poniedziałek, 26 lipca 2021

Moja emocja

Każdego roku pytałaś, kiedy przyjedzie Marek... Naliczyłyśmy czternaście lat... Czternaście lat nie widziałaś własnego syna. Zmarł półtora roku po Tobie, Mamo. Wysłałam mu Twój akt zgonu. Mówił, że przyśniłaś mu się w tamtą noc, no wiesz... Mówiłaś, że ci zimno. Płakaliśmy razem przez telefon. Nad tym, że zimno jest nawet po śmierci. Aż się objęliśmy przez ten telefon tak mocno, że coś nas przygarnęło jakby z powietrza. Nigdy nie byliśmy bardziej rodzeństwem niż tamtego dnia. Musiałaś umrzeć, by Twoje dzieci wyły zgodnie jak dwa wilki w dwóch, odległych od siebie, lasach. Zew krwi, Mamo, jakoś... Potem było tak samo. Nie naprawiliśmy się.
 

czwartek, 22 lipca 2021

Stary rybak

Połyskujące ziarenko piasku
Utknęło głęboko
Pod stopą nieczułego mężczyzny
I nie było go już widać
I stało się formatem
Wydmy co nocą spłynęła
Do morza
I przemieniła się w fokę
Co zżarła rybę
Będącą ostatnią wieczerzą
Starego rybaka
I stary rybak umarł
Z głodu nad ranem
I osierocił starą drewnianą chatę
W której nie było ryb
A wszystko przypominało ryby
I pachniało rybami
Położona przed domem
Wycieraczka z ogona rybiego
Której nie było
Bo stary rybak
Wchodził prosto z piachu
Do chaty
Więc to była metafizyczna wycieraczka
Nie żałuj rybaka
On nie istniał realnie
Bo duszę miała tylko jego chata
Rybak był metafizyczny
Wymyśliła go chata
Co tęskniła za człowiekiem
Chata była z belek
Belki z drewna
Olchy z najpiękniejszego sadu
Którą pieścił i podlewał
Samotny ogrodnik
Oddając jej za dnia część swej duszy
A nocą część swego serca
Drzewo wyrosło na bardziej ludzkie
Więc chata była realna
A rybak wytworem chaty
Ale turyści na plaży
Widzieli tylko rybaka nie chatę
Bo oni nie znali
Przenikalności błon obszarów i wyrażeń
Oni mieli próg do przekroczenia
Przenikalności
A przenikalność nie ma progu
Więc próg chaty rybaka
Był iluzoryczny dla turysty
Metafizyczny dla poety
Odłamem meteorytu dla astrologa
Dlatego wycieraczka z rybiego ogona
Nie istniała
Nie kładzie się wycieraczek przy progu
Którego nie ma
Miała kształt trapezu
Z pofalowaną podstawą
Przenikalność bez granic i progów
I ufam
Że uda mi się przeniknąć
Zagadnienie choć jednej belki
Z chaty starego rybaka.

środa, 21 lipca 2021

Leitmotiv

 Kiedy byłam mała, myślałam że jesteście wieczni. Granatem nocy pisane. Najcudowniejsze chwile są wtedy, gdy spada czar i zapominamy o pociągu, w którym jedziemy. Na każdego działa inny czar i każdy ma swojego czarodzieja. Jeśli się go nie zauważy albo zignoruje, bajka nie pojawi się na ekranie drugi raz, bo kino w podróży jest limitowane. Czarodziej towarzysza naszej podróży nie zdoła nas zaczarować, bo nie zna do nas zaklęcia. Zaklęcie jest jedno i uaktywnia się tylko w kombinacji jednego czarodzieja i jednego uczestnika podróży. Obecność drugiego człowieka staje się naszą własną obecnością. Oczy mają bowiem moc gojenia i kołysania. Są sygnałem z tamtej krainy, z tamtej przestrzeni. Ludzie w pociągu rozmawiają o dźwiękach, które słyszą i o obrazach, które widzą. Nadają życiu sens; sami piszą a potem czytają książki. Mają podatki od czynności, które wykonują w pociągu. Chcą się sobie podobać; ubierają swoje ciała i koloryzują się. Niezależnie, czy podróżują spokojnie czy zakłócają porządek publiczny, muszą kiedyś wysiąść. Nasze myśli gdzieś krążą. Energia krąży. Baribum zbiera po nocy płacze w jeden worek i zanosi do lasu.

wtorek, 20 lipca 2021

Nieboskłon zamknięty w samotnej szafie



Galowie powstali raz jeszcze
Taka ciekawa wzmianka
Z klasyczną czkawką I jakąś biografią świętego
Wróżbita amator snuje domysły
Los uderza światłem o prawdę
Węże toczą jajo mądrości
Widz ćwiczy kontemplację w przysiadzie
Żłobienie chichotu rekonstruuje Frustrację
Eufemizm wyrażenia mózgowe popapranie
Żelazne grota słów
Tkwią wciąż w gardle
I chwieją się trudnościami Przez małe t
Gwałt nie całuje w usta
Czy mogę więc swój wiersz przekazywać wierszem
Kapłanka śmierci Czy mnie lubi Czy pozwoli na sen
Może powróży z moich wnętrzności Albo z fusów tchibo
Na kolanach mam tatuaż klęcznika
Biorę ze stołu wazon I wazonem piszę
Koniuszkiem języka czuję twój głos
Chwyta mnie za rękę i zakazuje iść w stronę światła
Pęknięciem skórki brzoskwini spełnia się Ezoteryczny świat
Otulony filozoficzną mgłą Zaprzeczenie ortodoksji
Za oknem monolityczne drzewo cierpień
A we mnie jego gałęzie
Wciąż rosną Szybkie początkowe zwycięstwo flory nad fauną
To kasta strachu
Mur Hadriana wiąże mnie to z przemijaniem
To ze światem
Całkowita asymilacja snów
I archeologia określa tożsamość
Oko z głębi lasu
Proroka ale z zaćmą bo ze znakiem czasu
Majestatyczny dech natury
Mam satynę zamiast skóry a skórę zamiast kości
Przesuwam piasek po spiętrzonych myślach
Kiedyś kościołem ścieliłam w sercu
Naczelny znak nieziemskie chcę
Z pokolenia na pokolenie Przekazywana fascynacja krzykiem
Migracja koszmarów cieni Poroże inteligencji zbrodni
Wkłada srebrny nóż w wieczorną modlitwę
Armoryka wypada z książek Ustawionych po żydowsku na półce
Dorzucam ją do ognia myśli
Zawiesza się w uchylonych bramach samozachowania
Płacz tętni pospiesznie i klei się lękiem
Jeszcze chwila i mury drżenia ciała Złoży sejsmiczna eksplozja
Wieszcz rozchyla fatum nad obrzędem we mgle
Autostrada tonie wprost od dębowych liści Keltoi.

wtorek, 6 lipca 2021

Jestem tutaj

Splątane korzenie są jak serca splątane. Bijące tą samą niecierpliwością, by zachłysnąć się powietrzem. I spokojne, gdy świat zagra ciszą. Poza dobrem i złem, wolne od grzechu, gdy jedynym obowiązkiem staje się przebudzenie. To jak stanąć przed chwilą i wobec chwili, stać się kapsułą czasu.  Miejsce jest wybawieniem, wykładnią rzeczywistości. Nawet gdy stawia się dwie filiżanki, jedną dla siebie a drugą też dla siebie. Z tej drugiej fusy po kawie posłużą do wróżenia. Może uda się ustalić o czym myśli ta pierwsza?