W Nowym 2019 Roku życzę Wszystkim świata, który nie boli.
Własnego miejsca na ziemi, prostej i jasnej drogi w życiu, samych dobrych napotkanych ludzi. Otwartości we właściwie pojętej semantyce. Tej niezbędnej tajemniczości w głosie, niedokończonym zdaniu, spojrzeniu. Właśnie po to, by mówić "nie wiem", "nie znam", "to się dzieje po raz pierwszy". Przyjaznych czterech ścian, bezpretensjonalnych korytarzy prowadzących do celu. Mówienia i słuchania we właściwych proporcjach. Płaczu ze szczęścia. Wzruszeń głębokich. Kolekcji doświadczeń, które dadzą piękną lekcję człowieczeństwa.
Życzę mnóstwa marzeń z kolorowymi skrzydłami, bo one się spełnią, jeśli uwierzymy, że się spełnią. Snów, które dadzą siłę do każdego dnia i słońca, które zajrzy do naszych domów nawet przy zasłoniętych oknach. Mądrej ciszy, którą będzie się celebrować wiedząc, że ona zawsze mówi.
Kołysania w objęciach czterech pór roku. Zdrowia.
Niech Rok 2019 będzie Rokiem Miłości,
❤
Ewa Klajman-Gomolińska
poniedziałek, 31 grudnia 2018
niedziela, 23 grudnia 2018
czwartek, 20 grudnia 2018
Merlin kłóci się ze sprzedawcą cukierni
Przemyślałam zastanowiłam się i postanowiłam
Kupię sobie ciastko
To źle mówi Merlin
Ciastka to pustaki świata
Wypełniają przestrzeń Kurczą powierzchnię
Tworzą cukrzycę w powietrzu
Mam to gdzieś Chcę zjeść ciastko
Dlaczego chcesz zjeść ciastko
Bo coś mi się od życia należy
Tak
Dostałaś od życia życie Mało
Proszę nie sprzedawać tej pani ciastka
Bo chce je kupić z bezsilności niezaradności a nawet rozpaczy
Proszę nie hamować kolejki
Podać to ciastko
Tak podać Nie nie podać
Wypad ze sklepu Następny proszę
Po co te nerwy Niech pani sama zje ciastko
Skoro brzuch świata jest już rozdęty
A macica świata się stawia
To ciastko za ciastko
Cios za cios
Samotne ptaki wydziobią resztki
Napełnią swoje pisklęta tą beznadzieją niespełnienia
I kiedy wszystkie brzuchy
W gniazdach wywrócą się
Pani wyjdzie na bezludną ulicę
W pustym mieście
Bo to my zapładniamy bezludny świat
Człowiek jest tu dekoracją.
Kupię sobie ciastko
To źle mówi Merlin
Ciastka to pustaki świata
Wypełniają przestrzeń Kurczą powierzchnię
Tworzą cukrzycę w powietrzu
Mam to gdzieś Chcę zjeść ciastko
Dlaczego chcesz zjeść ciastko
Bo coś mi się od życia należy
Tak
Dostałaś od życia życie Mało
Proszę nie sprzedawać tej pani ciastka
Bo chce je kupić z bezsilności niezaradności a nawet rozpaczy
Proszę nie hamować kolejki
Podać to ciastko
Tak podać Nie nie podać
Wypad ze sklepu Następny proszę
Po co te nerwy Niech pani sama zje ciastko
Skoro brzuch świata jest już rozdęty
A macica świata się stawia
To ciastko za ciastko
Cios za cios
Samotne ptaki wydziobią resztki
Napełnią swoje pisklęta tą beznadzieją niespełnienia
I kiedy wszystkie brzuchy
W gniazdach wywrócą się
Pani wyjdzie na bezludną ulicę
W pustym mieście
Bo to my zapładniamy bezludny świat
Człowiek jest tu dekoracją.
wtorek, 18 grudnia 2018
Decoupage z Merlin
Mógłby się o tym wypowiadać Zygmunt Freud
Malujemy z Merlin szklane michy
Kolorowa wycinanka życia
Merlin siedzi bokiem
Trzyma miskę między kolanami
Ja siedzę przy stole
I wyciskam resztkę fioletowej
Fiolet zawsze kończy się najszybciej
Choć żółty umiera pierwszy
W każdej chorobie każdej epoki
I jest nieodporny na wiatr
A musisz mieć ten fiolet
Przecież to lawendowe pole
To idź do sklepu Nie siedź tak
Jakby miał być koniec świata
Nie lubię przerywać i wychodzić Drażni mnie to
Zawsze coś przerywamy Nie ma skończonego dzieła
Wracamy do tego co znamy
Człowiek który ma w domu wszystko by z niego nie wychodzić
Nie ma domu.
Malujemy z Merlin szklane michy
Kolorowa wycinanka życia
Merlin siedzi bokiem
Trzyma miskę między kolanami
Ja siedzę przy stole
I wyciskam resztkę fioletowej
Fiolet zawsze kończy się najszybciej
Choć żółty umiera pierwszy
W każdej chorobie każdej epoki
I jest nieodporny na wiatr
A musisz mieć ten fiolet
Przecież to lawendowe pole
To idź do sklepu Nie siedź tak
Jakby miał być koniec świata
Nie lubię przerywać i wychodzić Drażni mnie to
Zawsze coś przerywamy Nie ma skończonego dzieła
Wracamy do tego co znamy
Człowiek który ma w domu wszystko by z niego nie wychodzić
Nie ma domu.
piątek, 14 grudnia 2018
Merlin wchodzi do ogrodu
Psy wyją
Wyjęte wyjątkowe skarpety z plecaka leżą na rabatkach
Są odporne na deszcz i choroby
W ogrodzie chcę być boso
Możesz być boso w skarpetach
Jak wyzwolona we własnym ciele
Wolna w ogrodzie
Dlaczego te psy taka wyją
Bo kiedy moja noga dostąpiła twojego ogrodu
Ty wpadłaś w panikę i zatrzasnęłaś książkę
Jesteśmy nigdzie.
