poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Sól moich łez

Płońscy Żydzi

Gdy nad Płońskiem zebrał sięWrzód cierpień z pobliskiego getta
Zabrali ich w jeden zaprzęg
I popędzili przez czerwony śnieg
Tłumy z gwiazdą na rękawach
Wytupywały że - gnaj, że - gnaj, że - gnaj
Zaparował się od ich głodnych żołądków świat
Ale nie zachwiał się nawet przez chwilę
Zapakowani w czeluść wagonów
Umierali według upodobań
Na stojąco, na siedząco i w zgięciu
Nie rozchorował się od tego świat nawet na chwilę
Polała się żydowska krew na rozsądek
Wroga i przyjaciela
Zalała strumieniem zwój Księgi Izajasza
Obmyła Tron Chwały z wizji Ezechiela
I wymieszała się z głosem Kantorów żydowskich w synagodze
Zasechł strup na płońskim rynku
Lecz z rosą nadal powraca tamta woń
Zwłaszcza na Koziej i na Warszawskiej
Unoście mnie na swoich snach
Co wieczór śpiewa żydowska matka Fajga
O Boże mój, czemu jej strach czuć w moich włosach
Na pianinie kurz gra żałobny marsz
A w kącie mysz odmawia Kadisz
Bez minjanu, bo jest taka pustka
Nauczył ją słów chorowity pająk z pajęczyny dat
Zebranych jeszcze za żydowskiego dnia
Babciu, usiądźmy wspólnie za stołem i napiszmy alef-bet
Twoją krwią i moją ręką...
Bądź dumny w minucie śmierci, Jakubie
Jak przez całe swe życie
I módl się w języku Żydów ocalałych
Jesteś, dziadku, narodem wybranym
Do śmierci za zbawienie innych
Do cierpień za przykład na istnienie szatana
Rozkwitniecie w aureoli światła
Z girland białych róż
Wzniesiecie się jak oręż procy i kamienia nad Goliatem
I żaden grom nie zagłuszy
Jęków z Birkenau
Żadna błyskawica nie przyćmi
Łuny z rozpalonych serc w kominach Auschwitz
Jestem taka dumna z was - babciu, dziadku
Tylko gdyby nie to, że jesteśmy narodem wybranym
To byśmy się znali
Estero, nie płacz
Nie ochronią twoje łzy
Ziemi popękanej od suchości serc
Nie wyżłobią miejsca
Na ludzkość w niemieckich mundurach
Teraz musisz iść do pociągu śmierci
Pokłonić się aniołom
I przeprosić za rozlane mleko i niezjedzoną chałę
...I wejść do nieba, gdzieś ponoć jest
Bo jesteś narodem wybranym
Nie możesz, Saro, bawić się teraz lalkami
Pójdziesz z panami Niemcami
Wdychać rewelację ostatnich lat - śmiercionośny gaz
Nie płacz, tylko kilka wdechów
Odsłoń czoło, niech widzą semickie
Oczy i nos - nie zasłaniaj historii, Saro
Nie wymazuj przeszłości, Rywko
Nie można...
Powrócisz z nią tu
Będziesz płynąć w moich żyłach
I staniesz się solą w moich łzach
Uniesiesz się na sygnał szofaru w ostatnim spazmie wielkich gwiazd
Na płoński rynek wracacie do dziś w kroplach deszczu
Ubrani w potęgę Gwiazdy Dawida
I na sześciu ramionach połyskuje sześć luster
By każdy spojrzeć mógł
W mądrość utkaną przez Abrahama i przez czas
Ale ziemia nie drży wtedy
Bo Płońsk was wita cichym łkaniem dnia
Wędrówką Żyda Wiecznego Tułacza
Zadumaniem zmierzchu
Westchnieniem nocy tlącej się w źrenicach ISTNIENIA
Jak ogarki szabasowych świec.