poniedziałek, 12 lutego 2024

W samym miąższu pomarańczy

Pojawiam się co chwila w każdej chwili

Nie jestem pomiędzy unerwieniem miąższu

Rozwodnionym sosem bywam tak uparcie

Pomarańczowego światła na pachnącym pomarańczowo

Okręcie wygarbowanej skórki

Szlachetnej z pierzynką ochrony przed tajemniczymi

Przybyszami z mandarynkarni gorycz grejpfruta za nami

Otulam się lekką błonką a jej delikatność w połączeniu

Z moją krwią wywołuje pieczenie

Wielkie jak natężenie światła

W supermarkecie

Słodka śmierć w luksusowym apartamencie 

Jarmark wyobraźni nie znajduje wytłumaczenia na sobotnie konanie

W samym owocowym centrum 

Nerwy pomarańczy drgają Życie cytrusa faluje

I zamienia się dr Jekyll

W drobne malutkie białe robaczątka One otwierają subtelniutko

Moje powieki drążą uparcie

Pochłaniając niewidoczność moich źrenic zdradzone wieczory i pierwsze światła

Przeżuwają niesłyszalnie

Moje owoce życia Pachnąca i smaczna śmierć

Jak chińska gumka

Wymazuje w eleganckim stylu

Zaprzeszłe daty i urodziny w pomarańczowym nektarze

Łańcuszki robaczane tworzą nuty

Nokturnu oranżowego roztrząsania

Ostatniej jesieni cytrusa

Zgniłego ludzkiego życia.