Panie
Moja dusza płonie
Choć ledwie tlą się
Piramidy złotego piasku
Rozsypuje się struktura
Egipskiego imperium
Panie
Moja dusza płonie
Choć strzechy pokrył szron
A w guślarskim obrządku
Przyklapły konopie
Miasto wieje nocą
Panie
Moja dusza płonie
Choć zamilkły sennie
Sawanny i stepy
Korytarze labiryntów
Słabo oświetlone
Panie
Moja dusza płonie
Jej ogień silniejszy
Niż na olimpijskich igrzyskach
Choć ciało nieśmiało zaróżowione
Na czarnym rumaku
Peleryna miga czerwona
W puszczy odnaleziona
Wielka łza na starej gałęzi
Zaczepiona dwa wieki temu
Boże
Jak fioletem oddaje
W borze
Jaki wielki odczyn
Na dywanie czasu
Jak serce migoce
To w prawej to w lewej
Jak ssie przestworza
Jak tłoczy obszary
Jak powstaje całun
Nie mój ale znany
I drżą słowa na wardze
Aż wymkną się i pogonią
Pędem do bram
Faryzeuszów
Żeby bronić Cię
Przed najazdem okrzyków
Bo przecież każdy
Niezależnie od wszystkich i wszystkiego
Musi mieć swojego Żyda
Myśli jak wrony
Tłuką się do okien
Jak gromy przeszywają dachy i kominy
Tynkiem sypią po oczach
A ja na ich latawcach
Mknę do źródeł
Zaiskrzenia prawdy
Ocieram się o dzban ze świeżą
Ambrozją utajonej przepowiedni
Końca świata.