Spojrzał na człowieka tragicznej mądrości
Nie ułatwiał mi kontaktów
Z pożółkłym czasem pękającej farby
On krzyczał ekspresją Muncha
Na pustej ścianie
A przecież koniec świata tkwi w nas samych
My jesteśmy głębią początkiem i końcem
Istnienia
Bolesne poruszenie serca
Gdzieś poza szmaragdowym snem
Poza dobrem i złem
Na pokładzie transcendencji
Jeszcze ręce uczepione kotwicy
Pozostawiona w dalekim lesie
Zeszłoroczna świadomość
Gdyby mógł go wskrzesić jeszcze raz
Dałby mu serce z żelaza
Które ostrzyłby co rano innym żelazem.