piątek, 7 kwietnia 2017

Kokon Show

Dobrze się stało, że impreza wypadła dopiero w niedzielę, bo Igor miał czas na odpowiednie przygotowanie się. Nałożył żel na włosy i z mocnym kogucikiem wyruszył na podbój nowej blond piękności. Na parkiecie błyszczącym jak zapłakane oko wyginały się pary w rytmach bez rytmu, a niektóre płynęły sennie jak łabędzie u Czajkowskiego. Kokon nie rzucał się tym razem w oczy. Podskakiwał nieśmiało w lewej części parkietu. Unosił się kilka centymetrów, to znów opadał z niehuczącym hukiem. Był kokonem wyzwolonym, kokonem swobodnym, tzw. „new wave kokon”. Igor zdawał się go nie zauważać. Przecież nie musi w tłumie ludzi widzieć kokon. Ktoby zwrócił uwagę na kokon w czasie tak gęstej dyskoteki? Nikt, po prostu nikt! Igor poczuł wreszcie muzykę w sobie, w dole brzucha, chwycił nową blond piękność za pośladek, dostał w mordę i sam na błyszczącym parkiecie strugał durnia i lepił bałwana tancerza, uśmiechał się do wszystkich tych, którzy się na niego nie patrzyli.Tylko kokon podchodził do niego bliżej i ocierał się niepewnie. ”Widziałem jak w mordę dostałeś prezent” – zdawał się mówić i chyba w zasadzie to doprowadzilo Igora do tzw. ostateczności, polegającej na stłuczeniu do nieprzytomności gościa, który nazwał go „palantem”, na dodatek „sztywnym” i rozkazał kiwanie się w innym miejscu. Po powrocie do domu Igor wcale nie był zdenerwowany. Otworzył szafę, zawiesił w niej wieszak z koszulą, przesunął wieszak z kokonem i dowiesił wieszak z marynarką. Potem poszedł do kuchni. Otworzył lodówkę, wyjął z niej masło, kokon i żółty ser twardy. Ukroił dwa plasterki sera żółtego twardego morskiego, bo edamski miał ostatnio dziurki bardzo brzydkie, takie jak w nosie jego babci Stanisławy. Następnie schował ser żółty twardy morski na półkę lodówki, obok położył kokon i zamknął drzwi lodówki. Potem jeszcze zajrzał, by upewnić się, czy kokon na pewno leży na półce lodówki. Zjadł kanapkę bez apetytu i poszedł do pokoju. Włączył telewizor, w którym był film dokumentalny historyczny o dziwce. Na drugim kanale leciała komedia o kokonie. Wyłączył telewizor. Włączył CD, ale kokon kiepsko śpiewa, więc głosy i szmery małego krążka drażniły subtelne ucho Igora. Efekt – CD wyłączone. Wziął odkurzacz. „Nie będę żył jak szczur” – pomyślał odkurzając dywan. Kokon odkurzył szczególnie dokładnie. Dopiero, gdy ciągnąca maź zaczęła pochłaniać lufę odkurzacza, zdesperowany przestał. Jeszcze spocony sprzątaniem Igor wyszedł na mroźne powietrze. Prawie nikt nie spaceruje w tak zimny wieczór. Tylko jakaś młoda para i skulony jeden kokon. Igor pokręcił się kilkanaście minut i wsiadł do nadjeżdżającego autobusu numer bez znaczenia.W autobusie siedziały nieruchomo cztery osoby i kokon. Igor usiadł najdalej jak mógł od kokonu, żeby nie było, no wiecie, żeby nic nie było. Ale na następnym przystanku kokon wstał z siedzenia, zatoczył walca na pół pojazdu i zastygł obok kasownika. „Dwa ruchy i jest przy mnie” – pomyślał Igor i instynkt samozachowawczy nakazał mu poddusić kierowcę do momentu, aż ten zatrzymał pojazd na wolnym drzewie i wyskoczyć z autobusu. Igor biegł na oślep i biegłby dalej, ale jak na złość zobaczył pana w białym fartuchu trzymającego różową watę cukrową. To taka wesoła wersja lekarza polskiego. Igor uwielbia watę cukrową różową, zje też białą. Zielona jest niedopuszczalna!!! Za zieloną watę cukrową na patyku można uśmiechniętego pana w białym fartuchu zabić. Można zniszczyć wesołą wersję lekarza polskiego. Igor kupił różową watę cukrową, ale nim zaczął ją jeść, przyjrzał się uważnie...Tak, to był kokon. Kokon w przebraniu. Kokon ‘a la różowa sukienka. Kokon Judasz Iskariota. Koń Trojański. Ale Igor to przewidział, Igor to rozszyfrował! Tajemnica Enigmy puściła, gdy uśmiechnięta wersja lekarza polskiego zadyndała na najgrubszej gałęzi z różową watą cukrową na patyku utkwioną w gardle. Samochód policyjny to trzech policjantów i jeden kokon. Igor w kajdankach. Igor zwycięzca! Pierwsze miejsce na mistrzostwach świata w Kokoniakach Dolnych. Jest jak Adam Małysz, misterna kopia Ireny Szewińskiej. On Igor I Wielki! Szpaler przechodniów, czerwone migające do Igorka światełko na aucie, serenada syreny – wszystko na cześć Igora. Kokon bije mu brawo. Z aresztu wprost na białą salę szpitala psychiatrycznego. Wiozą Igora jak włoskiego mafiosa, jak Hannibala Lectera. A tam w drzwiach już go witają ordynator i lekarz prowadzący, pielęgniarka i salowy. W tle widać poważny kokon w białym kitlu ze słuchawkami. Ale jazda! Trójwymiarowa kicha! Zakręcony odlot! Wielomiesięczna kuracja; 6x po 6 tygodni różnych mieszanek kolorowych pigułek i na lato Igorek jak nowy wychodzi na świat. Gorące promienie muskają jego schłodzoną skórę. Postaci w t-shirtach i bermudach tłumem walą wte i wewte. Cały świat zawirował od ciepła bijącego z wielkiego kokonu na błękitnym niebie.