Wyjęte wyjątkowe skarpety z plecaka leżą na rabatkach
Są odporne na deszcz i choroby
W ogrodzie chcę być boso
Możesz być boso w skarpetach
Jak wyzwolona we własnym ciele
Wolna w ogrodzie
Dlaczego te psy taka wyją
Bo kiedy moja noga dostąpiła twojego ogrodu
Ty wpadłaś w panikę i zatrzasnęłaś książkę
Jesteśmy nigdzie.
wtorek, 11 grudnia 2018
Merlin i ja. Siedzimy. Rozmawiamy
Merlin bo ja się boję by nie było
Infantylnie Rozumiem
Boję się banału
Rozumiem
Boję się kiczu
Rozumiem
Możesz mi coś doradzić
Infantylizm jest stanem umysłu
Banał przedmiotem zainteresowań
Które wzrosły za czasów pudelkowych
Tworzenie kiczu wymaga odwagi
Bo to decyzje na śmierć publiczną.
Infantylnie Rozumiem
Boję się banału
Rozumiem
Boję się kiczu
Rozumiem
Możesz mi coś doradzić
Infantylizm jest stanem umysłu
Banał przedmiotem zainteresowań
Które wzrosły za czasów pudelkowych
Tworzenie kiczu wymaga odwagi
Bo to decyzje na śmierć publiczną.
niedziela, 9 grudnia 2018
Merlin ratuje jedną różę
Czemu nie poszłaś w rodologię
Bo ma kolce cały powód niewychodzenia z domu
I planów doczołgania się do mety
Większej bzdury nikt nie słyszał
Róża jest królową bo nie jest bezbronna
To czego się boisz jest twoją największą siłą
Jesteś skąpa w rozdawaniu czasu
Powiedz dziwnie się czuję kiedy inni poeci
Tłumaczą terminale płatnicze
Bezwzględne procedury
Tanie chwyty na rolkach do kas fiskalnych
Savoir-vivre kminisz
Jestem niepraktykująca.
Bo ma kolce cały powód niewychodzenia z domu
I planów doczołgania się do mety
Większej bzdury nikt nie słyszał
Róża jest królową bo nie jest bezbronna
To czego się boisz jest twoją największą siłą
Jesteś skąpa w rozdawaniu czasu
Powiedz dziwnie się czuję kiedy inni poeci
Tłumaczą terminale płatnicze
Bezwzględne procedury
Tanie chwyty na rolkach do kas fiskalnych
Savoir-vivre kminisz
Jestem niepraktykująca.
środa, 5 grudnia 2018
Merlin nie robi liftingu
Zmarszczki są zmorą
Wiszące szyje indora
Pęknięte skóry na brzuchach
Te wszystkie zewnętrzne
Ortaliony i bandaże
Z etykietą jednorazowego użytku
Piękno jest tu Merlin pokazuje na serce i głowę
Lifting jest modą Eskapizmem
Niedorozwiniętego społeczeństwa
Niczego nie wydłuża ani nie skraca
Lepiej już nie będzie
Chyba że zamienimy to na piramidy
I balsamowanie zwłok
Będzie lepiej
Tak przetransportujemy energię
Na mumie które za kilka wieków obudzą
Umysły młodych naukowców
Badacze i odkrywcy jaskiń potkną się o historię
Starożytnego Egiptu i naszą Twoje zmarszczki
Smutku Czy ta wyhodowana z precyzją lwia
Nikogo nie zainteresują
Chciałabym nie mieć tak głębokich bruzd
Jeśli mam wyrazić swoją wolę
To po co trzymasz w piwnicy klatkę po zmarłym 11 lat temu
Chomiku Piwnica nie jest miejscem chomiczych wspomnień.
Wiszące szyje indora
Pęknięte skóry na brzuchach
Te wszystkie zewnętrzne
Ortaliony i bandaże
Z etykietą jednorazowego użytku
Piękno jest tu Merlin pokazuje na serce i głowę
Lifting jest modą Eskapizmem
Niedorozwiniętego społeczeństwa
Niczego nie wydłuża ani nie skraca
Lepiej już nie będzie
Chyba że zamienimy to na piramidy
I balsamowanie zwłok
Będzie lepiej
Tak przetransportujemy energię
Na mumie które za kilka wieków obudzą
Umysły młodych naukowców
Badacze i odkrywcy jaskiń potkną się o historię
Starożytnego Egiptu i naszą Twoje zmarszczki
Smutku Czy ta wyhodowana z precyzją lwia
Nikogo nie zainteresują
Chciałabym nie mieć tak głębokich bruzd
Jeśli mam wyrazić swoją wolę
To po co trzymasz w piwnicy klatkę po zmarłym 11 lat temu
Chomiku Piwnica nie jest miejscem chomiczych wspomnień.
niedziela, 2 grudnia 2018
Kołysanka z Merlin
Merlin gra na
grzebieniu
Nuty skaczą
jak polne koniki
A ja plotę
wianki z koniczyny
Już południe
Słońce wysoko
Na moim
obrazku schowanym
Z kredkami do
teczki rysunkowej
Co gram
Kołysankę Bez
sensu
Nie kołysze
się w dzień
Przywiązujesz
wagę do czasu
Który nie
przywiązuje się do ciebie
Z jednej
strony łudzisz się
Że wianki to
beztroska
A rysunek
relaks
Ale
kontrolujesz zegarek
To nie wolność Nie umiesz być sobą
A ciebie
kołysanka nie usypia
Nie jeśli
przyjemność nie staje się nawykiem
Nie jeśli w
melodiach nie słyszę ziemskiego jazgotu
Nie jeśli nie
nazywam tego co jest
Nie jeśli ty
nie sprowadzasz mnie do miłości bez esencji
Takiej
wymyślonej przez ludzi
Żeby nie
trząść się ze strachu
Przed
przejściem w sny bez kołysanki.
