Galowie powstali raz jeszcze
Taka ciekawa wzmianka
Z klasyczną czkawką I jakąś biografią świętego
Wróżbita amator snuje domysły
Los uderza światłem o prawdę
Węże toczą jajo mądrości
Widz ćwiczy kontemplację w
przysiadzie
Żłobienie chichotu rekonstruuje Frustrację
Eufemizm wyrażenia mózgowe
popapranie
Żelazne grota słów
Tkwią wciąż w gardle
I chwieją się trudnościami Przez małe t
Gwałt nie całuje w usta
Czy
mogę więc swój wiersz przekazywać wierszem
Kapłanka śmierci Czy mnie lubi Czy pozwoli na sen
Może powróży z moich wnętrzności Albo z fusów tchibo
Na kolanach mam tatuaż klęcznika
Biorę ze stołu wazon I wazonem piszę
Koniuszkiem języka czuję twój głos
Chwyta mnie za rękę i zakazuje iść
w stronę światła
Pęknięciem skórki brzoskwini
spełnia się Ezoteryczny świat
Otulony filozoficzną mgłą Zaprzeczenie ortodoksji
Za oknem monolityczne drzewo
cierpień
A we mnie jego gałęzie
Wciąż rosną Szybkie początkowe zwycięstwo flory
nad fauną
To kasta strachu
Mur Hadriana wiąże mnie to z
przemijaniem
To ze światem
Całkowita asymilacja snów
I archeologia określa tożsamość
Oko z głębi lasu
Proroka ale z zaćmą bo ze znakiem
czasu
Majestatyczny dech natury
Mam satynę zamiast skóry a skórę
zamiast kości
Przesuwam piasek po spiętrzonych
myślach
Kiedyś kościołem ścieliłam w sercu
Naczelny znak nieziemskie chcę
Z pokolenia na pokolenie Przekazywana fascynacja krzykiem
Migracja koszmarów cieni Poroże inteligencji zbrodni
Wkłada srebrny nóż w wieczorną
modlitwę
Armoryka wypada z książek Ustawionych po żydowsku na półce
Dorzucam ją do ognia myśli
Zawiesza się w uchylonych bramach
samozachowania
Płacz tętni pospiesznie i klei się
lękiem
Jeszcze chwila i mury drżenia ciała Złoży sejsmiczna eksplozja
Wieszcz rozchyla fatum nad obrzędem
we mgle
Autostrada tonie wprost od dębowych
liści
Keltoi.