wtorek, 6 czerwca 2017

Obrażanie codzienności codziennością

Ludzie mają taki dziwny, dla mnie, zwyczaj niedziękowania za życzenia urodzinowe. Co prawda nie składam życzeń po to, by ktoś w pas się kłaniał po ich odczytaniu, ale trudno później z taką osobą zachować normalne relacje. W zasadzie nie powinno już się wychylać na urodziny za rok i z mojej strony to tyle. Z mojej, bo tak naprawdę czaruś, którego mama nie nauczyła mówić dziękuję, robi krzywdę sam sobie. Życzenie musi zostać odebrane z wdzięcznością. W przeciwnym razie nie dość, że się nie spełni to jeszcze narobi hałasu we Wszechświecie. Z grzecznością w ogóle różnie bywa. W miejscach typu filharmonia, teatr, kino mówię "dzień dobry" osobie, przy której siadam. I niedawno właśnie w teatrze na moje "dzień dobry" pani zareagowała szerokim, bardzo sympatycznym uśmiechem oraz pytaniem "my się znamy?". Konsternacja. "Nie, nie znamy się. Mam zarezerwowane miejsce obok pani miejsca. Spędzimy obok siebie dwie godziny. Kultura wymaga, bym się ukłoniła i to pierwsza, bo ja przyszłam z szatni podczas gdy pani była już na widowni". Uśmiech kobiety nie znika, nie zmniejsza się, nic się z nim nie dzieje. Nieruchomy obraz. "Aha, aha. A ja myślałam, że się znamy i będziemy miały o czym plotkować przez dwie godziny". Śmiech głośny, siarczysty, prawie parskanie. W takich sytuacjach zawsze myślę, że chamom jest lżej żyć w tych pogmatwanych czasach. Raźniej. Ostatnio jednak taka sytuacja mi się w teatrze nie przytrafiła, bo nikt przy mnie nie siedział, a sytuacja była spartańska. Spartańska, bo teatr tonął w kurzu i śmieciach. Pod nogami miałam wszystko to, co powinno znaleźć się w kuble. Ale się nie znalazło. A to dlaczego? Śmieci w salach kinowych jakoś sobie próbuję tłumaczyć - seans po seansie, parę minut przerwy, nie zdążą. W teatrze przerwa na jednej sali między seansem a seansem to, co najmniej, doba. Czasami grają dla szkół rano, ale tym razem nie grali. Sacrum tonie w śmieciach. I tych pod nogami, i tych językowych na scenie. Mało jest już sztuk, w których nie pada inna nazwa kobiety lekkich obyczajów. Mój ojciec mawiał, że jak człowiek nie ma nic mądrego do powiedzenia to takimi ozdobnikami język ubarwia. Myślę, że tak. Bo cóż to jest więcej? Wyjście z teatrem na ulicę? Ulica i tak do teatru nie wstąpi. Rewolucja kulturalna i obyczajowa ma być oparta na jednej wytartej partykule emfatycznej? Teatr ma tak zaszokować? Ale kogo? Należałoby oddzielić teatr od podwórka zdecydowaną grubą krechą. Tak dla higieny samej i jeszcze z paru ważnych powodów.