poniedziałek, 12 listopada 2018
Hej, Tato
Idzie przez sen mój ojciec
Trzyma w rękach mój obłok snu
Jest poważny Ma garnitur którego nie znam
Przedstawiam go pustym drzwiom
Mówię że to mój ojciec
Prowadzę go światłem świec do sali
Na której nikt nie czeka
To mój ojciec głośno obwieszczam
Zaczyna się garbić
Jakby bał się że nie przygotował specjalnej mowy
Stale masz loki jak mała dziewczynka
Mówiąc odgarnia mi grzywkę z czoła
Nie czuję jego ręki
Czuję ciepło jego oczu na swoich powiekach
Nie to świetlówki
Weź mnie pod rękę mówi ojciec
Ale ja wolę biegać przy nim i podskakiwać
Z czterdziestoma latami na plecach
Idzie przez sen mój ojciec
Ma długi płaszcz do kostek
Bruzdy na twarzy
I szacunek na wskazującym palcu
Nie podskakuj kiedy do ciebie mówię
Ty do mnie nie mówisz Ciebie nie ma
Jestem Popatrz stoję obok twojego cienia
Znam go dobrze Jesteśmy po imieniu
Nie ma ciebie Nie ma...Nie ma gdy piorę wielki prochowiec
Życia Nie ma gdy rozdrapuję do krwi każdą chwilę ciszy
Nieznośnej
Idzie przez sen mój ojciec
Ma na ustach bladoróżową bezradność Podnosi rękę
Jakby chciał pomachać albo się przeżegnać
Daj mi rękę Pochodź ze mną trochę Wypluń gumę
Tańczę ze szmacianą kukłą w kółeczku
Nie ma cię nie ma nie ma
Biegnę pustą drogą Kałuże połykają moje łzy
To mój ojciec Tata
Ale kałuże milczą
Nie chodziłem akurat tą drogą
Tłumaczy stary stłoczony bezsilnością
Nie ma cię nie ma
Nadal masz piegi na nosie
Nie znasz już mojego nosa krzyczę mu prosto w nieżywą twarz
Nie ma ciebie Nie ma ciebie
Staję naprzeciw wielkiego dębu który ma ramiona rozłożone jak
Chrystus
To mój ojciec
Tak Wiem odpowiada stary dąb
Odwracam się z radością
Ale starego ojca już nie ma.
niedziela, 11 listopada 2018
Do Matki Boskiej
Bądź pozdrowiona Matko Boga który
Ostatnio na mnie nie spogląda
Może ukradkiem a ja o tym nie wiem
Już dość tych naręczy pustki do
domu wniosłam
Śmiecąc przy tym chyba
Pełne wazony
W łzach stać będą w parzystych
bukietach
Ozdobną czcionką piszę list do niewysłania
Nie obraź się na mnie nad ranem
Za brak koperty błękitnej
Nawet smutek w uniesieniu ma swoje
imię
A ja z bezimiennymi przy stole
drętwieję
Bądź pozdrowiona Matko Boga który
Czasami mocniej wierzy we mnie niż
ja w Niego
Który wszystkie ścieżki bycia
zaznaczył różańcem
Kamieni drzew świateł zamkniętych
W bańkach naszych oddechów
Bądź pozdrowiona Matko Boga który
Spada deszczem po każdym żarze
Zamyka snem wylęknione powieki
Otwiera drzwi w każdą niepewność
Jutra i modli się na rogu ulicy.
sobota, 10 listopada 2018
Widzenie Piotra
Linearny spad klęsk
Cudem pojawiających się
jednocześnie w dwóch miejscach
Jarzmo okute widzeniem Piotra
W czymś co sen przypominało
Warknięcie i warkot
Odwieczne pytanie co było pierwsze
Nie przychodzi mu łatwo
Oddzielić duszy od uczuć
Ciała od zmysłów
Słów od znaczeń
Pochyla się nad łańcuchami
bezlitośnie
Znoszącymi opór ciała
I z wysiłkiem ciężarnej przed
jutrzenką
Przestawia pordzewiałe wskazówki
Letniego czasu
Na zimowy
Znów.
czwartek, 8 listopada 2018
wtorek, 6 listopada 2018
Na wyspie jest źle
Tak w kontekście "Serca wyspy" olsztyńskiego BWA. Poziom abstrakcji sięgnął już levelu, na którym Westlife zaśpiewa "Mandy", a Królik - przyjaciel Kubusia Puchatka, znany z wybuchowego charakteru - posprząta ten cały bałagan. Rozumiem, że można odnieść wrażenie w czasach porażającego pudla, że odbiorca, nolens volens, karłowacieje. Jednak, idąc takim tropem myślowym, można się potknąć o gałęzie tudzież o złotem mieniącą się folię. Skonfundowana jestem. Bałam się, że w stresie założę kapcie i wyjdę. W geometrycznych kompilacjach wypadałoby odnaleźć dzieło sztuki. W drżeniu ręki, zanurzającej patyk w farbie, wrażliwość. Mogłam się przecież postarać, ale jakiś króliczyzm mnie ogarnął. I tak mnie minął egzotyzm domowego pantofla, mistyczna podróż wyspiarska i oko wizjonera. Ku pokrzepieniu serc na małej sali był sobie Połom i jego zdjęcia. Na tyle silne, by obraz wyspy rozmył się od razu.
poniedziałek, 22 października 2018
Grzebień
Wstałam z siebie znowu po
południu, chciałam później, ale kręgosłup mnie mdlił od niekonsumpcyjnego
leżenia, choć leżenie niekonsumpcyjne powinno być na wagę złota, a nie jest.
