niedziela, 21 lutego 2021

Trzęsienie ludzi 2020

https://www.facebook.com/EwaKlajmanGomolinska 


Zapraszam na mój Fanpage. Tam również zatrzęsło 😉

 

Trzęsienie ludzi 2020

 

                    To był rok największej nienawiści, jaką może sobie wyobrazić człowiek. Rok balansowania po najbardziej napiętych strunach ludzkich emocji. Całkowite zatracenie wachlarza barw i odcieni, wyłączenie z uzusu społecznego pokaźnej części słownika. Niezależnie od sytuacji, problemu, zjawiska; następuje taka sama reakcja czyli skrajność.

 W moim odczuciu pojawiła się jakaś patologiczna zupełnie relacja polegająca na oczekiwaniu tłumu na temat, hasło, które uruchamia  lawinę podobnych odpowiedzi, w zbliżonym tonie i dźwięku. Dzika, nieokiełznana agresja, szyderstwo, wulgaryzmy i złorzeczenie. Przeciwieństwo błogosławieństwa, rozmowy, dobra i życzliwości. Erystyka jest sztuką istniejącą już tylko na kartach książki Schopenhauera. Nie ma sensu przytaczać nawet jej passusów, bo traktuje o rzeczach, już niestety, tajemnych i niedostępnych. W kraju, w którym ok. 90% społeczeństwa deklaruje wyznanie rzymskokatolickie, ludzie ludziom życzą śmierci, przedrzeźniają się i upokarzają, nie widząc że tracą przy tym własną godność, dumę i cześć. Przerażające jest to, że nie pomoże żadna szczepionka, bo zło rodzi zło, a na przemoc reaguje się przemocą. Życie pod ciągłą presją wywołuje nadczynność zachowań, błędy i permanentny stres. Krąg zła, w jakim znaleźli się wszyscy, obraca się coraz szybciej i nikt już nie jest w stanie obiektywnie i racjonalnie ocenić, wyjaśnić, zdefiniować. To jest zjawisko, jakiego nigdy nie było i brakuje skali, by je zmierzyć. Nasz piękny język, o który nasze całe pokolenia walczyły z narażeniem życia, za który oddawały życie, brukamy słowami niegodnymi cywilizowanego człowieka. Tłumacząc się, że w ten sposób szybciej ktoś zrozumie, szybciej do kogoś trafi. Niewątpliwie, tzw. łacina kuchenna będzie niebawem jedynym środkiem komunikacji, bo analfabetyzm wtórny jest wielce prawdopodobny a język nieużywany, tak jak nieużywany narząd, zamiera.

 W dużym napięciu oczekujemy na komentarz, z misją zaatakowania autora komentarza albo podłączenia go pod naszą drużynę. Uważam, że najsensowniejszą rzeczą, jaką można zrobić w owych czasach to przestać komentować. Dzisiaj komentują wszyscy znani i wszyscy nieznani, którzy chcą być znani. Nie ma już żadnej odpowiedzialności za wypowiadane słowa, za ich materializację i szkodę, jaką czynią. Jedno wydarzenie, które powinno być jednym wydarzeniem dnia, staje się wydarzeniem tygodni, ponieważ każdy musi się odnieść a potem dodać coś do pozostałych odniesionych i wniesionych. Nie robimy w ten sposób nic wartościowego, nikogo i niczego nie ratujemy. Ba, nawet niczego nie zmieniamy, ale gardłujemy, wyczerpujemy się, tracimy energię na coś, co jest wczorajszym kurzem zaledwie. Sprawą tak nieistotną, że za miesiąc nikt nie będzie o tym pamiętał, nastaną nowe atrakcje do przepracowania na polu walki brata z bratem. Jest takie stare przysłowie  „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” i obyśmy nigdy nie stali się naocznymi świadkami historycznej tragedii. Jednak nie dbamy o siebie, nie chronimy się, nie szanujemy naszej przestrzeni. Przestrzeni indywidualnej ani przestrzeni zbiorowej. Nie jestem przekonana, czy jest to kwestia polityki, ekonomii, koronawirusa, czy po prostu opętania narodu. Może potrzebujemy zbiorowego egzorcyzmu, choćby rytualnego oczyszczenia, naturalnej detoksykacji, zwłaszcza obserwując skandale w Kościele. Nie wyobrażam sobie, by Kościół mógł nadal nic nie robić przy takim upadku jego autorytetu. Dziewięćdziesiąt procent, więc chyba jest o kogo i o co walczyć? Kto zapanuje nad hejtem kończącym się na tyle, na ile przeciwnik sobie pozwoli? Tu już nie ma żadnego braterstwa, na każdego przychodzi czas bycia przeciwnikiem. Równość  nie istnieje, bo równość nie polega na siłowej perswazji słowa, które trwalsze niż kamień.

