poniedziałek, 25 lipca 2016

Mężczyźni. Obecność

Miałam kiedyś taki rok, w którym umarli dwaj moi bracia i odszedł mój mąż. Nie było wojny, a ja w ciągu zaledwie paru miesięcy straciłam trzech mężczyzn mojego życia. Przez pół roku spałam. Nie brałam żadnych leków nasennych. Po prostu spałam. Aktywowałam się na dwie, trzy godziny podczas doby. Patrzyłam wtedy w sufit i myślałam, żeby zasnąć. Kiedy już myślałam to myślałam tylko o tym, by spać. Wreszcie przyśnił mi się mój ojciec, za życia zawodowy bokser. Stanął nad moim łóżkiem i powiedział „jeśli możesz jeszcze wstać to wstań”. Mówił tak, gdy miałam 5 lat i uczyłam się jeździć na rowerze. Tłumaczył mi wtedy, czym jest boks, walka i ring; że życie to jest ring i trwa tak długo, dopóki jesteśmy w stanie się podnieść. Podnieść, by dalej walczyć. Jako pięciolatka podnosiłam się otrzepując kolana, by wsiąść ponownie na rower i wreszcie nauczyć się jeździć. Tym razem było jednak gorzej; musiałam nauczyć się żyć bez zawału serca na widok byłego męża z narzeczoną u boku. Żyć bez rodziców, braci i dalszej rodziny, bo ich już nie będzie. Żyć z pełną świadomością ogromu daru, jakim jest Obecność. Mówi się najczęściej o miłości. Trzeba doświadczyć bardzo dotkliwie braku, by poprzez ten brak uzmysłowić sobie, że nasza codzienność osadzona jest w myślach, czynach, poczuciu bezpieczeństwa, spokoju, samej naszej tożsamości na Obecności właśnie. Bliscy to nie jest sprawa tylko serca i związanych z nim uczuć. Bliscy to kwestia świadomościowa. Świadomość korzeni, przynależności do rodu, więzów krwi, przekazania kodu genetycznego, świadomość obecności. Obecności obok nas lub tuż tuż, lub troszkę dalej. Ale ta obecność trwa, jest stałym porządkiem dnia, sprowadza nas do pionu po zawirowaniach i odpływach. Moja babcia powtarzała przy każdej sposobności moim braciom i mnie „jest was tylko troje i macie o siebie dbać”. Nasze relacje pozostawiały wiele do życzenia, bo były i kłótnie, i pretensje, i żale. Na pewno do końca z młodszym bratem opiekowaliśmy się starszym bratem, zwłaszcza po śmierci bratowej. Bracia byli jednak moim oparciem, przez sam fakt, że byli moimi braćmi, więc odkąd ich nie ma – moje życie siedzi na taborecie. Taboret będzie już zawsze. Kręgosłup od siedzenia na nim będzie już na stałe bolał.