Wstałam z siebie znów z myślą, że wolałabym umrzeć i że nie zamówię dziś pizzy,
chyba że za pomocą tuby, bo wyłączyli mi telefon za niepłacenie rachunków. Za
płacenie nie lubili mnie nawet. Nawet ich nie znam. Szyby miałam umyć, ale co
tam…Ram nie trzeba, bo nie widać nic przez nie. Odkręciłam nad wanną duszę po
zakręconym śnie, polała się krew, zapieniła krzywda. Wyszłam do przedpokoju i
zgodnie z zaleceniami dla dyskopatów wyciągnęłam myśli pod sufit i rozluźniłam
jego sklepienie, by z niego waliło mi w twarz przygnębieniem. Fluidem ze
słoiczka pokryłam resztę dnia, która jeszcze mi została. Jestem po
czterdziestce, muszę pudrować moje dni, bo siebie to nie ma sensu, gdy myśli
się o śmierci nawet przy porządkowaniu komody. Poukładałam według kolorów
koronkowe staniczki, których nikt mi nie rozpinał i nie zsuwał kciukiem
ramiączka z mojego martwego przyzwyczajenia do samotności, do klaustrofobii w
życiu. Ciasne moje ciało nie wypuszcza mi nawet języka do drugiego pokoju.
Granice mnie we mnie, sama jestem granicą, linią czerwoną dla ciebie.
Niejednokrotnie odzywam się do lustra, bo jest codziennie oblegane przeze mnie.
Robię do niego głupie miny, pokazuję język, bo w lustrze ponoć mieszka diabeł,
ale
jest mało istotny w tym układzie. Układ jest jeden; Bóg i ból, wszyscy wokół
tego tańczą. Nie będę się dziś czesać, wjadę jednośladem w konwenanse i wyjdę
rozczochrana z grzebieniem we włosach. Na stole leży kartka z tekstem: „chcę,
żebyś zawsze się uśmiechała”, więc uśmiecham się i ścieram łzę, trzęsą mi się
ręce i trzęsie się spodek pod herbatę, moment wzruszenia ogarnia czajnik, który
aż gwiżdże, a pralka trzęsie się na wirowaniu. Podpisane: „Twój dentysta”. Jest
mój, ktoś chce być mój. Może założę do niego na wizytę zielony stanik, kolor
nadziei, nadziei, że go ze mnie zedrze na opłakanym bólem fotelu. Nie widziałam
go od trzech lat, bo odkąd nie stać mnie na plomby światłoczułe, on nie ma
czułości do mojego pustego konta. Wysłał firmową kartkę, bo ponoć gorzej mu się
wiedzie. Biedak, napsuł tylu ludziom nerwy. Przegoniłam z kanapy konika polnego
wielkości kota i usiadłam zmęczona paroma minutami nie śmierci. Ładny ten
konik, zieleń malachitu i policzki pyzate jak u chomika. Piękny konik, naprawdę
piękny, wręcz polny. Pukanie do drzwi. Licho niesie sąsiada.
-
Dzień
dobry, sąsiadko. Robię remont i nosi się po klatce. Widzi jak brudna podłoga?
-
Widzi –
odpowiadam
-
I
rozumie, że jak będzie łazić to będzie roznosić?
-
Rozumie.
-
To ja z
zapytaniem takim i po prośbie do niej w osobie jednej. Mogę kierować?
Kiwam głową .
-
Czy
mogłaby nie wychodzić z domu przez trzy tygodnie i nie zawracać gitary?
-
Przez
trzy tygodnie?
-
Sądzę,
że tak. Trzy tygodnie powinny mi wystarczyć.
-
Dobrze,
nie wyjdę.
-
No to
niech się zamknie i uszczelni drzwi watą albo szmatą, co tam ma, żeby u niej
pył nie osiadł. A co tam w ogóle słychać, bo tak nie było okazji…
-
Kartkę
dostałam, żebym się uśmiechała…
-
Tak, a
od kogo?
-
Od
mojego dentysty.
-
Ta to
zawsze wie, jak się ustawić. Dentysta to może wyciągnąć…
-
No, ze
mnie trzy lata temu wyciągnął całą pożyczkę, potem kredyt. Dziadem przez niego
jestem…
-
Nawet?
No to dobrze, dobrze, że sobie jakoś w życiu radzi…
-
Nie
radzi sobie!!!
-
Kto?
-
Ja sobie
nie radzi!!!
-
Chyba
„nie radzę”, czemu pani tak niepoprawnie mówi?
-
No bo
pan tak mówi!
-
Jak?
-
No w tej
formie bezosobowej.
-
No, w
bezosobowej, a jak mam mówić, przecież znamy się tylko na „dzień dobry”?
-
Eeeeee
-
Eeeee i
już wysiadła z dyskusji…Ty, Styna, ten ćwok z płytkami to kiedy będzie? Zajrzał
w głąb swojej żony.
-
Słuchaj,
raz dwa trzy baba Jaga patrzy, ćwok dzwonił przed chwilą, że już jadą.
-
Styna,
załóż bryle, bo znów walniesz się na kasie, a ćwokowi teraz płacimy przy
odbiorze
-
Słuchaj,
raz dwa trzy baba Jaga patrzy, nie walnę się. A czemu ona podsłuchuje?
-
A
ta…,ona nie ma co z tapczanem w domu robić. Do widzenia się pani.
-
Do
widzenia się.
-
Bez
„się”.
Wracam do mojej kuchni bez zobowiązań,
by wypruć z siebie samotność nad umywalką szeroką, bo ją dopasowałam do mojego
sumienia i do czuwania nad światem, do zraszania ziemi – planety wszystkich
ludzi. Walenie do drzwi.
-
Niech
natychmiastowo, raz dwa trzy baba Jaga patrzy, nie patrzy tak na mnie tylko na
pogotowie zadzwoni. Waldka ćwok pobił, jakieś porachunki hydrauliczne…To gorsze
niż zaraza. Wskaże telefonicznie płat czołowy jako uszkodzenie i zamknie się.
-
Ja mam
odcięty telefon, a komórki nie mam.
-
Jak tak,
raz dwa trzy baba Jaga patrzy, to sponsoringowana stomatologicznie, ale
udzielić pomocy Waldkowi z rozbitym płatem czołowym, to nie! Ja go nie
ruszałam, bo nie tykam leżących, ale jak się okaże, że jeszcze potyliczny
rozbity to na raz dwa trzy baba Jaga patrzy, niech się strzeże.
