piątek, 11 marca 2016

Dama prawdziwa

Wytworna kobieta w długim
Po kostki
Bladobłękitnym płaszczu spiętym z tyłu
W pasie
Złotą klamrą w kształcie żurawia
W rozpaczliwym geście żegnającego
Dzień zakupu płaszcza w zatłoczonym
Sklepie
Nie nie
On jednak nie jest bladobłękitny
Jest bladoniebieski
Chyba jasnoniebieski nawet
I ona idzie ta kobieta
Nie
Ona kroczy dostojnie powoli
Mimochodem gna sobie
Jak nikt nie patrzy
I gniecie w dłoni bladoróżową powłokę
Parasolki
Na wszelki wypadek taszczy ją zawsze
I jest nareszcie
Na drodze tej damy
Fontanna misterna na potrzeby kobiet
W takich płaszczach w dzień
Upalny
Opiera parasolkę o granit fontanny
I trzepocząc radośnie raz jedną powieką
Raz drugą
Delikatnie obmywa skawalony puder
Na swej bladobrzoskwiniowej twarzy
Na podbródku i kościach policzkowych
Karmelowej nawet
W skroniach widoczny piasek pustyni
Och och och
Ach ach ach
W lustrze fontanny widać rygorystyczne dno
Co za kanciaste kamienie
Zły znak
Odwraca wzrok od kanciastego dna
Odchodzi
Dostojna kobieta przemierza park
Potoaletowym krokiem
Dzieci z wiaderkami i łopatkami
Łamią druty w zapomnianej parasolce
Guziki surduta nieba odpadają z trzaskiem
Deszczem napełniają się puchary
Parku zaparku i przedparku
Dama moknie.