poniedziałek, 24 kwietnia 2017

e-poniedziałek

Pisałam o zdjęciach w sieci nieprzystawalnych do wyglądu rzeczywistego. Jeszcze bardziej wyprowadzają na manowce wszelakie rozmowy z kamerą czyli wideo. Kamera działa z pewnym opóźnieniem i ma to związek z ruchem, gestem. Poza tym koncentruje uwagę na pewnych fragmentach, przez co uwydatnia, naddaje pewne części twarzy, pewne zaś umniejsza i chowa, w konsekwencji buziak staje się niezamierzoną karykaturą. Kiedy rozmawiam na wideo z kimś, kogo znam, myślę: "dziwnie wygląda" albo "widziałam ją/jego niedawno, ona/on tak nie wygląda". Jednak nie zawsze tak jest, bo jeśli nie znam rozmówcy w realu wtedy nolens volens ulegam temu, co widzę na ekranie, bo przecież to nie zdjęcie... Później poznajemy się na żywo i okazuje się, że znowu byłam w błędzie. Wygląd zewnętrzny to jednak pikuś. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się, bym spotkała osobę znaną mi wcześniej z internetu i by byłaby to ta sama osoba. Nawet jeśli znam kogoś długo (kilka lat) w necie i mam z tym kimś w miarę regularny, stały kontakt - niestety/stety jest to w świecie rzeczywistym zawsze ktoś inny. Nie chcę oceniać; lepszy czy gorszy, po prostu inny. Ale to tak bardzo inny, że ja tej osoby nie znam, choć myślałam wcześniej, że znam choć trochę. Kreujemy się, bardziej lub mniej świadomie tworząc e-osobowość. E-osobowość nie jest tak naprawdę naszą osobowością, bo jest to sprzeczne z naszą naturą. E-osobowość jest nienaturalna. Czasami ją liftingujemy i koloryzujemy a wtedy zyskujemy na atrakcyjności, czasami zaś nieporadnie brniemy w gąszczu wirtualiów, ulegamy schematom i stajemy się jednym z wielu bez własnych, indywidualnych cech, które czynią nas wyjątkowymi. Wszyscy na swój sposób jesteśmy wyjątkowi. W internecie mało kto jest wyjątkowy, a jeśli nawet to krótko, bo internet cechuje nade wszystko terminalność. Kiedy, tak mocno aż do kości, zastanowimy się nad czasem spędzanym ze znajomymi w necie to w mniejszym lub większym stopniu jest to czas marnotrawiony. I choć nigdy z żadnej relacji nie wychodzi się z niczym, bo wszystko składa się na nasz plecak doświadczeń to jeśli powielamy relacje; zostają te same rozmowy a zmienia się jedynie rozmówca. Pływamy wciąż w tym samym akwenie, przeczekujemy, trwamy, potem tępiejemy na inne bodźce, by ze zdumieniem odkryć, że rutyna wciąż ma się dobrze w obu światach tyle, że tu nosi nazwę e-rutyny.