Trzasnęła drzwiami. Mnie trzasnął
przeciąg. Nic dziwnego, że poszłam odpisać dentyście.
Pomyślałam, że to musi być
szczerze…”Oby Szanowny Pan Dentysta zawsze zamiast kawy, zalewajki pił i parzył
trzy razy tę samą torebkę herbaty”. Zamyśliłam się; biegłam teraz z osłami
przez stepy i pagórki. Czułam pot w ich sierści, szaleństwo myśli. Zęby osłów
połyskiwały od blend - a - med cavity protection , wielki wór mosznowy, w
którym nie zagnieździła się nawet śladowa wiagry. Wracam do siebie przez dziurę
w wyobraźni i zmieniam „trzy razy” na „cztery razy”, i dopisuję jeszcze by
jednego dropsa ssał na raty przez tydzień…Moment zawahania i zamiast „łączę
wyrazy szacunku” piszę „raz dwa trzy baba Jaga patrzy” bo mi imponuje wszelkie
krejzolowanie, w tym Styśki też. List napisany, trzeba wysłać. Wkładam grzebień
w nieczesane włosy, w rozbiegany wzrok nic się włożyć nie da, a roztargnione
roztargnienie to fajans a nie porcelana. Tylko kompot czereśniowy rozcinam
nożem, którym chciałam pchnąć w brzuch świata, by nie wydawał już na świat,
chciałam przebić tą wielką macicę skurczem apelującą o nowonarodzonych. Po co
karmisz nas istnieniami skulonymi od oślepiającego słońca, przygarbionymi od
dźwigania tego daru, z paraliżem oddechu od pchnięć naszych ojców, z depresją
oddechu od braku tych pchnięć, z histerycznym oddechem od pchnięć nie naszych
ojców, z zażenowanym oddechem od pchnięć znajomych; kuzynów znad morza, stryjów
z gór, sąsiadów klatkowych z naszych osiedli, braci naszych ojców, przełożonych
w pracy naszych ojców. I z tego rozcięcia mojego kompotu czereśniowego robi się
połówka jabłka lśniącego czerwienią jakby dotknął je sam Bóg i drzemka po
obiedzie, na którym był kompot czereśniowy. Zamykam drzwi i zbiegam z
grzebieniem, z krzykiem, z nadchodzącą starością, z przyszłością na świerszcze
grające nad moim klimakterium. I wchodzę tą rozłożystą drogą na pocztę, w
której kolejki jak penisy raz rosną raz maleją. Ściskam w kieszeni różaniec, bo
boję się poczty, boję się listów i przesyłek poleconych, boję się dentystów i
kredytów nie do spłacenia, boję się całe życie. A teraz też boję się, że
wypadnie mi grzebień z włosów jak mleczny ząb, a mojego taty już nie ma i kto
będzie klaskał w ręce i powtarzał „moja mała szczerbucha”. Dlaczego nie
godziłam godnie w to wielkie żarłoczne życicho, gdy mknęło na nartach w
czarnych jak sadza goglach jutra i tylko raz mi machnęło, żebym sobie poszła.
-
Myśli
pani, że może dojść do czwartego rozbioru Polski. To hipotetyczne rozważania,
ale proszę się wypowiedzieć…
Dama
w pocztowym okienku w stylu George Sand ślini znaczki obrzmiałym jęzorem czarno
– białej krowy.
-
Ja nie
oglądam telewizji, radia nie słucham, bo jestem dziadem i mi wszystko
poodcinali…
-
Czwarty,
to może nie, raz dwa trzy baba Jaga patrzy – Styna pobiera rentę za babcię –
ale piąty to całkiem prawdopodobne i mało realne.
-
Malinowe
dumle wtedy będą tylko w sprzedaży, może nawet nieoblane czekoladą, strach
pomyśleć.
-
Nie
wiem, jakie będą dumle, wiem, że ryżem już nie sypną…
-
Tak,
tak. Tak będzie, proszę pani, sodoma i gomora…
-
No, tej
pani to nie grozi, z dentystą gdzieś na Tajlandii się skryją, taki mamy
patriotyzm.
-
Kto to
ten dentysta?
-
Raz dwa
trzy baba Jaga patrzy, fagas tej pani…
Wykrzywia
usta jakby ukąsiła ją pszczoła albo dwie pszczoły, bo jakby rój, to nie
przeżyłaby.
-
To ta
pani ma dentystę swego, a biadoli, że dziadem jest.
„Dentysta”
wypowiada jak „konfesjonał”, „komunia”, „jednia duszy i ciała przez spełnienie
i poprzez wypełnienie” a jest dopiero godzina czternasta.
-
Ale co
ma dentysta kochany do…
-
Proszę
pani, Styna wcina się bezwzględnie, codziennie jej liściki przesyła, żeby
caluśki czas uśmiechnięta była, taki figlarz zadurzony w naszej sąsiadce.
-
To
pierwszy raz po trzech latach…
-
Prawdziwej
miłości nie zniszczy korozja tej ziemi i rdza tej poczty, raz dwa trzy baba
Jaga patrzy.
-
Amen –
odpowiada uzależnienie od dumli bananowych i czekoladowych – a list na drugi
raz niech rozczesze przed wysłaniem, bo się skołtunił i jak grzebień wypadnie,
serce King Konga przestanie bić.
Na
schody wchodzi mi się ze szkarłatną literą na sumieniu, na płaczu. Z gwiazdą
Dawida na piersiach, na wargach. Z planem i żyletką na przeguby drogi krętej,
tego unicestwienia
bez
grzechów żadnych, bo co mnie ma obchodzić grzech pierworodny. Kiedy to było?
Nikt już o tym nie pamięta. To jak widzieć yeti. Ślady na śniegu nad ranem, nad
rozłożystym stokiem, dobro i zło
szklanej kuli poza świadomością wodza.
