Jestem mistrzem i błaznem
Jestem wpisana w dwór jak jego komnata i loch
Błaznuję po wielkich ucztach
Ale też gdy pada deszcz i jest smutno
Mam maskę psa
Udaję odważniejszą od celtyckich wojowników
Jestem wzajemnie powiązana z lękiem
Co chorą mnie jeszcze nie czyni
Ale określa moją osobowość
Dziwaczną podejrzliwą i oschłą
Moją szatą po występach
Jest niezborność ciała
Noszącego moje myśli chore
Lub myśli chore noszą ciało moje
O traumatycznej wyprawie w
Apartament z nieudaną próbą samobójczą
Ostrzeżenie zawsze przychodzi z twierdzy
Nawet w zatraceniu sezonu zimowego
Ale w kolorze
Jest szafa dyplomów moich i gratulacji
Taki banalny dramat artysty
Tłamsiciela własnego ja niby z przypadku
Wobec przetrzymywania mego czasu
W ogrodzie bez bramy i altany
Moja obniżona zdolność do doznawania nieba
Moja ułomność w odczuwaniu nieba
Mój koszt emocjonalny błazna
Stracone złudzenia
Gdy staję w drzwiach i czekam
Na nieżyjącego od ćwierć wieku ojca
Stracone szanse
Gdy paraliżem spoglądam na dzwoniący telefon
Woskowe usta ułożone w równoległe plastikowe linijki
Impas nad pustą kartką
Konfiguracja zwykłej śmierci w wysokich górach
Stoję przed tobą życiem snem
Z mocno uniesionymi wątpliwościami
Bez wchodzenia w dom
Z wyjściem tylko na murawę zieloną
By przysłoniła mój wypadnięty ząb mądrości intensywnie i daleko
Tak to wygląda
Gdy się jest mistrzem i błaznem.