Media karmią nas codziennie tak spreparowaną papką, byśmy nie poczuli się deczko lepiej. Nie było szczepionki, źle. Jest szczepionka też źle, bo asteroida zmierza w naszym kierunku i umrzemy, wojna światowa wisi na włosku i umrzemy, koronawirus się zmutował i umrzemy. Reptilianie przejęli szczepionki i zeżrą nasze mózgi, w wyniku czego umrzemy. Umrzemy, bo nie starczy szczepionek i ustawieni oraz wpływowi wezmą po kilka dawek na zapas. Umrzemy, bo już się kroi nowa choroba, zaraz znajdzie się koleś, który przytacha ją z Afryki. Globalne ocieplenie, umrzemy zanim się zaszczepimy. Awaria lodówek spowoduje rozmrożenie szczepionek i umrzemy. A w ogóle to susza i powódź spowodują głód a na Coca-Colę nikt nie będzie miał pieniędzy i umrzemy. Media czuwają, byśmy nie uśmiechnęli się czytając poranną prasę. Mamy być zawsze w golfie (zespół zaciśniętego gardła), kiedy czytamy, słuchamy lub oglądamy wiadomości. Do tego dochodzą jeszcze przepowiednie i jasnowidztwo, z którego wynika w prostym przekazie, że umrzemy. Czy to się przekłada na codzienną agresję ludzi, którzy podskórnie boją się, że umrą? Tak, przekłada się, bo oddajemy zawsze to, co dostajemy.

Pamiętam, że w marcu 2020r. sporo naiwnych wierzyło, że pandemia odmieni oblicze sąsiada, że ludzie będą inni, że wszyscy będą się kochać. Pandemia jako kara za grzechy a wysokie ryzyko utraty życia sprawia, że ludzie się jednoczą. Jedyną zmianą, jaką zaobserwowałam od marca, jest zbiorowe tycie i rozłażenie się portek w szwach. Masowe przybieranie na wadze od kwarantanny, izolacji i braku odczuwania przyjemności ze spaceru w ubranej twarzy zwiększyło ciężar społeczny. Czy to się przełożyło na wzrost agresji? Tak, bo ludzie irytują się, że tyją i muszą kupować większe rozmiary odzieży albo duże agrafki, które sczepią odległe bieguny spodni. Ludzie preferują teraz dresy, partnerzy stają się dla siebie atrakcyjni inaczej (w dresie) i przyjmują na co dzień dresiarski styl życia i dresiarski język. Niedbałość rodzi niedbałość, a starać się trzeba przez całe życie.

 Odklejamy się też od naszego obrazu człowieczego. Jakieś zdziwko, że ktoś, kto się szczepił, doprowadził też do zaszczepienia swojego dużego, ale dziecka. Co w tym jest takiego nam wszystkim obcego? Dziwne to by było, gdyby załatwił zaszczepienie dziecka sąsiada a nie zaszczepił własnego. A tak z innej beczki; można się zaszczepić, czymś co nie jest szczepem tylko konstrukcją genetyczną? To badajże twór bez precedensu, podany człowiekowi przez iniekcję prowadzącą do powstania przeciwciał i to chyba jedyny wspólny mianownik. Przynajmniej ja nie przypominam sobie, bym jakiś produkt inżynierii genetycznej miała kiedyś zaaplikowany a szczepiona, zgodnie z tzw. kalendarzem szczepień, byłam na wszystko.

I jeszcze jedno bardzo ważne to strach przed nieznanym. Każdy ogarnięty na miarę starszej podstawówki wie, że nowa rzeczywistość po wojnie z koronawirusem, będzie bardziej niż twarda i ostrzejsza niż brzytwa. Gdy skończą się tarcze, płaszcze i parasole, nastanie czas spokoju, który ze spokojem może mieć niewiele wspólnego. Populacja osłabiona i niedotleniona, wydychająca dwutlenek węgla w maseczkę wielorazowego użytku, wyjałowiona ciągłym odkażaniem, prosto z zaduszonych blokowisk wraz ze stęchlizną i rozmaitymi stratami wyjdzie na ziemię boleśnie doświadczoną. Może rany się zagoją, ale blizny pozostaną wraz z człowiekiem zupełnie bezradnym w nowym realu, z zerwanymi kontaktami przez nieporozumienia, hejt i trzęsienie ludzkości.

Powinnam spuentować; zacznijmy na początek od drobnych zmian, uśmiechajmy się do siebie. Totalny niewypał, bo u zamaskowanych uśmiechu nie widać. No to trzeba szukać gdzie indziej, żeby ten uśmiech mimowolnie się pojawił. Ludzie mówią na mieście (wirtualnym oczywiście, pandemia, stop przemocy i nienawiści), że jak się dobrze sprzeda kawalerkę w centrum Olsztyna to wystarczy na cały bagażnik Coli. Jest promyczek. Wszystkiego zdrowego!