niedziela, 1 maja 2016

Herbata przemija

Czasami boję się patrzeć za drzwi, przez okno, przed i za siebie. Boję się wiatru. Burzy. Boję się rano wstać i pomocować się z życiem, poćwiczyć uśmiech w hołdzie zmarszczkom. Nocą boję się snu, że odetnie mnie nagle od życia, że nie zobaczę już ścian, sufitu, herbaty w szklance. Boję się, że nie wejdę do łazienki i nie strącę jak każdego dnia szamponu z pralki, i nie wrzasnę "cholera jasna, kto go tu postawił?!". "Ty, mamo"-odpowie córka, a ja jej na to, że na pewno nie, bo szampon się stawia na półce. Potem poczuję błogi spokój pijąc kawę i pośmieję się sama z siebie, z tego mojego nieporządku. Mój nieporządek jest bardzo uporządkowany. Wiadomo, że nie odłożę na miejsce korali, że będą leżeć na książkach; ametysty na poezjach, turkusy na publicystyce. Wiadomo, że jak prasa to kolczyki. Jak północ to strach przed duchami. Lampka palona do świtu. Lęk przed kontaktem ze ścianą, przed dotknięciem ściany. Lęk przed kontaktem, przed dotykiem. Tęsknota za kontaktem, za dotykiem. Tłumiona normalność. Boję się snuć planów, snuję się całymi dniami po pustych ulicach, bo ludzie, których nie znam, poruszają się tylko, ale ich nie ma. Nie ma ich w moim krwiobiegu. Są krajobrazem. Świętym znakiem całości. Stworzeniem świata. Bo światło już było.Światło jest od przed "jest". Boję się przemijania. Boję się śmierci. Boję się, że mnie nie będzie. Dostanę tort przedawniony upałem. Okaże się, że film, który zrobił na mnie największe wrażenie, nigdy nie powstał i zostanie dopiero nakręcony za pięćdziesiąt lat. Przeganiam szybującą myśl, zrywam jak pajęczynę ze wstrętem, że czai się za nią wielki włochaty pająk. Akcja dzieje się zawsze w drugim pokoju. Spadł deszcz, a z nim kurz opadł po sam próg. Po deszczu kurz powróci, a z nim kałuże łez w moich oczach i zapomnę o oswajaniu tygrysa i waniliowym niebie.