środa, 4 maja 2016

Scena kuchenna

Chodzę boso po rozgrzanym piachu. Dotykam jądra Ziemi, a za nim Wszechświata. Organoleptyczny kontakt z tą, która mnie nosi i znosi. Z włosów skapuje mi jeszcze woda, bo nienawidzę suszarek. Na wznak zroszona trawa trawi zmysłowy kontakt z wyczekiwaniem. Do jedenastej pozostały tylko trzy minuty. O jedenastej nic się nie wydarzy. Nie zezwalam na żadne komentarze. Rzadki przypadek jak mój uśmiech. Poza tym nadsłuchuję mowy kwiatów. Ale tylko fioletowych. Dzisiaj.