-
Miała
nie nieść!!!
Waldek
z zabandażowanym łbem jest gorszy niż zlot samurajów i wygłodzonych wilków.
-
Miała
nie nieść się jak ta kura!!! Miała uszanować wolę. Trzy tygodnie to jest tak
dużo, tak wiele od tłuka do kartofli wymagam?! Trzy tygodnie to jest nic w
skali życia, to jest mignięcie i ona miała przez te trzy tygodnie na nocniku
siedzieć i durnia kleić. I się zgodziła! I co? I nosi piach teraz, tynk nosi,
szpachlę i klej do kafelek po całej klatce schodowej!
-
Była
wysłać list na poczcie…
-
Wiem,
sam wysłałem ją po rentę staruchy i z listem do skarbówki. Dlaczego jest taka
niewdzięczna, taka jurna i przedsiębiorcza, i jak mi łeb bandażują, i nie mam
jej na oku to sobie swawoli jak brzdąc podczas leżakowania w przedszkolu?!
-
Przykro
mi, że ten ćwok pana pobił…
-
Zaraz,
zaraz, jak dla niej to pan ćwok, a nie ćwok! Mówi w tej chwili o moim jedynym
rodzonym bracie i dotyka w tym momencie całego mojego sacrum, mojej krwi.
Podważa sens mojego pojawienia na tym padole i obraża, bardzo obraża, oj,
obraża, obraża, ćwoków starszych czyli matkę moją i ojca mego. Przekreśla te
chwile beztroskiej młodości, szaleńczych uniesień nad wodorostami Łyny i
radosnych wypraw w czwórkę do lasu, żeby mamusi pomóc zrzucić 40 kilogramów
nadwagi. Co mój ojciec miał innego zrobić, odciąć ją od boczku i smalcu? No co,
co miał zrobić?!
-
Nie, no
tak, ja przepraszam, przepraszam…Już nie będę się nosić, obiecuję.
-
Niech
nie nosi się więcej i odejdzie już w swoje komnaty…
Pochylił
się nad paczką morelowej fugi i studiował opis producenta. Weszłam w swoją
szafę i przeszłam na tamtą stronę. Moja awaryjna kryjówka. Sposób na siebie, w
mojej transcendencji własnej. Mój szum jest tylko szumem moim, jestem wolna od
szumu ulicy. Metafizyka nieumiejętności
stąpania z drugim człowiekiem po ulicy, po obiedzie, po buty, po nic, dla samej
przyjemności. Już mnie nie ma. Już mnie nie ma. Grzebień wypadł.
wtorek, 9 października 2018
poniedziałek, 8 października 2018
... pozycja
60 Lat Galerii Sztuki BWA w Olsztynie i artysta, u którego pędzel zawsze podążał za myśleniem. A to wcale takie oczywiste u wszystkich malarzy nie jest. Janusz Kaczmarski "Kompozycja"
niedziela, 7 października 2018
Blask z cytryną
60 Lat Galerii Sztuki BWA w Olsztynie i ten cudowny cytrynowy kolor w obrazie "Blask zmierzchu" Stanisława Teisseyre'a
czwartek, 4 października 2018
Sekret
W czasach mojego dzieciństwa panowała, swego rodzaju, moda na zakopywanie kwiatków i papierków po cukierkach za szkłem, gdzieś głęboko w ziemi. Nazywało się to sekretem. Im więcej ktoś miał sekretów, tym większy szacun. Nie pamiętam, ile zrobiłam sekretów. Pamiętam za to jeden, z kwiatami bratka pod szkłem ze stłuczonej butelki. Postanowiłam go odgrzebać i dostroić papierkiem po krówce. To był mój ostatni życiowy sekret prosto z ziemi. Nie wiem, co było nie tak z tym szkłem, ale głęboką bliznę na serdecznym palcu mam do dzisiaj. Jak na czterolatkę, dużo zapamiętałam z wielu godzin spędzonych w szpitalu, gdzie chirurg usuwał szkło z mojej ręki. Taka historia wbija się ostrzem w życiorys a blizna wciąż pamięta, że każdy sekret ma swoją cenę. Niektóre bardzo bolesną, inne nader wysoką. A może czasami lepiej nie rozgrzebywać, odejść, zapomnieć?
środa, 26 września 2018
wtorek, 25 września 2018
poniedziałek, 24 września 2018
niedziela, 23 września 2018
piątek, 21 września 2018
4 pocztówka
Na tle pięknych zdjęć Angeliki Marii Gomolińskiej wkomponowane utwory Ewy Klajman-Gomolińskiej. Serdecznie zapraszam na spacer według pocztówki, śladami pocztówki, pocztówkową wycieczkę :)
wtorek, 18 września 2018
poniedziałek, 17 września 2018
niedziela, 9 września 2018
sobota, 8 września 2018
Wojna światów
"Ludzie kultury wcale nie są zainteresowani kulturą." -
powiedziała babcia mojej córki. Rzecz się działa w piątek podczas widowiska "Wojna światów" w olsztyńskim planetarium. Była główna księgowa nie doliczyła się na sali nawet dwudziestu osób. Poczułam na dobre inwazję. Wcześniej prelegent zdążył powiedzieć, że w adaptacji filmowej "Wojny światów" z 2005 roku główną rolę zagrał "Cruise scjentolog". Ciekawe, co Marsjanie na to? Obcy? Inni? Tom? Te wszystkie puste miejsca, które tak naprawdę nigdy puste nie są, chociażby ze względu na obecność bakterii. Pokonały Marsjan. Nie wiem tylko, czy zdołały pokonać speszenie. Ta cała teoria ewolucji akurat w piątek nie zabrała aspektów.
powiedziała babcia mojej córki. Rzecz się działa w piątek podczas widowiska "Wojna światów" w olsztyńskim planetarium. Była główna księgowa nie doliczyła się na sali nawet dwudziestu osób. Poczułam na dobre inwazję. Wcześniej prelegent zdążył powiedzieć, że w adaptacji filmowej "Wojny światów" z 2005 roku główną rolę zagrał "Cruise scjentolog". Ciekawe, co Marsjanie na to? Obcy? Inni? Tom? Te wszystkie puste miejsca, które tak naprawdę nigdy puste nie są, chociażby ze względu na obecność bakterii. Pokonały Marsjan. Nie wiem tylko, czy zdołały pokonać speszenie. Ta cała teoria ewolucji akurat w piątek nie zabrała aspektów.
wtorek, 4 września 2018
Wrzesień
Wrzesień opędza się od kumulacji online
Płaci
Płaci
Płaci na prowincji i do lustra
Butelkowa samotność Butelkowy szmaragd.
