
Ani żadnej rzeczy która nasza jest
Pomiędzy tobą a mną
Zawsze płyną rwącym nurtem
Wspomnienia
Ponoć ugotować można coś z niczego.

sobota, 11 sierpnia 2018

Nowy

Nowy ślad pocałunek trop
Nowe znaki po wakacjach po snach nocy żadnej
Z bólem głowy serca telefonu od zagłady milczenia
Owczy pęd z koszami malin ogniem ryjącym
W tęsknocie która nigdy nie była twoją
Jakby czas umarł bo gospodarza nie było w domu
Jakby cynizm był przed etyką masłem na toście
Na święta krzykną  bombki i łańcuchy choinkowe
A ja tego nie przyjmę Nie strawię Nie uniosę
Pokona mnie słaby podmuch powietrza
Jakim jesteś zanim zgaśnie cokolwiek było
A pozostanie cokolwiek jest 
W tym jakże malowanym dworku jakże
Przypadkowe potknięcie Złoty deszcz
Poetycka śmierć Zwyczajny pogrzeb
Po spektakularnej burzy na otwarcie nowego sezonu.

czwartek, 9 sierpnia 2018

Warowanie na parze

Bardzo bym chciała
Ominąć sen który się nie przyśnił
W wiśniowym sadzie stały tylko
Puste drzewa na niemej korze
Miały oczy bez wzroku
Bo on się wyśnił na ulicy
Którą może przeszłam raz
A może nie
Wolno tak puszczać psy w kosmologię.