niedziela, 17 maja 2015

Bombki deszczu

Aniołowie na rumakach nocy przemierzają stepy nieba
Rozbryzganie jakiego tym dokonują nazywamy urwaniem chmury
Załamaniem pogody Śwista od razów ich mieczy To zaprzęg Archaniołów
Mokre ubranie na poręczy krzeseł Siedzimy w skupieniu z ubraniami
Razem
Zagarniam przestrzeń na szufelkę Zagarniam smak Zapach Ciszę
Miękki przypadek Kruchy cios Słabe kolana w kącie
Mistycznie zakurzonym Zarzucona nicość na plecach przebitych przez strach
Bombki deszczu kołyszą mrok w smugach wątpliwości
Obsesja w tłumie mówiącym w innych językach
Mocno obejmuje mnie nicość Zazdroszczę Twardowskiemu jego dziecięcej wiary
Każdy ma prawo mieć inne zdanie Nikt nie ma mojego zdania
Choć chcę wręczyć mu prawo Ściąga próg wciąż w dół czasu Światła Dnia
Który przestaje być moim początkiem Podróż już obok siebie
Czy istnieje schizofreniczne zmartwychwstanie
Może zrobię się filozoficznie na Platona
Uporządkuję sobie Platonem życie Na półce z poetą mistycznym
Starcem pamiętającym Holocaust Obecnie kloszardem z wolną wolą
Reprezentatywny wybór Zawsze to jakoś brzmi.