sobota, 1 sierpnia 2015

To nie Korneliusz Tacyt ani jego „Dzieje”. To nie Mug Ruith. To nieboskłon zamknięty w samotnej szafie

Galowie powstali raz jeszcze
Taka ciekawa wzmianka
Z klasyczną czkawką I jakąś biografią świętego
Wróżbita amator snuje domysły
Los uderza światłem o prawdę
Węże toczą jajo mądrości
Widz ćwiczy kontemplację w przysiadzie
Żłobienie chichotu rekonstruuje Frustrację
Eufemizm wyrażenia mózgowe popapranie
Żelazne grota słów
Tkwią wciąż w gardle
I chwieją się trudnościami Przez małe t 
Gwałt nie całuje w usta
Czy  mogę więc swój wiersz przekazywać wierszem
Kapłanka śmierci Czy mnie lubi Czy pozwoli na sen
Może powróży z moich wnętrzności Albo z fusów tchibo
Na kolanach mam tatuaż klęcznika
Biorę ze stołu wazon I wazonem piszę
Koniuszkiem języka czuję twój głos
Chwyta mnie za rękę i zakazuje iść w stronę światła
Pęknięciem skórki brzoskwini spełnia się Ezoteryczny świat
Otulony filozoficzną mgłą Zaprzeczenie ortodoksji
Za oknem monolityczne drzewo cierpień
A we mnie jego gałęzie
Wciąż rosną Szybkie początkowe zwycięstwo flory nad fauną
To kasta strachu
Mur Hadriana wiąże mnie to z przemijaniem
To ze światem
Całkowita asymilacja snów
I archeologia określa tożsamość
Oko z głębi lasu
Proroka ale z zaćmą bo ze znakiem czasu
Majestatyczny dech natury
Mam satynę zamiast skóry a skórę zamiast kości
Przesuwam piasek po spiętrzonych myślach
Kiedyś kościołem ścieliłam w sercu
Naczelny znak nieziemskie chcę
Z pokolenia na pokolenie Przekazywana fascynacja krzykiem
Migracja koszmarów cieni Poroże inteligencji zbrodni
Wkłada srebrny nóż w wieczorną modlitwę
Armoryka wypada z książek Ustawionych po żydowsku na półce
Dorzucam ją do ognia myśli
Zawiesza się w uchylonych bramach samozachowania
Płacz tętni pospiesznie i klei się lękiem
Jeszcze chwila i mury drżenia ciała Złoży sejsmiczna eksplozja
Wieszcz rozchyla fatum nad obrzędem we mgle
Autostrada tonie wprost od dębowych liści
Keltoi.