poniedziałek, 30 września 2019

Ruah

Podniosła krzyk garścią słów
Rzuciła w twarz nieba Po nagim bladym
Ciele Spływała zagadka jej życia i umierania
Zostawiła kod genetyczny
Jedyną spuściznę siebie po sobie
Oddając przodkom przysługę
Jesteś bólem Cudem który boli
Spod przymkniętych powiek
Wydostawała się karma powrót zła
Wyrządzonego grzechu pierworodnego
Niedomytego chrztem Ręką mało świętą
Karą z Bożych Ogrodów Owoców zakazanych i przyzwolonych
Poznania których nigdy nie dostąpiła
Bolisz mnie światłem i ciemnością
Zwątpieniem i ufnością Rozwidleniem i wyboistą prostą
Drogą mi tak drogą
Że brakowało czasu
Na doskonałość dźwięków żył pompujących
Ruah dla mnie świata anielskich piór
Dlaczego bolisz cierpieniem terminalnym szczęściem
Umykającym jasnym spełnieniem raną której
Nie dajesz się zamknąć miłością którą
Kochasz mnie jak chcesz ja Ciebie jak mogę
Mój genetyczny kod Materiał kości i mięsa
Wypełniającego tchnienia Przestrzeni moich
Skrętów i powstań Powłoka którą nie jestem
Nie byłam i nie będę
Trwałość ciągłość podstawa czegoś
Co stało się własną legendą punktem jedynym
Odniesieniem startem i lądowaniem i katastrofą
Marszem pokoleń jednego ja
Tylko drzewa pamiętają
Poznanie zaklęte w drzewo.

niedziela, 15 września 2019

Są takie dni, są takie miejsca, są takie zdjęcia... Jest taki świat...







  • Setki zdjęć wykonanych podczas wernisażu "PAPA CAN YOU HEAR ME?"
  • 13.09.2019r., Galeria Sztuki Synagoga, Barczewo
  • i to jedno wśród nich...
  • Autor Marek Sowa


niedziela, 8 września 2019

Akt ciała

Ciało
Przełamane chwilą
Ciasną jak przymały rozmiar
I ostrą jak chili
Ciało
Rosnące Zatracone w wizji śmierci
Po narodzinach poprzez
Ciało
Umknęły w półmrok pół ciszy
Całe naręcza krzyków
Orszaki uniesień
Zostało
Ciało
Przeniesione przeznaczeniem
Wypędzone wiekiem
Wypełnione próżnią po miejsca po zębach
Po mózg Po myślach Po snach
Białe półtony
W marszu po życie
Nazwane duszą.

czwartek, 5 września 2019

Oniryzm

Bóg sam wymyślił taką opowieść
I nie trzeba sobie niczego zawdzięczać
Tylko spokojnie myśleć o odejściu
Z parapetu ostatniego aloesu
Albo paprotki
Albo azalii
Oniryczne zapiski
Są dowodem na odpływ
Na osamotnienie
I nic nierozumienie
I niemożność zrozumienia
W żaden sposób
Bo tam gdzie zaczyna dziać się sen
Zaczyna się dziać prawda
Ale my nie mamy nic do powiedzenia
Dobrze że nie jesteśmy w nim
Rasą wykształceniem ani poleceniem
Tylko widzem
Widzem lub biernym uczestnikiem
Własnego własnej własnych
Ostatni służący wiążą ci sznurowadła
Jesteś panem Ozyrysie
Wycieraczką twoją pokrowiec po istnieniu
Gołąb pokoju to twoja wątroba
Jakże martwi cię los Prometeusza
Ale za moment dopalasz ostatnią
Czarownicę z Salem albo z Salkowic
Przejmujesz się losem głodujących w Etiopii
Jesteś faraonem ograniczającym
Resztki dla ubogich
Strzelasz do Żydów w noc kryształową
A w porcelanową jesteś Żydem wiecznym tułaczem
Budzisz się zawsze.

niedziela, 1 września 2019

Ubój


Nad szklanką z mrożoną kawą
Przejęci decydenci wiklinowych foteli
Zastanawiają się czy było warto
Obok stare pocztówki z dziećmi
Które kule łapały jak piłeczki tenisowe
I rozpadały się z nimi jak gwiazdy na niebie
Z którego nic nie można było odczytać
Poza tym co deszcz sam podpowie
Powiadają że żadnego dnia tylu mężczyzn i kobiet
Nie broniło jednego kawałka rozpadającego miasta
I że gruzy przysłaniały czas
I jedno tylko oko wyglądało z zsypu
Kanały dawały ukojenie schronienie pewną śmierć
A dzień był taki młody szalony niepokorny
Nieme kobiety stały w szeregu dławiąc się
Niewypowiedzianymi słowami jak gulą kości i glutenu
Niemi mężczyźni stali na warcie
Przejścia nocy i dnia Ktoś się utopił Inny powiesił
Któraś straciła syna któraś męża siebie dom
Nieme kobiety próbowały na komendę krzyczeć
Poruszyło się powietrze Trzepot wielkiego skrzydła
Gorący piach rzucony pod nogi nędzników.