Płaci
Płaci
Płaci na prowincji i do lustra
Butelkowa samotność Butelkowy szmaragd.
wtorek, 21 sierpnia 2018
W tym wierszu czaję się ja
Zabijasz mnie każdym łykiem kawy
Kilometrami ciszy
Która tężeje na mój zapach
Jakby miała być zagładą świata
Rozpadem materii Nietykalnego terytorium
Grzechem nie do zbawienia
Zabijasz mnie w każdym kubku filiżance szklance
Istnieniem o istnienie w czystości istnienia
W idei istnienia w idei cienia
Nie pytaj mnie o zgodę o drogę o czas
To lato jest już martwe jego truchło głuche
Na moim parapecie żebrze para gołębi
O moją uwagę strzęp ludzkości wylaną kroplę
Ich suche dzioby wzmagają wspólny ból
Rysują moje myśli w popiołach białej szałwii.
Kilometrami ciszy
Która tężeje na mój zapach
Jakby miała być zagładą świata
Rozpadem materii Nietykalnego terytorium
Grzechem nie do zbawienia
Zabijasz mnie w każdym kubku filiżance szklance
Istnieniem o istnienie w czystości istnienia
W idei istnienia w idei cienia
Nie pytaj mnie o zgodę o drogę o czas
To lato jest już martwe jego truchło głuche
Na moim parapecie żebrze para gołębi
O moją uwagę strzęp ludzkości wylaną kroplę
Ich suche dzioby wzmagają wspólny ból
Rysują moje myśli w popiołach białej szałwii.
czwartek, 16 sierpnia 2018
Przyspieszenie na pastwisku
Strach
Lepki beztlenowiec Żyje nawet w zamkniętym słoiku
Cienie kryją się zawsze za lustrem
I straszą młode dziewczyny
Odcinające warkocz po warkoczu
Nie ma końca historia
Która uniosła się po otwarciu wszystkich okien
Uniesione ramiona odsłonięty brzuch jakiś gest
Na scenie doszło nawet do konsternacji
Ktoś szeptem pochwalił wielki deszcz
I to się działo pod tym adresem
Aż strach zapragnął oddychać.
Lepki beztlenowiec Żyje nawet w zamkniętym słoiku
Cienie kryją się zawsze za lustrem
I straszą młode dziewczyny
Odcinające warkocz po warkoczu
Nie ma końca historia
Która uniosła się po otwarciu wszystkich okien
Uniesione ramiona odsłonięty brzuch jakiś gest
Na scenie doszło nawet do konsternacji
Ktoś szeptem pochwalił wielki deszcz
I to się działo pod tym adresem
Aż strach zapragnął oddychać.
niedziela, 12 sierpnia 2018
Przed znakiem zapytania zdążyć
Pomiędzy tobą a mną
Nigdy nie było ciebie ani mnie
Ani żadnej rzeczy która nasza jest
Pomiędzy tobą a mną
Zawsze płyną rwącym nurtem
Wspomnienia
Ponoć ugotować można coś z niczego.
Nigdy nie było ciebie ani mnie
Ani żadnej rzeczy która nasza jest
Pomiędzy tobą a mną
Zawsze płyną rwącym nurtem
Wspomnienia
Ponoć ugotować można coś z niczego.
sobota, 11 sierpnia 2018
Nowy
Nowy ślad pocałunek trop
Nowe znaki po wakacjach po snach nocy żadnej
Z bólem głowy serca telefonu od zagłady milczenia
Owczy pęd z koszami malin ogniem ryjącym
W tęsknocie która nigdy nie była twoją
Jakby czas umarł bo gospodarza nie było w domu
Jakby cynizm był przed etyką masłem na toście
Na święta krzykną bombki i łańcuchy choinkowe
A ja tego nie przyjmę Nie strawię Nie uniosę
Pokona mnie słaby podmuch powietrza
Jakim jesteś zanim zgaśnie cokolwiek było
A pozostanie cokolwiek jest
W tym jakże malowanym dworku jakże
Przypadkowe potknięcie Złoty deszcz
Poetycka śmierć Zwyczajny pogrzeb
Po spektakularnej burzy na otwarcie nowego sezonu.
Nowe znaki po wakacjach po snach nocy żadnej
Z bólem głowy serca telefonu od zagłady milczenia
Owczy pęd z koszami malin ogniem ryjącym
W tęsknocie która nigdy nie była twoją
Jakby czas umarł bo gospodarza nie było w domu
Jakby cynizm był przed etyką masłem na toście
Na święta krzykną bombki i łańcuchy choinkowe
A ja tego nie przyjmę Nie strawię Nie uniosę
Pokona mnie słaby podmuch powietrza
Jakim jesteś zanim zgaśnie cokolwiek było
A pozostanie cokolwiek jest
W tym jakże malowanym dworku jakże
Przypadkowe potknięcie Złoty deszcz
Poetycka śmierć Zwyczajny pogrzeb
Po spektakularnej burzy na otwarcie nowego sezonu.
czwartek, 9 sierpnia 2018
Warowanie na parze
Bardzo bym chciała
Ominąć sen który się nie przyśnił
W wiśniowym sadzie stały tylko
Puste drzewa na niemej korze
Miały oczy bez wzroku
Bo on się wyśnił na ulicy
Którą może przeszłam raz
A może nie
Wolno tak puszczać psy w kosmologię.
