czwartek, 17 grudnia 2015

Chronos

Wierszyk wigilijny napisałam wieki temu.
Dzisiaj zaczynałby się "Zbliża się łańcuch bezglutenowy...".
Nie uciekam już, bo nie mam przed kim.
Nie staram się też o rolę moderatora życia.
W Świętego Mikołaja wierzę bardziej niż kiedykolwiek.
I to nie z obawy przed Krampusem, ale tak bezwarunkowo.
Fiolet mam zawsze pod ręką albo w zasięgu wzroku. W niedzielę pomalowałam na fioletowo moją szkatułkę. Ozdabia ją dodatkowo lawenda, która oswaja mnie z pędzącymi łzami na surowych kołach codzienności.
Z lampek zrezygnowałam. Wolę świece, najbardziej lawendowe jak mydło w kostkach i płynie. Nic tak nie potwierdza metafizyki jak płomień świecy. I obecności tych, których nie ma przy nas tak boleśnie namacalnie i na głodno.
W szpilkach nie muszę chodzić, bo jestem bardzo wysoka. Zupełnie na płasko wędruję w jakiejś kuli czasu.
Mój Agat porozumiewa się ze mną bezproblemowo, nie potrzebuje do tego ludzkiego głosu.