wtorek, 15 stycznia 2019

Nie stał się cud i nie przeżył

Wielkie tragedie jednoczyły nas na chwilę dłuższą lub krótszą. Na ten czas rozpaczy, niedowierzania, kosmicznego szoku. Stawaliśmy wtedy razem i tylko szkoda było, że nie trwa to wiecznie, i praktycznie niczego nie wnosi więcej. Zostają jakieś ślady, potem znikają na płaskiej twardej rzeczywistości. W sumie z tego słynęliśmy; z tego zrywu rozpalającego wszystkie serca. Ale tym razem jest inaczej. Poziom choroby nienawiści w naszym społeczeństwie jest zatrważający, to pandemia. Niemal każda wypowiedź dzieli ludzi i staje się asumptem do rynsztokowej wersji hejtu. Nie ma znaczenia już, kto się wypowiada, może być to nawet dostojnik kościelny. Dziwne i jakieś nienaturalne jest również to, że większość uzurpuje sobie akredytację dziennikarską do głoszenia swoich opinii. Znani, mniej znani i nieznani uważają, że ich myśli cenne i złote, staną się wręcz odkrywcze a dostęp do internetowego mikrofonu wyzwala parcie zaistnienia w każdej sytuacji. Nawet w tej, najmniej nadającej się, do poruszania językiem. Językiem żałoby jest cisza i zagospodarowanie tą ciszą przestrzeni dla rodziny i najbliższych. Dla tych, dla których, brak tego człowieka będzie towarzyszył do końca życia. Dla tych, którzy po śmierci Pana Prezydenta, mają wyrwę w sercu, a tej czas nie uleczy. Dla dzieci, żony, brata. Wszyscy dalsi powinni wspierać, przede wszystkim, poprzez zapewnienie spokoju, w którym będą mogli opłakiwać swoją utraconą miłość. Solidarność z tymi, których osierocił, wyrażają kondolencje. Jedyne słowa, na jakie może sobie ktoś dalszy pozwolić. Skrajnym brakiem szacunku wobec majestatu śmierci objawiają się komentarze ubliżające, upolityczniające, ideologizujące. Z przerażeniem przeczytałam dzisiaj głos jakiegoś internauty pod wypowiedzią arcybiskupa "zamknij ryj"... Mój Boże, my już nie odróżniamy dobra od zła. Nic nie rozumiemy z niedzielnej sytuacji, gdzie nienawiść miała swój tryumf i został zamordowany człowiek. Mówiąc kolokwialnie - nic nie dotarło. Nienawiść rozrosła się i zmutowała do takiego wymiaru, że nikt jej już nie zauważa, bo jest wszechobecna. Stała, podskórna agresja, uruchamiana jest jednym słowem - przyciskiem. 
Demonstracja swojej postawy, zaś, stała się obligatoryjna, więc księgę kondolencyjną zastępuje Instagram bądź Facebook. Na ile to jest szczere a na ile promocyjne? Nie mnie to oceniać.
Zamordowanie Prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza poruszyło każdego człowieka z minimalną wrażliwością i empatią. W wolnym kraju,na oczach tysięcy ludzi, zostaje zabity człowiek. Prezydent miasta, w którym ten horror się rozegrał. W czasie wielkiej charytatywnej akcji, w której ów włodarz kwestował. I stał sobie na scenie w paltociku z zebranymi pięcioma tysiącami dla potrzebujących. I został zasztyletowany w tej dookolnej radości, z tym swoim charakterystycznym uśmiechem na twarzy. Przecież to ruszyłoby beton. Nie jesteśmy jacyś wyjątkowi, że popłynęły łzy i cały poniedziałek był do bani. Bo stało się skurwysyństwo, proszę Państwa. Każdy zamach na życie człowieka powinien być traktowany jak atak na kraj. Nie może być inaczej. Kraj tworzą ludzie i każdy z nich ma prawo do życia. Każdy ma to samo prawo i każdy ma jedno życie. Jeżeli na atak z zewnątrz odpowiadamy wojną, za bombardowanie bombardowaniem, za strzelanie strzałami, to dlaczego tu ma być inaczej? Dla mnie nie ma żadnego znaczenia, jaki jest stan psychiczny tego człowieka. Jego stan zdrowia nie usprawiedliwia jego czynu. On jest mordercą. Poczytalnym, niepoczytalnym, ale mordercą. Rozpatrywanie, czy będzie jadł chleb na koszt państwa przez 25 lat w więzieniu czy dożywotnio w zakładzie psychiatrycznym, jest daleko idącym nieporozumieniem. Chleb to łaska. Dar chleba jest darem bezcennym. Czasami go jednak nie ma tam, gdzie, wydawałoby się, powinien być i niczemu niewinne dzieci z ogromnymi brzuchami na patykowatych koniczynach tej łaski nie dostępują. Ale dostępują jej mordercy w zakładach zamkniętych. Wychodzą potem na wolność; najedzeni z rozrośniętym, dojrzałym i ugruntowanym złem. Nie ma litości dla mordercy, bo w żaden sposób nie da się zrekompensować utraconego życia. Nie wiem, jakie są pobudki wszystkich morderców na świecie, ale wiem, że nic tak nie zdyscyplinuje jak wizja utraty własnego życia. To, co dla przeciętnego człowieka jest koszmarem, czyli myśl o utracie wolności, dla kryminalisty może oznaczać sposób na życie przy jednoczesnej chęci zaistnienia na scenie, w mediach, w zasięgu innych. Morderca jednak wie, że za żaden czyn nie odbierze mu się życia i tak być nie powinno. Człowiek, który zagraża realnie drugiemu człowiekowi, który dokonuje zbrodni najcięższego kalibru, który zabił niewinną ludzką istotę, nie powinien czuć się bezkarnie w kwestii samego życia. Dla bandyty kolejne lata z wiktem i opierunkiem pod ciepłym dachem z zakratowanym oknem wcale nie muszą oznaczać kary w takim znaczeniu jak się powszechnie uważa. 
Apel! Nie zabijajmy się i tak wszyscy umrzemy. Bądźmy dla siebie dobrzy, będzie wtedy łatwiej. Milczenie jest złotem. 
Niech Pan Bóg Wszechmogący przyjmie Pana Prezydenta Adamowicza do Swojego Królestwa.