Nie wódź mnie, Panie, na wygnanie z
Edenu
Nie wskazuj mi palcem drzwi
kościoła
Gdy obok chcę postać chwilę
I popatrzeć na kwiaty polne Twojej
kwiaciarni
Chcę dotykać rozżarzonych kamieni
Akurat rano w niedzielę
W konfesjonale tli się zawsze
szansa
Na owijanie człowieka
W szaty podłości i upokorzeń
Nie spowiadałam się wiem
Ale ja nie umiałam wytłumaczyć
Że właśnie przed Wielkanocą
wchodziłam
W trójkolorowe sady i soczyste
ogrody
Z moją wiarą kojącą jak miękkie
kapcie po całym dniu łażenia
Na Pasterce nie byłam
Ale leżałam na sianie
I rozpamiętywałam Twoje życie
ciężkie
Jak znoszone i niemyte włosy
Miałam zajść do Ciebie w tę
niedzielę
Na trzynastą
Ale zostałam dłużej w galerii
Przed obrazem
Upamiętniającym Twoje Zmartwychwstanie
W skrzydłach unoszących się nad nim
owadów
Migotały kościelne witraże
A w moich łzach spływających pod
nim
Twój obraz i podobieństwo.