czwartek, 26 stycznia 2023

Bez lajka

Jeżeli widzisz nowy post na moim blogu to nie znaczy, że w chwili jego pojawienia się, byłam przy komputerze. Publikację postów można zaplanować z dużym wyprzedzeniem.

Jeżeli daję relację w mediach społecznościowych to nie oznacza, że akcja dzieje się tu i teraz. Relację puszczam, kiedy chcę i nie muszą to być wiadomości z ostatniej chwili. 

Jeżeli publikuję post, np. z Warszawą w tle, to nie znaczy, że łapię zasięg pod Pałacem Kultury i Nauki. Zdjęcie mogło zostać wykonane w dowolnym czasie, skup się na treści.

Jeżeli lajkam czyjeś zdjęcie to nie znaczy, że czuję się świetnie, mam sporo czasu na lajkanie jeszcze innych i trzymam się - jak przeczytałam w korespondencji - w zdecydowanym pionie. Nie potwierdzam i nie zaprzeczam. Proszę jedynie zwrócić uwagę, że lajk jest jedynie rączką do góry i nie ma w nim ukrytych wiadomości. Nie ma podtekstów, drugiego dna, innej beczki. Nie wiem, co się z ludźmi dzieje, ale za jedno polubienie dostałam prywatną wiadomość na pół strony.

Generalnie żyjemy w epoce podglądactwa i to staje się wiodącym nurtem nie tylko towarzyskim. Gdyby Facebook i mu podobne zniknęły na pewien czas, większość ludzi pojawiłaby się w oknie, bo to już jest bardzo silne uzależnienie. Znane postaci zaczynamy kojarzyć bardziej z ich życia osobistego niż dokonań. Tyle że tu musi być wartka akcja. To życie osobiste powinno się aktualizować średnio co dwie godziny, bo inaczej gap się nudzi i klika gdzie indziej. Życie życiem innych szczególnie przyciąga tych, którzy sobie z życiem nie radzą i chcą nakarmić się emocjami innych, by zrekompensować sobie brak czegoś, co być powinno. 

Piszę to wszystko, bo irytują mnie wiadomości od tych, którzy snują wyobrażenia na podstawie pozostawionych skrawków w sieci. Niestety, nie przesadzam, a bardzo bym chciała. Czarę goryczy przelał list od osoby znajomej. Dostałam elaborat na swój temat stanowiący odpowiedź na moje życzenia zdrowia pod adresem tejże osoby. I chociaż był on utrzymany w miłym tonie to nijak miał się do mojej wiadomości, z której nic poza pozdrowieniem nie wynikało ani nie mówiło o mnie. Nie opisywało mojej codzienności, nie wnikało w struktury teraźniejszości, nie wydobywało niewydobytego. Dopowiadanie i odpowiadanie za kogoś jest już także znakiem czasu. Czasami, chcąc nie chcąc, znajduję trzy zdania o kimś znanym wyrwane kompletnie z jego życia i niżej panel dyskusyjny kilkuset osób usiłujący poddać obróbce dokumentalnej wypowiedź, o której nawet nie wiadomo, czy w ogóle jest prawdziwa, czy pochodzi od cytowanej osoby - czy cytat jest cytatem - w jakim czasie i okolicznościach, czy jest mową zależna albo niezależną i co równie ważne; w jakim kontekście się znajduje? Obok, oczywiście, oceny, nie tyle już danej "wypowiedzi", ile jej autora. Najczęściej oceniających stanowią wazeliniarze i hejterzy. Te konkurujące między sobą grupy charakteryzują się dużą aktywnością i wolą walki, bo tak naprawdę owe trzy zdania stają się jedynie pretekstem do słownych wojaży.

Może też jest tak, że ludzie już w ogóle nie potrafią lub nie chcą słuchać. Szybciej jest stworzyć historyjkę na czyjś temat zgodnie ze swoimi oczekiwaniami niż zadać sobie trud postawienia pytania. Największe oczekiwania mają zaś ci, którzy twierdzą, że nie mają żadnych. Żadnych wyartykułowanych.