niedziela, 24 lipca 2016

Ukołysane kołyszące długie kuszące spanie

Wybiła godzina, w której noc postanowiła wziąć ziemię w swe objęcia. W tym i momencie skrzydlata moc zesłała do mych stóp wyjątkowo rudego lwa z wyjątkowo dostojną grzywą i wyjątkowo miękkimi poduszeczkami na podeszwach stóp. Ile warte są takie poduszeczki? Siedzę z lwem przed otwartym morzem. Wszyscy nas omijają. Tylko ja się nie boję lwa. Szepcze mi do ucha, że możemy się wykąpać w ciepłym morzu i oddać jego soli sól naszego potu po tak gorącym dniu. A dzień był gorący, nagrzany piecykiem elektrycznym i skoczną muzyką ze zniszczonego gardła, znalezionego na śmietniku, sprzętu. Ale ja boję się wejść do morza, tak jak do życia. Przez całe życie stoję przed życiem jak przed świeżo pomalowanymi drzwiami. Wycinam mu czasem czerwone serduszko i rysuję kwiatki. Ale nie biorę za klamkę. Wmawiam sobie, że to dlatego, bo czuć jeszcze farbą. W moim życiu nie ma miejsca na firanki, nie ma firanek nawet na rzęsach. Jest jedna szafa, w której czekają ciągle nie rozpakowane walizki. Tłumaczę to tym, że nie ma wieszaków. Lustro jest tak gęste od westchnień, że brakuje mu twarzy do udawania. W kuchni leży kartka z napisem ”trzeba kupić chleb”. Są butelki, w których zabrakło mleka o 10-tej rano zeszłego wieku. Ale na suficie jest milion gwiazd i wszystkie są moje na własność. Akt własności mam jeszcze na myśli własne i cienie na ścianie. Ścianę przeszył czas artystycznie muliną jasnofioletową i przyprószył przepiórczym puchem. Na obrusie plama po soku, którego nigdy nie było. W zamrażarce gotowy do użycia na każde wezwanie dramat strachu. Poukładane w pojemniczki na lód małe horrorki do każdego drinka. Zamknęłam to całe pieprzenie kota w pazur na plastelinę i jestem nad morzem z lwem. To dziwne, że on nie może przy mnie usiedzieć dłużej niż dziesięć minut, bo to jest lew ludojad i bez przerwy kogoś pożera. Można by rzec: chwyta dzień, cieszy się chwilą. Przyniósł mi czarne, błyszczące buciki z ostatniej ofiary, za ciasne. Rozgląda się za kimś z większą stopą. Ale to, mimo mej całe sympatii dla niego, głupi lew. Bo mądry lew nie pozwoli sobie zawiązać kokardki na czubku ogona. Mądry lew nie krzyczy wróblowi prosto w dziób ”chcę koktajl jagodowy i zapach średniowiecznego palenia czarownic”. Mądry lew sam idzie na jagody i zapędza czarownicę do zrobienia koktajlu. Mądry lew spala ją później własną łapą podkładając ogień i ryczy na cały plac ”proletariusze wszystkich mroków średnich wieków rozłączcie się ”. Tak robi mądry król zwierząt. ”Jesteś zwykłym pluszowym królikiem”… Mówiąc to widzę jak się kurczy i wypuszcza powietrze. Siedzę nad otwartym morzem. W ręku trzymam zapiaszczonego i długouchego szmaciaka.Wszyscy omijają mnie z bezpiecznej odległości. Mimo szumu fal słyszę nadjeżdżającą policję.” Stań w rozkroku! Rzuć królika pomału, bez gwałtownych ruchów, ręce do góry! Nie podnoś na nas gwałtownie wzroku, bo strzelimy ci prosto w łeb!”. Gładzę czarne, przymałe lakierki i zastanawiam się, jak to zrobić, żeby nie podnieść na nich gwałtownie wzroku. Nie boję się krwi od ich strzałów i tak mam jej pełne usta z tych wszystkich ofiar. Boję się, że nie zmieszam soli mego życia z solą morza. Bo ziemia już dawno jest przesolona. Sito moich pleców obmywa bogactwo jodu. Ryczące fale wygłuszają kolejne odgłosy wystrzałów. Zanurzam się coraz głębiej.”Co za noc”- krzyczy lew, który ostatecznie przestał być królikiem. ”Dla takiej chwili warto było umrzeć”- krzyczy królik, który ostatecznie przestał być lwem. ”Co za szaleństwo”- krzyczy policjant w gaciach w różowe prosiaczki, płynący obok mnie i strzela sobie w łeb. ”Jakie gorąco”- krzyczą różowe prosiaczki na tyłku gliniarza i przypalają sobie papierosa. ”Jak dobrze”- woła suka policyjna i prowadzi polonezem wszystkie śledzie świata. ”Bądź ze mną znów tak blisko”- woła kamień do kamienia. A ten przeskakuje radośnie pokrzykując ”A miał kamień na kamieniu nie zostać”. Odwracam chwilę na kolejną kartkę, a tam przepis na dodanie do kąpieli płynu o zapachu morskim. Z prysznica leci gęstym strumieniem krew. Rozstąpione świty dwóch dni nie rozumieją zaistniałej sytuacji. ”Ja nie jestem sytuacją”- bronię się. ”Ja jestem całą armią wschodów i zachodów, przypływów i odpływów i dżemem na chlebie na śniadanie”.