Ominąć sen który się nie przyśnił
W wiśniowym sadzie stały tylko
Puste drzewa na niemej korze
Miały oczy bez wzroku
Bo on się wyśnił na ulicy
Którą może przeszłam raz
A może nie
Wolno tak puszczać psy w kosmologię.
sobota, 21 lipca 2018
Do...
Przechowaj mnie bezpiecznie
Choć budzi to mój wewnętrzny opór
Bez etykiety
Dotyka to jednak bardziej ciebie niż mnie
Pogrzebana żywcem świątynia
Budzi się z krzykiem
Ucząc się na nowo kroków
Przesuwając cienie przedmiotów
Po których nie pozostał nawet ślad
Z renesansowego widowiska
Łabędzi śpiew słychać naturalnie
Swobodnie jak pękają serca
Jeśli zechcesz nas złożyć w ofierze
Świetliki wskażą drogę a ja
Będę na ciebie czekać w chmurach.
Choć budzi to mój wewnętrzny opór
Bez etykiety
Dotyka to jednak bardziej ciebie niż mnie
Pogrzebana żywcem świątynia
Budzi się z krzykiem
Ucząc się na nowo kroków
Przesuwając cienie przedmiotów
Po których nie pozostał nawet ślad
Z renesansowego widowiska
Łabędzi śpiew słychać naturalnie
Swobodnie jak pękają serca
Jeśli zechcesz nas złożyć w ofierze
Świetliki wskażą drogę a ja
Będę na ciebie czekać w chmurach.
piątek, 20 lipca 2018
Zawsze w moich myślach
Jeszcze dzisiaj zasypiemy to morze które nas dzieli
Jeszcze dzisiaj ocalimy ten portret nas już należący do historii
Jeszcze dzisiaj nakarmimy się obecnością fizyczną koniecznością
Na którą skazał nas Bóg
I nie zgubimy się już nigdy więcej w żadnych wątkach dramatach farsach
I tak będzie dopóki nie rozpadniemy się na tysiące kawałków wszechświata
Czyli przed samym podaniem deseru
Krucha ziemia Nawet ona jak ta cienka taca
Tryumf bajki kto by pomyślał w naszych czasach oczy Anioła.
Jeszcze dzisiaj ocalimy ten portret nas już należący do historii
Jeszcze dzisiaj nakarmimy się obecnością fizyczną koniecznością
Na którą skazał nas Bóg
I nie zgubimy się już nigdy więcej w żadnych wątkach dramatach farsach
I tak będzie dopóki nie rozpadniemy się na tysiące kawałków wszechświata
Czyli przed samym podaniem deseru
Krucha ziemia Nawet ona jak ta cienka taca
Tryumf bajki kto by pomyślał w naszych czasach oczy Anioła.
wtorek, 17 lipca 2018
Teatr cienia
I stała się noc
Duchy uwolniły się ze starej skrzyni
Czekały w niewidocznym miejscu
Na brawa publiczności
Spektakl jako operacja na otwartym sercu
Żywym umyśle Czującym nerwie
Jest życie Jest teatr Jest gra
Nieskończona sztuka skończyła się
Wlazł mrok i powiedział że po wszystkim
Słychać było autor autor
Duchy ulizały materię Wyszły na scenę
To nie były brawa
Okrzyki spoza teatru cienia
Ale stała się noc
Noc zaklęta w jaśmin
Który pokazał duchom nieskończoność.
Duchy uwolniły się ze starej skrzyni
Czekały w niewidocznym miejscu
Na brawa publiczności
Spektakl jako operacja na otwartym sercu
Żywym umyśle Czującym nerwie
Jest życie Jest teatr Jest gra
Nieskończona sztuka skończyła się
Wlazł mrok i powiedział że po wszystkim
Słychać było autor autor
Duchy ulizały materię Wyszły na scenę
To nie były brawa
Okrzyki spoza teatru cienia
Ale stała się noc
Noc zaklęta w jaśmin
Który pokazał duchom nieskończoność.
poniedziałek, 16 lipca 2018
Publikuję jako ja
Jesteśmy wolni
Oni trzymają dziennik egzorcysty
Dziewczyna z pociągu nie wie jaki to ma adres
Przebudzenie
Można jeść do woli roztopione lody
Puste miasto wciąga mgłę przez słomkę
Jego krańce układają się jak usta z błyszczykiem
Wróć i zostań bo mnie pożre cała ta historia
Z tobą i z tym co udaje że nie jest tobą.
Oni trzymają dziennik egzorcysty
Dziewczyna z pociągu nie wie jaki to ma adres
Przebudzenie
Można jeść do woli roztopione lody
Puste miasto wciąga mgłę przez słomkę
Jego krańce układają się jak usta z błyszczykiem
Wróć i zostań bo mnie pożre cała ta historia
Z tobą i z tym co udaje że nie jest tobą.
czwartek, 12 lipca 2018
Merlin uśmiecha się
Merlin uśmiecha się na wyrost
W koszuli skrojonej na miarę
Na płótnie zarys kontur bez planu
Na kliszy rozmazana postać
Symfonia ciągle niedokończona
Człowiek tworzy to co już było
Stary duch nie chce odejść Problem z karmą
Nie pytaj o coś o czym nie masz pojęcia
Bo dostaniesz odpowiedź
Z którą nie będziesz wiedziała co zrobić
Nie placki ziemniaczane
Chrupiącą formę cudu natury
Żeby uratować świat
Trzeba uratować siebie
Czystego na wzór Boga
Z mocą plemienia połączonego
Wspólnotą i wzajemnością
Z tą nieskalaną symetrią
Która odbiera mowę albo zaklina język
Tak już się dzieje
W uśmiechu mieszka zbawienie
W twoim uśmiechu widzę dwa zbawienia
Może nawet więcej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)