poniedziałek, 5 września 2016

Sarbiewski 1982

Czas pierwszej fascynacji Sarbiewskim datowany jest rokiem 1982. Postanowiłam kilka, z tego okresu, utworów zamieścić na blogu, który nadal traktuję eksperymentalnie. Na pewno nie znajdą się one w żadnej z moich książek, więc niech sobie pobiesiadują tutaj. Miałam wtedy 16 lat i były to jedne z wielu wakacji spędzanych w Płońsku i okolicach. W wieku lat nastu powstają najczęściej wiersze z motylem i serduszkami w tle albo traktaty o bezsensie życia z motywem przewodnim żyletki. Sam więc Sarbiewski jest trochę nie po drodze w procesie adolescencji dziewczyny i jej poezji. Skoro jednak przyszedł i rozsiadł się wygodnie na długim wałku mojej ówczesnej maszyny do pisania - niech pomieszka teraz w prawdziwym wielopiętrowym blogu. Tutaj tylko, bo jestem już literacko tak daleko od Sarbiewskich wierszy, że aż... 34 lata. Pozmieniało się, nie tylko miarą i wagą entuzjazmu i doświadczenia. Zmiana jest konieczna, zazwyczaj zapowiada ją wiatr albo sen.